Part 30

236 17 4
                                    

Trudy wskoczyła na schody wydziału przykuwając tym samym spojrzenia wszystkich. Jay starał się nie boczyć na Hanka ale przychodziło mu to z dziwnym trudem. Ciągle w głowie mu jeszcze rozbijały się słowa szefa Elsee. Że to jego Colder ściga.
- Hank, ATF na piątce. Koniecznie chcą z tobą rozmawiać - rzuciła do sierżanta. Ten pokiwał głową. Już obecność agentów nie działała mu na nerwy. Teraz mieli wspólny cel. Złapać Coldera zanim ten dopadnie Halstead'a. Szatyn siedział przy swoim biurku i ignorował wszytko i wszystkich. Kiedy próbowali go podpytać jak Elsee tylko mroził ich wzrokiem. Nie chciał o tym rozmawiać. Myśl o brunetce go skutecznie rozpraszała. Zastanawiał się czy jest bezpieczna. Zastanawiał się czy nic jej niepokoi.

Spała potwornie źle. Czuła się w mieszkaniu całkowicie sama. Może powinna pomyśleć o jakimś zwierzaku. Tylko przy jej trybie pracy i sposobie w jaki pracuje skupić się musi tylko na zwierzętach, które karmienia potrzebują raz na jakiś czas. Zostają węże oraz pająki. Jedne i drugie ją obrzydzały. Przywykła w szybkim czasie do tego, że Jay znowu jest obecny w jej życiu. I było to na prawdę smutne. Kiedy pogodziła się z tym, że jej mąż umarł. On wrócił do swojego rodzinnego miasta. I gdyby nie sprawa Coldera i Syndykatu nigdy by go nie spotkała. Los bywa całkowicie przewrotny. Wyszła z mieszkania czując, że najchętniej zostałaby w domu. Wróciła do sypialni i nakryła się kołdrą. Leżałaby tak dopóki nie poczułaby się lepiej. Nie wiedziała ile by to trwało. Tydzień, dwa. Wyszła na zewnątrz. Słońce intensywnie ogrzewało całą ziemię. Czuć było wspaniałe, nowojorskie lato. Lubiła jak jest ciepło, jak może nosić coś lżejszego niż szczelne płaszcze albo kurtki.

Zaskoczeni weszli do pomieszczenia, w którym dwa miesiące prędzej Halstead dostał w twarz od Chrisa. Teraz siedziała tam czwórka osób. Agentka Suarez na ich widok podniosła się i otworzyła drzwi. Weszli do środka. Mężczyzna o ciemnych włosach zerwał się na ich widok w iście żołnierskim stylu. Jay zaśmiał się w duchu z tego powodu. Facet musiał być na pewno żołnierzem. Takie drygi zostają w człowieku na zawsze. Drugi mężczyzna, blondyn, siedział mając minę jak urażony pięciolatek. Na widok przybyszy podniósł się. Miał ciągle podwinięte rękawy koszuli chociaż na zewnątrz nie było zbyt ciepło.
- Panowie dziękuję za przybycie - agent Zidan uśmiechnął się do nich szeroko.
- Nie można było odmówić tak miłego zaproszenia - Voight uścisnął jego dłoń. W jego głosie zabrzmiała nuta ironii. To nie była prośba. ATF kazało im przyjechać jak najszybciej. Na widok szatyna zarówno OA jak i Veronica byli zaskoczeni. Nie umknęło to uwadze zarówno Jay'a jak i Steve.
- Poznajcie, to jest komandor McGarrett a to detektyw Williams z Five-O - Jay słysząc to poczuł dziwny uścisk w środku. To dzięki nim, Elsee żyła i miała się świetnie. To oni znaleźli ja na Maui. To im zawdzięcza, że jego żona jest ciągle na tym świecie. Steve i Danny przyglądali mu się w skupieniu.
- Miło mi, ja jestem sierżant Voight a to detektyw Halstead oraz oficer Ruzek - wskazał na swoich towarzyszy. Jay wyglądał na lekko skołowanego tym co się działo. Komandor przywykł akurat do tego, że ktoś do niego strzela. Jednak dla detektywa musiała być to nowość. Poczuł na sobie spojrzenia wszystkich. Uniósł brew przyglądając się zebranym w skupieniu.
- W czym problem? - mruknął wsuwając ręce do kieszeni
- Według naszych ustaleń powinien być pan, detektywie, w Nowym Jorku - McGarrett oparł dłonie na oparciu krzesła.
- Wróciłem dwa dni temu do Chicago - oznajmił spokojnie. Wszyscy pokiwali głowami przyglądając się mu. Dalej czuł się jak eksponat w cyrku. Zaraz zaczną mu płacić za patrzenie.
- Agentka Halstead? - Steve uniósł brew. Przyglądał sie detektywowi z zaciekawieniem. Widział w jego oczach coś na wzór wdzięczności ale też i strachu. W sumie on go doskonale rozumiał. Przecież nie co dzień ktoś próbuje cie zabić. 
- Została w Nowym  Jorku. Została przywrócona do służby ze względu na ostatnie wydarzenia - oznajmił zgodnie  z prawdą. Trudno było mu o tym mówić. Martwił się o brunetkę dalej. Nie był przekonany do końca, że wszystko było z nią w porządku. Widział przecież jak bardzo bolało ją w szpitalu. Nie, nie mówiła że ją boli. Ale on to widział. Widział jak za każdym razem, kiedy pielęgniarka podawała jej nową kroplówkę lekko mrużyła oczy. To oznaczało, że czuła lekki ból, dyskomfort. Po tygodniu gdzie zawoził ją na rehabilitację widział powolne dochodzenie do siebie. Na prawdę nawet nie wiedział co się stało na Maui. Nie wiedział co oni jej robili. Widział na jej ciele różne blizny. Świeże lub trochę starsze. Widział ślady które wyglądały jak po kuli, po nożu ale też widział oparzenia. Nie pytał jej o to. Nie chciał rozdrapywać świeżych ran. Chciał żeby jak najszybciej o tym zapomniała. 

