Part 27

246 13 9
                                    

Wyleciał na korytarz ignorując Elsee i jej wołanie. Czuł rosnącą wściekłość i przerażenie. Jak to Colder poluje na niego? Teraz to, że Voight kazał mu zostać dłużej z Elsee nabrało dziwnego sensu. Sierżant chciał go ochronić. Ale Colder jest mistrzem w zapadaniu się pod ziemię. I pewnie, jak na płatnego zabójce przystało, jest też mistrzem w cierpliwym czekaniu w cieniu. Nie może wiecznie siedzieć w NY. Musi wrócić do Chicago. Musi znaleźć Coldera i teraz go wysłać do piachu.
- Jay! - Elsee wyszła na korytarz za nim. Zignorował ją i ruszył w kierunku windy. Kilka osób podniosło wzrok widząc, że ktoś biegł przez korytarz.
-Halstead! Zatrzymaj się! Natychmiast! - jej wściekły głos sprawił, że wykonał jej polecenie. Teraz wszyscy na niego patrzyli. Zacisnął zęby i odwrócił się w jej kierunku. Nie mógł zostać z nią ani dnia dłużej. Skoro Colder jest w Chicago i go szuka to później będzie szukał Elsee by dokończyć to co zaczął na Hawajach. Musiał go ubiec. Musiał znaleźć go pierwszy. Elsee była w ogromnym niebezpieczeństwie. A on obiecał ją chronić do końca życia. Teraz miał niesamowitą okazję aby się z tego wywiązać. I udowodnić jej, że w dalszym ciągu mu na niej zależy. Podeszła do niego.
- Co ty robisz? - syknęła. Widział jak jej oczy zrobiły się ciemniejsze. Była zła?
- Wracam do Chicago – mruknął patrząc na nią.
- Tak po prostu? Polecisz do domu i dasz sobie wpakować kulkę w łeb? Oszalałeś?! - warknęła. Usłyszała chrząknięcie. Poczuł jej silny uścisk na swoim nadgarstku. Szarpnięciem zmusiła go by poszedł za nią. Weszli do pokoju przesłuchań. Zamknęła drzwi i spojrzała na niego. Nie mogła uwierzyć w to, że dalej był tak bezmyślnie głupi. To co chciał zrobić ściągnie na niego jeszcze większe problemy. Oparła się o drzwi i wpatrywała się w niego starając uspokoić swoją złość. Oddychała głęboko licząc do dziesięciu.
- O co ci chodzi? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Nie możesz wrócić do Chicago. Jeśli Colder tam dalej jest, znaczy że nie wie o tym gdzie jesteś – oznajmił
- To niby według ciebie co powinienem zrobić?! - był zirytowany tym wszystkim.
- Zostać w Nowym Jorku. Ze mną – wyprostowała się – To najlepsze i najbezpieczniejsze wyjście – dodała krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Oszalałaś?! - wybuchł – Jeśli Colder nie znajdzie mnie w Chicago to odłoży na później! Wiem, że tacy ludzie nie odpuszczają! A jeśli zostawi mnie na później to przyjdzie po ciebie! I będzie chciał ...
- Jay – próbowała mu przerwać. Ale szatyn nakręcił się i wyrzucał z siebie całą złość. Próbowała kilka razy mu przerwać.
- Ooh zamknij się! - warknęła. Szatyn zatrzymał się słysząc jej wściekłość w głosie. Odwrócił się w jej kierunku.
- To nie Colder wsadził mnie do tego magazynu na Maui! - rzuciła ze złością. Dostrzegła jak jego oczy zrobiły się okrągłe z zaskoczenia. Wpatrywał się w nią mając wrażenie, że się przesłyszał. Patrzyła na niego nie zmieniając swojego położenia. Ciągle opierała się o te cholerne drzwi.
- Co?!
