Part 12

349 17 19
                                    

Nie umiał sobie znaleźć miejsca. Chodził po całym mieszkaniu ocierając wargę z krwi. Nie wyglądał zachęcająco. Dobrze, że jej partner przynajmniej nie połamał mu nosa. A chyba byłby do tego zdolny. Spojrzał w okno. Myśl, że Elsee jest gdzieś tam go przerażała. Większy strach odczuwał zwłaszcza kiedy przypominał sobie z kim tam jest. Colder to psychopata. Jeśli tylko dowie się kim ona jest będzie groziło jej niebezpieczeństwo. Usiadł na kanapie i oparł twarz na swoich dłoniach. Zawsze mu na niej zależało, zawsze się o nią troszczył. Od samego początku. Kiedy ją zobaczył w ławce. Przyglądał się oczarowany jej szarym oczom i uroczej twarzy przekreślonej uśmiechem. Musiał ją poznać. Ten impuls w jego głowie pociągnął go do niej i do jej ławki.

Wpatrywał się w jej plecy idąc za nią. Poprawił plecak na swoich plecach.Jej włosy błyszczały w słońcu. Zupełnie ignorowała wszystko co do niej mówił. Odwróciła się nagle z impetem w jego kierunku.
- Czego ty ode mnie chcesz? - fuknęła zrezygnowana. Próbowała od niego uciec ale on był dosłownie wszędzie. Zatrzymał się opierając mostkiem o jej wyciągniętą dłoń. Wyglądała uroczo kiedy się denerwowała. Marszczyła nos zabawnie a jej oczy robiły się ciemniejsze i wyglądała jak demon. Kilka osób stojących na placu przed Liceum Świętego Patryka przyglądało im się z zaciekawieniem. Halstead wpatrywał się w nią oczarowany. Podobała mu się.
- Ciebie – rzucił ze znaną sobie pewnością siebie. Jej oczy zrobiły się okrągłe z zaskoczenia. Szatyn roześmiał się w głos widząc jej reakcję na to. Cofnęła rękę i wsunęła ją do kieszeni. Patrzył na nią z zaciekawieniem. Nie wiedział jak zareaguje na to. Był ciekawy. Ale on nigdy nie miał oporów żeby mówić otwarcie o wszystkim.
- Weź się bujaj gościu – prychnęła i odwróciła się do niego plecami. To wprawiło go w osłupienie. Szła swoim znanym krokiem w kierunku bramy. Obserwował ją zaskoczony.
- Źle do tego podchodzisz, Stary – Mouse stanął obok niego. Szatyn odwrócił się w kierunku przyjaciela. Uniósł brew.
- Źle?
- Elsee musi cie poznać najpierw. Jak chcesz kogoś poderwać to się wypytaj koleżanek – oznajmił odwracając wzrok na przyjaciela i puknął się w czoło. Halstead roześmiał się w głos i skierował z Mouse'm w kierunku wyjścia ze szkoły. Jay przysłuchiwał się przyjacielowi. On się zabrał za to jak trzeba. Zrobił rozeznanie wśród jej koleżanek. To nie było pierwszy raz, że musiał myśleć za przyjaciela.

Nie przeszkadzało mu nigdy to kim była. To cała jej historia właśnie ukształtowała Elsee, którą znał. To że wychowała się w domu dziecka nauczyło ją iść po swoje. Zawsze. Z czasem nauczył się jej całej. Dowiedział się co ją denerwowało, wiedział na co była uczulona. I udało mu się z nią zaprzyjaźnić. Od samego początku podobała mu się. Miłość przyszła z czasem. Ale to taka miłość która go po prostu ścięła z nóg. Myślał o Elsee cały czas. W Afganistanie musiał skupiać głowę na czymś przyjemnym. A ona była właśnie czymś takim. Odliczał dni do powrotu bo chciał zobaczyć ją znowu. Rozmawiał z nią kiedy tylko miał możliwość. Potrafił tygodniami nie dzwonić do rodziców, ale z nią musiał być w ciągłym kontakcie. Jej głos, wzrok, śmiech – pozwalało to mu nie oszaleć w tym piekle.

Nerwowo przestępował z nogi na nogę. W tle słyszał jakiś żart swojego dowódcy. Miał to w nosie. Chciał jak najszybciej wylądować. Chciał przejść wszystkie badania, kwarantannę i wrócić do domu. Do Elsee. Do swojej miłości. Do kogoś kto pomógł mu nie oszaleć w Afganistanie. To było piekło na ziemi. To było takie dziwne, zabawne ale prawdziwe. Nie chciał niczego innego. Wiedział, że ona nie ma zamiaru odejść od niego. Powtarzała mu to za każdym razem. Ale on musiał mieć tą pewność.
- Halstead nie mów, że boisz się latać? - komandor spojrzał na niego
- Niecierpliwi się. Tupie nóżką – Rogers szturchnął go w bok
- Eeh wy młodzi jak zwykle. Chcecie wszystko na wczoraj – dowódca wywrócił oczami. Szatyn odwrócił do niego wzrok. Zazwyczaj był twardy i wymagający ale też rozumiał miejsce w którym się znaleźli. I wiedział, że ludzie różnie reagują na widok wojny. To nie jest przyjemna wycieczka krajoznawcza. Muszą mieć oczy dookoła głowy. Zawirowało mu w głowie. Zapiął pas słysząc w głowie głos pilota, który informował ich o podejściu do lądowania. Pół roku w Afganistanie ciągnęło się. On czuł się już tym zmęczony. Zacisnął palce na pasach i zamknął oczy. Robiło mu się niedobrze. Samolot zaczął zniżać swój lot i trafił na turbulencje. Jay zacisnął powieki. Wszystko podeszło mu do gardła. Potężny wstrząs uświadomił im, że są już na ziemi.