Ludzie, którym zlecił znalezienie Kelly byli dobrzy w swoim fachu. Aż za dobrzy. Cenił sobie w nich przede wszystkim punktualność. Teraz siedział w swoim apartamencie w Nowym Jorku czując jakby słowa jednego z mężczyzn były dla niego policzkiem. Był wstrząśnięty tym co się dowiedział. Wpatrywał się w zdjęcia Kelly i czuł rosnący zawód. 
- Tak więc kazałeś znaleźć agentkę ATF? - głos mężczyzny był zimny. Jimmy Colder podniósł wzrok i przyglądał sie swojemu gościowi. 
- Kazałem znaleźć Kelly McGarrett - wyprostował się maskując rosnącą wściekłość i rozgoryczenie. Poprawił marynarkę i wlepił swoje chłodne spojrzenie na przybysza. Jednak jego gość nie obawiał się Coldera. Znał go doskonale i nie bał się jego reakcji. Zabójca chciał znaleźć kobietę, która okazała się agentką federalną. No cóż... Przecież nie wszystko jest takim jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Teczka leżała na stoliku kawowym w pięknym apartemancie  na Brighton Beach z widokiem na zatokę i Atlantyk. Jimmy uwielbiał przepych, uwielbiał lokować swoje ciężko zarobione pieniądze w mieszkaniach i ich wyposażeniu. Lubił się otaczać luksusem.
- Tak, tylko że ta Kelly okazała sie być na prawdę Elsee Halstead, agentką ATF - oznajmił spokojnie mężczyzna. Widział jak niebieskie oczy Coldera ściemniały. Mężczyzna zerwał się z miejsca zrzucając szklankę z wodą na podłogę. Szkło z charakterystycznym dźwiękiem rozleciało się po całej podłodze. Gniew ogarnął go gwałtownie. To nie była prawda. 
- Halstead?! 
- Tak, tak... To samo nazwisko jak policjanta, który postrzelił cie w dłoń - ten wybuch zainteresował gościa. Jimmy zawsze zachowywał pokerową twarz. A teraz na widok zdjęć tej agentki i słysząc te informacje zupełnie wybuchł. Widział jak Colder maszeruje po jasnym salonie wpatrując się w podłogę. 
- Sprawdź ich pokrewieństwo... Albo nie ważne, nie sprawdzaj - mruknął z wyczuwalną nutką złości w głosie. Czuł się upokorzony. Kelly tak na prawdę okazała się agentką rządową? Kolejna kobieta go oszukała. Poczuł rozgoryczenie i ogromną wściekłość. Liczył, że jeśli ją odnajdzie to zabierze ją z Nowego Jorku. Miał dla nich plan. Chciał ją uszczęśliwić. Chciał mieć swojego anioła bardzo blisko. A tak na prawdę ten anioł był jego wrogiem. Jakakolwiek agencja była jego wrogiem. Poczuł jak ogarnia go furia. Bliżej nieokreślona furia. Miał ochotę zrównać cały budynek z ziemią. Odwrócił się w kierunku swojego gościa. Mężczyzna podniósł się. To był czas, kiedy Jimmy potrzebował być sam. Kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi złapał za karafkę i posłał ją w kierunku ściany. Czuł sie potwornie źle. Kobieta, która go rozumiała okazała sie być kimś innym. Takiej zniewagi nie popuści. Będzie musiał sie zemścić. Odebarać swoją zemstę. 

Poranek okazał sie o wiele lepszy dzisiaj, niż wczoraj. Przystosowywała sie do nowej rzeczywistości bez szatyna. Ale kiedy słyszała w telefonie jego głos coś ją uspokajało. Bo był żywy i z tego co mówił miał sie świetnie. To powodowało, że jej głowa była w pewien sposób spokojna. Mimo, że wolała żeby on ciągle był tu przy niej. Tu było najbezpieczniej. Musieli namierzyć gdzie jest Colder. Musieli go znaleźć jak najszybciej. Jak najszybciej sie go pozbyć. Martwiła sie tym, że przez to wszystko będą mieli problem z dorwaniem Syndykatu. Ale bardziej zależało jej na tym, żeby  Jay był żywy niż tamta sprawa. Syndykat jest ogromną grupą przestępczą więc jakoś inaczej do nich dobiorą się. Weszła na piętro i uśmiechnęła sie do osób siedzących już przy biurkach. 

Walenie do drzwi ściągnęło go na ziemię. Odsunął sie od umywalki 
- Już idę  - warknął ścierając resztkę pianki do golenia ze swojej twarzy. Wsunął na siebie koszulkę idąc do drzwi. Uchylił wizjer i poczuł sie zaskoczony widząc tam Voight'a. Kiedy otworzył drzwi poczuł jak sierżant wchodzi do mieszkania z  impetem. 
- Hank?! - Jay odskoczył od drzwi 
- Ubieraj sie. Lecimy do Nowego Jorku - Voight rozejrzał sie po mieszkaniu. Szatyn poczuł dziwną konsternację tym poleceniem. Jakby nie mógł do niego zadzwonić. Jay nauczony współpracą z Hankiem zaczął domyślać się, że to ma drugie dno. 
- Nie mogłeś zadzwonić i mi tego przekazać? 
- Dwie godziny temu w siedzibie ATF w Nowym Jorku padły strzały - oznajmił poważnie sierżant a w głowie szatyna urodziła sie tylko jedna myśl. 
- Elsee! - jęknął czując jak grunt osuwa mu sie spod nóg. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now