Part 31

226 17 11
                                    

Była przerażona i obolała. Słyszała huk wystrzału a w nosie czuła zapach prochu. Skuliła się chowając głowę w swoich ramionach kiedy wybuch rozbrzmiał na całym piętrze. Nie rozumiała tego co się działo. Kiedy weszła na piętro przywitała sie z każdym. Widziała mężczyznę, który prowadził wózek z pocztą. Minęła go z uśmiechem i odłożyła torbę na swoim biurku. Chris powinien pojawić sie za parę minut. Powinna zrobić kawę. Kiedy podeszła do ekspresu usłyszała pierwszy wystrzał. Kaskada kul przecięła powietrze. Ostry ból ramienia utwierdził ją w przekonaniu, że jest w niebezpieczeństwie. I to ogromnym niebezpieczeństwie. 

W Nowym Jorku panował chaos. Kiedy tylko wysiedli na lotnisku dostrzegli kobietę, która na widok Williamsa podniosła rękę. Blondyn uśmiechnął sie do niej szeroko. Cały lot Jay sie niecierpliwił. Chciał wiedzieć wszystko na bieżąco. Zwłaszcza kiedy całą drogę na lotnisko nie mógł dodzwonić sie do Elsee. Przerażenie go zmroziło. Nie wiedział kto był za to odpowiedzialny. Nikt nie odzywał sie całą podróż. Widzieli tylko wymalowaną na jego twarzy niecierpliwość. Gdyby mógł sie teleportować do Nowego Jorku za pstryknięciem palca. Musiał sie upewnić, że z Elsee jest wszytko w porządku.
- Ginny - detektyw przytulił kobietę na przywitanie. 
- Danny - poklepała go po plecach, przytulając - Wyglądasz świetnie. Hawaje ci służą - dodała opierając ręce na jego ramionach. Danny roześmiał sie cicho i spojrzał na koleżankę z akademii. Znali sie kawał czasu. Oboje pochodzili z Jersey i oboje rozpierzchli sie po całych Stanach. 
- Tak, powiedzmy - mruknął - Poznaj moich towarzyszy - dodał przedstawiając jej, każdego z osobna. Kobieta uśmiechała sie do nich kiwając im głową na powitanie. 
- Ginny pracuje w sztabie zarządzania kryzysowego - wyjaśnił 
- Dowodzę sztabem - sprostowała go - Od kilku miesięcy - dodała widząc jego zaskoczone spojrzenie. Blondyn uśmiechnął sie do niej. 

W szpitalu panował chaos. Kiedy tam weszli poczuli sie jak w jakimś filmie katastroficznym. Wszyscy lekarze biegali w chaosie, co chwilę otwierały sie do drzwi i pojawiał sie kolejny poszkodowany. Jay musiał sie tu pojawić. Musiał przyjechać i znaleźć Elsee. Ginny przekazała im, że wszyscy agenci z zaatakowanego piętra trafili do szpitala. Lekarze musieli sprawdzić ich stan. Szedł korytarzem i rozglądał sie zaniepokojony. Wśród osób, które pracowali w ATF, nie mógł znaleźć brunetki. Z każdym metrem czuł rosnącą w żołądku bryłę lodu. 

Zacisnęła palce na ramionach Enas, która chciała wbiec na salę zabiegową, gdzie leżał jej mąż. Elsee przycisnęła ją do siebie starając uspokoić. Napięła mięśnie ignorując ból ramienia. 
- Enas, Enas... - stanowczo przycisnęła ją do siebie - Jemu nic nie jest. Muszą go poskładać - dodała
- Els... - szloch przyjaciółki uświadomił jej, że ona kilka lat temu była w tej sytuacji. Musiała za wszelką cenę uspokoić żonę swojego partnera. 
- Nic mu nie jest - mruknęła gładząc ją po plecach. Czuła jak Enas w jej ramionach szlocha. Rozumiała ją doskonale. Sama martwiła sie o jego przyjaciela. Sama chciała mieć pewność, że nic mu nie jest. Że to co sie stało nie zrobiło mu ogromnej krzywdy. Była przerażona. W głowie nie miała nic.  Tylko ciemność. Nie potrafiła pojąć co stało sie kilka godzin prędzej. 
- Mike! - krzyknęła za lekarzem, który ich minął. Mężczyzna odwrócił sie i spojrzał na nią. Wyglądała okropnie. Widział zadrapania na jej twarzy, krwiawiącą ranę na ramieniu. Ale Elsee nie dała sie położyć na łóżku. 
- Tak?
- Podasz Enas coś na uspokojenie? - wskazała na swoją przyjaciółkę
- Jasne. Enas, chodź ze mną - lekarz pojawił sie przy nich. Szatynka podniosła wzrok i spojrzała na mężczyznę. 
- Dam ci znać jak zabieg sie skończy. I przywiozę do Chrisa - złapał ją pod ramię. Kobieta niechętnie podniosła sie i skierowała za lekarzem. Elsee spojrzała na jej plecy i dotknęła swoich ramion. Syknęła czując ostry ból w lewej ręce. Spojrzała na swoją dłoń, gdzie dostrzegła krew. Odwróciła głowę do ramienia. Rozcięcie wyglądało paskudnie. Ale nie mogła odejść od drzwi, gdzie był Chris. Musiała mieć  pewność, że jej partner jest cały. Poczuła nagle jak ktoś przyciąga ją do siebie i przyciska. Pisnęła zaskoczona. 
- Els... - głos pełen ulgi należał do Jay'a. Halstead z impetem przyciskał ją do siebie. Kiedy usłyszał jej głos coś spadło z jego serca. A kiedy ją zobaczył uspokoił sie zupełnie. Była tutaj i była cała. Wsunął palce w jej włosy i pocałował skroń. 
- Jj... Jay? - chyba była zbyt oszołomiona
- Jestem tutaj - odsunął ją od siebie.  Spojrzał na jej twarz. Starł z jej polika kurz. Wyglądała na przerażoną. Delikatnie pocałował ją przyciskając do siebie ponownie. Musiał mieć stuprocentową pewność, że nic jej nie jest.
- Co ty tu robisz? 
- Przyjechaliśmy po Coldera, kiedy dowiedzieliśmy sie że strzelano do was 
- Co? 
- Spokojnie, Fro... Później ci to wyjaśnię - cmoknął jej czoło - Wszystko z tobą w porządku?
- Ttak... - w głowie kołotały sie jej słowa Jay'a, że Colder jest w Nowym Jorku. To on strzelał? To on za tym stał? Nie, to niemożliwe. Poczuła jak zacisnął palce na jej ramieniu poniżej zadrapania. Ściągnął brwi przygladając sie jej ramieniu. 
- Powinien zobaczyć to lekarz - mruknął i podniósł głowę na korytarz szukając kogoś, kto mógłby sie tym zająć. 