To właśnie wtedy wszystko w jego głowie zaczęło się psuć. Nikt nie wie tak na dobrą sprawę co skłoniło go do ucieczki. Ale kiedy biernie patrzył na to co robił ten drugi gość w jego głowie czuł jak zapada się. Odłożył zakrwawioną chusteczkę na blat. Ciągle ją kochał. Popełnił błąd, że ją zostawił. Popełnił błąd, że nie odezwał się. Ale nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. Wiedział doskonale, że potrafił być nieobliczalny. Musiał ją chronić przed samym sobą. Nie mówiła tego głośno ale widział w jej oczach strach. Bała się go czy bała się o niego? Za każdym razem kiedy widział jej łzy przez niego coś w nim umierało. To ona przecież pchała go do przodu, ułatwiła mu wszystko związanego z wojskiem. Ale PTSD jest niewdzięczną suką. Niszczy głowę. Przedtem nie chciał słyszeć w ogóle nic o wizycie u specjalisty. Teraz już wiedział, że to było potrzebne. Był na dnie. Umierała jego mama, był przy niej i czuł jak rozpada się jeszcze bardziej. Powrót do domu...

Kobieta o kasztanowych włosach, zupełnie jak jej gość, wyglądała na zaskoczoną. Jay spojrzał na nią czując się zagubionym. Szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wyciągnęła ręce w jego kierunku. Zatonął w bezpiecznych ramionach swojej matki czując jak drży. To było jedyne wyjście jakie miał. Nie chciał kończyć swojego życia. Ale jeśli zostałby przy Elsee mógłby zrobić jej większą krzywdę. Już tamtego wieczora przegiął. Widział na jej ramieniu ślady swoich palców. Nie mógł jej narażać. Nie zasługiwał na nią. A ona nie zasługiwała na to jak ją traktował.
- Jay – czuł jak kobieta gładzi go po włosach całując jego skroń.
-Mamo, nie daję rady – jęknął. Odsunęła się od niego i objęła jego twarz swoimi dłońmi. Widziała w jego oczach ogromne przerażenie i łzy.
- Sam jesteś? Gdzie Elsee? - spojrzała na niego z troską – Wejdź, porozmawiamy – oznajmiła odsuwając się. Dostrzegła w jego rękach małą torbę podróżną. Wyglądał na okropnie zmęczonego. Zamknął drzwi od domu i poczuł się dziwnie bezpieczny. W drzwiach pojawił się jego ojciec. Pat Halstead uniósł brew przyglądając się synowi w skupieniu. Widział, że Jay próbuje zachować resztki pozorów. Ma za swoje. Chciało mu się bawić w wojnę. To teraz ma. Nie dostrzegł nigdzie jego żony. Po kwadransie siedział na kanapie w salonie i opowiadał swoim rodzicom o wszystkim. Widział przerażenie w oczach matki i zdegustowanie w oczach ojca.
- Masz natychmiast wracać do Nowego Jorku! Twoje miejsce jest przy żonie! - Pat zerwał się z fotela i wskazał na drzwi.
- Pat! – kobieta spojrzała na niego zezłoszczona – Zobacz jak on wygląda. Twój syn potrzebuje pomocy a nie...
- Zamilcz! - warknął Halstead senior – Zostawił Elsee w Nowym Jorku. I jest tutaj sam. Ciekawe jestem czy ona w ogóle o tym wie
- Wie – rzucił Jay wstając – Wie. Sama kazała mi wrócić do was – warknął – Ale pewnie nie wiedziała, że tak mnie powitacie – złapał za swoją torbę i skierował się do wyjścia. Usłyszał krzyki matki kiedy kierował się do drzwi.

Wszyscy uwielbiali Elsee. Chociaż jego ojciec potrzebował dużo czasu żeby się do niej przekonać. Jednak Pat Halstead był zupełnie trudnym człowiekiem. Tylko jego mama umiała jakoś łagodzić jego podły charakter. Liczył się chyba tylko z jej zdaniem. Ale i tak nie zawsze. Po tym czasie Jay musiał przyznać rację swojemu ojcu. Jego miejsce było przy Elsee. Powinien dawno wrócić do niej i wszystko jej wyjaśnić. Błędnie przyjął, że ułożyła sobie życie na nowo. Nie, nie śledził jej. Nie interesował się nią przez ostatnie lata. Przełknął po prostu to, że Elsee najprawdopodobniej ułożyła sobie życie na nowo. W końcu nie miała powodu żeby za nim płakać. Nie dawał jej powodów by czuła się przy nim bezpiecznie. Był dla niej potwornym zagrożeniem. I nie zasługiwał na jej uwagę. Ranił kobietę, którą kochał. Nie mógł tego znieść. Nie mógł na to pozwolić. Musiał zabrać tego okropnego typa z dala od Elsee. A pójście na terapię rozważył dopiero, kiedy PTSD zupełnie zawładnęło jego życiem. Nie dawał rady normalnie funkcjonować. Był zagubiony, przerażony miejscem w którym był. Chicago, miał wrażenie, że chciało go pożreć. Chciało go zniszczyć. Na każdym kroku widział gościa z pasem szahida. Słyszał huk rakiet. Chciał żeby to wszystko się skończyło. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now