Part 11

355 17 16
                                    

Wpatrywała się w szumiący ocean. Po dwudziestu czterech godzinach jazdy była potwornie zmęczona. Ale to zmęczenie sprawiło, że nie mogła zasnąć. Cała podróż w towarzystwie Coldera była dosyć dziwnym doświadczeniem. Rozmawiali bardzo mało. On próbował się czegoś od niej dowiedzieć. Ale Elsee nie była skłonna o tym mówić. Przemierzała kolejne mile słuchając tylko radia. Aż dotarli do Miami. Chciała pojechać do hotelu, odpocząć ale Jimmy zasugerował jej żeby została w jego domu. Ogromnej posiadłości przy plaży. Widziała w tym wielką szansę. Szansę żeby wejść w całe środowisko o które jej chodziło. Poczuła ciepły powiew wiatru. Było jej tak przyjemnie. Uwielbiała czuć ciepło na swojej twarzy. Słyszała krzyk ptaków, szum wody i czuła dziwny spokój. Odwróciła głowę gwałtownie słysząc kroki za sobą. Colder obserwował ją w skupieniu kiedy stała na balkonie. Całą podróż zbywała go krótkimi odpowiedziami. Nie mówiła nic o sobie. Skupiała się na drodze.
- Spałaś coś?
- Nie. Jestem tak zmęczona, że nie mogę zasnąć – oznajmiła kiedy stanął obok niej.
- Powinnaś się położyć – rzucił upijając łyk z kubka. Poczuła zapach świeżej kawy. A więc tak mieszka największy płatny zabójca Syndykatu? W ogromnej willi nad samym oceanem w Upper East Side w Miami? Spojrzała na niego zaskoczona. Słyszała troskę w jego głosie? Ale jak to? Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że w ogóle nie odczuwała strachu. Nie bała się jego obecności. Nie ruszało ją to. Był dla niej normalnym człowiekiem, który miał przestrzeloną rękę. Zwykłym, zwyczajnym człowiekiem. Nie kimś kto w biały dzień, w zatłoczonym miejscu strzela komuś w głowę.
- Jasne – skinęła głową – Piękne miejsce
- Podoba ci się Miami?
- Podoba mi się wszędzie gdzie jestem – oznajmiła zgodnie z prawdą. Spojrzał na nią kiedy się odwróciła i skierowała w głąb domu. Nie powinna w to brnąć. Powinna unikać go. Ale jego niebieskie oczy jakby chciały prześwietlić jej duszę. Nie chciała odpowiadać na jakieś pytania. Miała swoją legendę. Miała napisaną lewą historię. Nazywała się Kelly McGarrett i należała do szajki złodziei. Wszyscy z nią, którzy tam byli, należeli do jej zespołu. I tego się trzymała. Nie była Elsee Halstead, agentką ATF. Nawet nie wiedziała kim była Elsee.
-Ten lekarz, którego walnęłaś w szpitalu – zatrzymała się zaskoczona. Widok Willa obudził w niej te złe emocje. Te złe wspomnienia o swoim małżeństwie. Zupełnie nie spodziewała się, że William pracuje w Chicago Med. Że jest w Chicago. Razem ze swoim bratem. Widząc go poczuła rosnącą wściekłość. Oni obaj byli w swoim rodzinnym mieście. Obaj rozmawiali ze sobą. Odwróciła się w jego kierunku.
- Nazwał cie Elsee, dlaczego?
- Bo tak mu się przedstawiłam dzień prędzej żeby dostać wszystkie potrzebne informacje – wzruszyła ramionami. Ponownie odwróciła się w kierunku wnętrza mieszkania. Echo jej kroków roznosiło się po całym holu i korytarzu. Skierowała do sypialni którą dostała by odpocząć. Zamknęła drzwi i przekręciła zamek w drzwiach. Czuła potworne zmęczenie. Spojrzała na ogromne łóżko, które aż krzyczało do niej. Ciągnęło ją do miękkich poduszek. Była potwornie zmęczona.

Kiedy otworzyła oczy właśnie zapadał zmierzch. Czuła jak boli ją każdy mięsień i kość. Sklejone oczy niechętnie się otworzyły. Westchnęła rozleniwiona. Materac był przyjemnie miękki, kołdra tak cudownie otulała jej ciało. Chciała jeszcze odpoczywać. Zsunęła się z łóżka i przeciągnęła. Kości jej zaskrzeczały. Spojrzała na swoją torbę, leżącą w nogach łóżkach. Powinna wziąć prysznic i się zbierać. Powinna wrócić do Nowego Jorku. Musi jeszcze tylko założyć podsłuch w jego telefonie i może wracać do siebie. Odwróciła wzrok do okna. Tutaj widziała same drzewa, wielki park otaczający cały dom. Chłodna woda na jej ciele była tym czego potrzebowała żeby się obudzić. Krople wody spływały po jej ciele. Czuła rosnące rozluźnienie. Parsknęła śmiechem. Właśnie bierze prysznic w domu płatnego zabójcy. Co za paradoks. Kiedy wyszła przebrana do holu, mężczyzna podniósł się na jej widok. Spojrzał na nią.
- Miałem wrażenie, że umarłaś –oznajmił spokojnie. Nieznacznie uśmiechnęła się na te słowa.
-To tylko krótka drzemka – oznajmiła
- Położyłaś się wczoraj – wyjaśnił. Wytrzeszczyła oczy wpatrując się w niego. Nie umiała odnaleźć się w tej sytuacji. Jego słowa ją zaskoczyły. Złapała za telefon. Miał rację. Poczuła jak zawirowało jej przed oczami. Miała ciężkie ostatnie dni. Pobyt w Chicago męczył ją psychicznie. Powrót do przeszłości dał się jej ostro we znaki. Zwłaszcza do takiej przeszłości. Zwłaszcza kiedy myślała, że jej mąż umarł. Że Jay nie chodzi już po tej ziemi. Ten szok, niedowierzanie, łzy które wylała. Dopiero kiedy wyjechała z miasta poczuła jak ciężar tej sytuacji zupełnie ją opuszcza. Jeśli wróci do Nowego Jorku pewnie znowu ją to przytłoczy. Miami nie jest takim złym miejscem. Było tu ciepło, blisko woda. Nie potrzebowała chyba nic więcej. Chyba.
-Pospało mi się trochę – oznajmiła skruszona. Usłyszała jego śmiech. Ciepły, dźwięczny śmiech brzmiał w jej uszach.
-Trochę bardzo – skinął głową. Widziała, że przebrał się. I odżył. Chyba też nie przepadał za pogodą w Chicago. Widziała wesołe ogniki w jego oczach i jego uśmiech był szerszy.
- Zjesz coś? - wskazał na kuchnię. Wytrzeszczyła oczy patrząc na niego. Obserwował ją w skupieniu i ponownie roześmiał się. Widział doskonale, że peszyła się w jego obecności.
- Wiem kim jestem. I wiem, że ty wiesz kim jestem. Oprócz tego, że jest tylko kilka osób które mnie odwiedzają i wiedzą o tym miejscu to jestem normalnym człowiekiem. I umiem zająć się swoimi gośćmi jak nakazuje zwyczaj
- Eeee no wiesz... - podrapała się po karku – Powinnam w sumie się zbierać. Czekają na mnie w Las Vegas – wyjaśniła niepewnie. Przyglądał się jej w skupieniu.
- Jak zjesz. Nie puszczę cie do Las Vegas z pustym żołądkiem – złapał ją za ramię i pociągnął w kierunku kuchni. Posadził ją przy wyspie w kuchni. Była totalnie zdezorientowana tym co się działo. Wpatrywała się w plecy swojego gospodarza, który kręcił się po kuchni. Otworzył lodówkę i postawił przed nią butelkę piwa. Otworzył ją
- Moi rodzice pochodzą z Polski – odwrócił się do kuchenki – W tym kraju wyznaje się zasadę, że jeśli gość z twojego domu wychodzi głodny to jesteś bardzo niegościnny i jesteś złym gospodarzem – otworzył lodówkę
- Jesz mięso, prawda? - skinęła głową. Była w dalszym ciągu strasznie zaskoczona tym co się działo. Jimmy Colder, największy płatny zabójca pracujący dla Syndykatu właśnie gotował jej kolację. Przed nią stała butelka piwa.

Siedzieli na tarasie i jedli. W milczeniu. Elsee nie umiała się przełamać. Nie umiała zadawać pytań. Zwłaszcza jemu. Wpatrywała się czasami w jego oczy. Piękne, niebieskie oczy wpatrywały się w nią.
- Więc... - odsunął od ust szklankę z piwem – Jak mnie znaleźliście?
-Słyszeliśmy w eterze, że Chicago PD uwiązało cie w Med
- Kim jesteście?
- Złodziejami. Kradniemy wszystko za co nam płacą. Nie ważne czy to pieniądze czy jakieś dokumenty. Ważna jest cena – poprawiła się na krześle
- Ludzi też? - parsknął śmiechem
- Kiedyś porwaliśmy dziecko dla zleceniodawcy – wzruszyła ramionami – Jego dziecko. Matka nie pozwalała mu się z dzieckiem widzieć – słysząc to Colder trochę zgasł. Spuścił wzrok do swojego talerza. Uniosła brew przyglądając mu się w skupieniu.
-Znasz to! - rzuciła zaskoczona. Podniósł wzrok i grymas niezadowolenia przepełzł przez jego twarz.
- Za mnie też zapłacili?
- Nie – pokręciła głową – Chcemy dużych zleceń. A ty jesteś legendą więc chcieliśmy ci pomóc
- No tak. W tym świecie nie ma nic za darmo – odłożył serwetę nastół i odchylił się na krześle. Spojrzał na nią. Skrzyżował ręce na swoim brzuchu. Jej obecność... Dawno nie miał takiego spontanicznego gościa. Wpatrywał się w nią. Jej szare oczy były dziwnie przygaszone. Od samego początku. Jakby trzymała za sobą jakąś ciężką historię. A Colder zapragnął nagle dowiedzieć się o tym. Chciał jej nawet pomóc rozwiązać ten problem. Była zbyt piękną kobietą, żeby się martwić. Dawno nie czuł tego co dzisiaj. Co przy niej. Chciał zdjąć z niej wszystkie troski. Chciał ją poznać. W sieci znalazł o nich bardzo mało. Oczywiście, że ich sprawdził. Już jego uprowadzenie rozeszło się głośnym echem po całym internecie. O tym pisali. W sumie wykiwali policję z Chicago. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now