Pokręcił głową, kiedy weszła do ratusza. Uparła sie, że nie pojedzie do domu. W nosie miała zalecenia lekarza. Nie obchodziło ją zdanie jej szefa. Musiała dowiedzieć się, kto wysadził ich piętro. Kto zabił trójkę jej współpracowników. I ten ktoś będzie musiał za to zapłacić. 
- Ja uważam, że...
- Nie! - warknęła pchając wielkie drzwi. Szatyn zacisnął zęby patrząc na jej plecy. Kiedy była opatrywana przez lekarzy, on pojechał do jej mieszkania i przywiózł jej ciuchy. 
- Elsee... Dużo sie dzisiaj dzieje 
- Jay! - odwróciła sie z impetem z jego kierunku - Nie pojadę do domu! Muszę znaleźć tego, kto to zrobił - wycedziła przez zaciśnięte zęby. O tak, Elsee była bardzo uparta. Bardzo, bardzo... Fuknęła niezadowolona i skierowała się w głąb budynku. Widział jak jej ramiona się kołyszą a mięśnie zaciskają. Była wściekła. Chciała wykurzyć tego, kto zrobił to im. Na jej widok wszyscy zamilkli. Zaskoczona spojrzała na komandora McGarrett i detektywa Williams'a. Tej dwójki zupełnie się tutaj nie spodziewała. Obaj na jej widok zamilkli, kończąc tym samym jakiś mało istotny spór. Wszyscy na jej widok zamilkli. Odgarnęła włosy na plecy
- Dzień dobry
- Elsee, co ja ci mówiłem? - dyrektor agencji spojrzał na nią. Wywróciła oczami wsuwając ręce w kieszenie marynarki.
- Chcę znaleźć tego, kto to zrobił. Nie będę siedzieć bezczynnie. Zwłaszcza kiedy nie wiadomo co z Chrisem - syknęła. Czuła rosnącą panikę i złość. A kiedy czuła złość nic nie mogło jej powstrzymać. Wtedy nikt nie mógł czuć się bezpiecznie.
- Ale my wiemy doskonale, kto to zrobił - McGarret przykuł tym stwierdzeniem, jej uwagę. Odwróciła się w jego kierunku i spojrzała na niego. Ściągnęła brwi przekrzywiając głowę.
- Kto?
- Jimmy Colder - oznajmił spokojnie i wskazał na zdjęcie z dachu wieżowca stojącego po drugiej stronie ulicy od ich biura. Widziała doskonale twarz Jimmy'ego, który leżał na brzuchu z pistoletem snajperskim. Oparła się dłonią o biurko czując jak zakręciło się jej w głowie.
- A... Ale jak to?
- To próbujemy ustalić. Nikt cię nie śledził kiedy dochodziłaś do siebie? - oparła dłoń na swoim czole i pokręciła głową.
- Nie. Nie wydaje mi się. Nie, na pewno nie - wymamrotała. Teraz dopadło ją zmęczenie. Ta wiadomość i widok Coldera na zdjęciu ją przeraził. Spędziła w jego towarzystwie ponad pięć dni. Był niesamowicie ciepłym i inteligentnym mężczyzną. Kimś kto na pierwszy rzut oka nie wygląda na zimnokrwistego mordercę. I to ją przerażało najbardziej. Blondyn potrafił się wtopić w tłum tak, że nikt na niego nie zwracał uwagi. Ubierał się dobrze, był wyjątkowo dobrze wychowany. I ten jego gwiazdorski uśmiech. A do tego był morderczo skuteczny, zawsze wypełniał zadanie, zawsze osiągał zamierzony cel. Podniosła głowę i spojrzała na szatyna. Ten uśmiechnął się do niej i oparł dłoń na jej ramieniu. Widziała jak jej szef kiwa nieznacznie głową. Pisnęła czując jak unosi się ponad podłogę i zostaje przewieszona przez Halstead'owe ramię.
- Jay, puść mnie - jęknęła
- Jedziemy do domu - oznajmił twardo kierując się do wyjścia. Spojrzała na zebranych w pokoju kiedy Halstead odwrócił się do drzwi. Wyglądali na rozbawionych całą sytuacją. Ale jej wcale nie było do śmiechu. Była i przerażona i zmęczona i wściekła.

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now