- Ze strony Jimmy'ego Coldera mi nic nie grozi. On uważa, że jestem Kelly McGarrett i należę do szajki złodziei, która uwolniła go z Chicago Med. To, że trafiłam do magazynu na Maui gdzie byłam torturowana to zasługa Kanji'ego Asuka, przywódcy hawajskiej Yakuzy. To z nim spotkałam się w towarzystwie Coldera. I to on był z tego tytułu nie zadowolony. To on kazał mnie sprzątnąć mówiąc, że Colder postąpił bardzo nieodpowiedzialnie. Bo on nie jest zainteresowany współpracą z pospolitymi złodziejami. Colder próbował mnie przed tym wszystkim ochronić, ale nie udało mu się. Po kilku dniach znaleziono Kenji'ego z odstrzeloną twarzą, to zrobił Colder w ramach zemsty. Potem gdy leżałam w szpitalu przysłał mi kwiaty –wyjaśniła. To był doskonały czas żeby powiedzieć mu wszystko. Wyglądał na zaskoczonego tym. Ale jej to wcale nie dziwiło. W końcu wszyscy uważali, że to Colder w jakiś sposób się dowiedział prawdy o niej i postanowił ją zabić. Jednak widziała doskonale jego spojrzenie kiedy ochroniarze złapali ją i postanowili wyciągnąć z gabinetu. On nie miał pojęcia kim była Elsee tak naprawdę. Nie chciała go nawet uświadamiać. Miała nadzieję, że Jimmy pociągnie ją ze sobą do samego Syndykatu. Ale stanął jej na przeszkodzie właśnie Kenji Asuka. Nikomu nie mówiła o tym. Nie było takiej potrzeby. Dopiero kiedy rozmawiała z Five-O uzmysłowiła sobie, że każdy właśnie tak myśli. Ich uświadomiła pierwszych. Teraz przyszedł czas na Jay'a.
- Tym bardziej nie mogę cie narazić – podszedł do niej – Jeżeli Colder nie wie kim jesteś naprawdę to co pomyśli kiedy znajdzie nas razem? Obiecałem cie chronić i będę to robić. A najbezpieczniejsza jesteś właśnie z dala ode mnie – oparł dłoń na jej poliku. Wywróciła oczami. Halstead dalej był uparty jak cielę. Zaparł się i wszystko musiało być po jego myśli.
- Jay, przestań –prychnęła – Nie możesz stąd wyjść. Nie możesz wrócić do Chicago – zacisnęła palce na jego dłoni. Uniósł nieznacznie kąciki ust w uśmiechu. Wsunęła swoje palce między jego i zacisnęła je. Chciała się upewnić, że on dalej tutaj jest.
-Fro – wpatrywał się w nią. Poczuła dziwne ciepło kiedy znowu tak do niej powiedział.
- Nie chcę znowu narazić cie na cokolwiek z mojej strony – nachylił się w jej kierunku i pocałował. Zaczęła panikować. Wiedziała, że szatyn zrobi wszystko by osiągnąć zamierzony plan. Zrobi wszystko by wrócić do Chicago. I ta myśl, że tam jest też Colder ją paraliżowała. Bo to oznacza, że może Jay'a widzieć ostatni raz. Właśnie teraz mogą to być ostatnie chwile, które spędzą razem. I najgorsze jest, że one nie powinny tak wyglądać. Całe to boczenie się na niego było niepotrzebne. Widziała to jak się starał by nie pamiętała o tym co zrobił. Przywykła przez te dwa tygodnie do jego obecności. Uwielbiała budzić się przy nim. Kochała to w jaki sposób ją przytulał i nie chciał puścić. Chciała spędzić z nim każdą chwilę. Wybaczyła mu to co zrobił. I chciała się zestarzeć. Właśnie z nim. Chciała mu powiedzieć, żeby te dokumenty, które mu wysłała wywalił do śmieci. Nie chciała się z nim rozwodzić. Nie chciała go wywalać ze swojego życia. Zawdzięczała mu wiele. I nie mogła pozwolić mu wyjść. Nie mogła pozwolić mu wyjść stąd.
- Na nic mnie nie narażasz – spojrzała na niego – Po prostu nie chcę...
- Narażam. Skoro Colder uważa, że jesteś kimś innym a na mnie poluje to jak myślisz co zrobi kiedy zobaczy nas razem? To nie jest byle jaki oprych, Els... Sama wiesz najlepiej jakim człowiekiem on jest – wpadł jej w słowo. Zaciskał palce na jej dłoni wiedząc, że to mogą być ich ostatnie, wspólne chwile. Nie, nie jedzie do Chicago by dać się zabić. Jedzie tam znaleźć Coldera i zniwelować zagrożenie. Ale Jimmy Colder jest przeciwnikiem, który jest mu równy. I wie, że z tej potyczki może nie wyjść cały. Patrzyła na niego w skupieniu czując jak coś zaciska się na jej żołądku.
- Co zrobi? Na pewno nie strzeli ci w twarz – ściągnęła brwi – Nie chcę żeby to właśnie były nasze ostatnie chwile. Nie chcę żebyś wracał do Chicago skoro nawet nie wiemy gdzie on jest. Nie chcę żebyś się narażał. Nie chcę przede wszystkim pochować cie całkiem realnie – dodała. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Widział tam okropny lęk. Cmoknął jej czoło. Poczuła jak wielka bryła lodu w jej żołądku co raz bardziej jej ciąży. Jego pocałunek był pełen czułości, jakby zapewniał ją że nic mu nie będzie i żeby przestała się zamartwiać.
-Nie, nie mów tak – pokręcił głową – Nie pozwolę mu się zabić. Nie pochowasz mnie naprawdę. Obiecuję ci to – spojrzał w jej oczy. Widział w nich ogromne przerażenie i panikę. Coś zakuło jego serce. Widział to już tego dnia kiedy postanowił w nocy uciec od niej. Kiedy złapał ją za rękę. Kiedy sprawił jej fizyczny ból. To samo spojrzenie.
- Chodź tu – przyciągnął ją do siebie. Wsunął palce w jej włosy. Przytuliła się do niego. Nie chciała go puszczać, nie chciała pozwolić mu na wyjazd do Chicago. Jeśli Colder jest tam nadal to wiedziała jak to się skończy. Właśnie ostatni raz to nie w ramionach mężczyzny swojego życia. Jimmy nie odpuści. Nie pozwoli mu żyć. Musi odebrać swoją zemstę.
- Obiecuje ci, Els, że ja będę tym który pierwszy pośle Coldera do piachu – mruknął
- Skąd możesz to wiedzieć – odsunęła się od niego. Spojrzał na nią w skupieniu. Starała się nie płakać ale miesiąc temu odzyskała swojego męża po dziesięciu latach. I teraz znowu ma go stracić? To jest takie niesprawiedliwe. Przez całe swoje życie była sama. A obecnie, kiedy Jay znowu jest obecny w jej życiu, on sam pcha się z misją samobójczą. I zdawała sobie sprawę, że może to być ostatni raz kiedy go widzi. Całego, zdrowego, roześmianego. Coś zacisnęło się na jej żołądku. To był strach. Prawdziwy, normalny strach. Wpatrywała się w niego i modliła się w duchu żeby powiedział jej, że zostaje. Czuła jak gładził jej polik. Wiedział na co się pisze i wiedział z czym będzie musiał się zmierzyć. Ale teraz musiał po prostu zapamiętać jak najwięcej z jej twarzy. Musiał utrwalić sobie wszystko co z nią związane. Nie wiedział kiedy do niej wróci. Nie wiedział czy w ogóle będzie mógł do niej wrócić. Nie wiedział czy nawet wyjedzie z NY. Coś go ciągnęło do Chicago ale coś też kazało mu zostać. Kazało mu zaufać jej i temu co planowała. Nie wiedział co powinien zrobić. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें