Part 24

253 15 8
                                    

Otworzył drzwi słysząc pukanie. Uśmiechnął się na jej widok. Odpowiedziała tym samym wchodząc do środka. Zsunęła z siebie kurtkę. Sam był bardzo zaintrygowany tym, po co agencja ją wezwała. Kto i o czym chciał z nią rozmawiać. Nie było jej kilka godzin. Martwił się tym. Martwił się o nią. Dopiero zaczęła dochodzić do siebie. Spojrzała na niego mijając go. Śledził ją wzrokiem.
- Powiesz po co byłaś w agencji?
- Nie ważne. Mała, błaha, papierkowa robota – machnęła ręką. Nie miała zamiaru opowiadać mu o rozmowie z Five-O i debacie jaką odbyli. Bo wszyscy byli totalnie zaskoczeni tym, że to nie Colder był winnym tego co się z nią stało. A ona nawet nie pomyślała, żeby im to wyjaśniać. Mało chętnie wracała wspomnieniami na Hawaje. Zawsze wydawało jej się, że to raj na ziemi. Ale dla niej było piekiełkiem. Małym, pięknym piekłem. To tam właśnie wyrządzano jej ogromną krzywdę. To tam pojawiła się z największym psychopatą z jakim miała do czynienia. Jimmy Colder na swój sposób ją przerażał. To jak był opanowany, otwarty a jednocześnie nie miał oporów przed strzelaniem komuś prosto w głowę, stojąc parę metrów od niego.
- Na pewno?
- Jasne. Jay nie panikuj – zaśmiała się patrząc na niego. Podeszła do lodówki i otworzyła ją. Oparła się o drzwiczki i wpatrywała się w jej zawartość. Czuła na sobie jego spojrzenie. Nie wiedziała czy jej uwierzył. Mało jej na tym zależało. Przed nimi była jeszcze długa droga. Nie umiała mu opowiadać o swojej pracy otwarcie. Na razie nie. Już nie. To nie był ten Jay, który ją porzucił. To nie był ten Jay za którego wyszła. Był kimś innym. I ona zdawała sobie z tego sprawę. Była bardzo ostrożna jeśli chodzi o to co mu mówiła. Zwłaszcza jemu. Nie da się w jeden dzień czy tydzień odbudować całego zaufania. Złapała za butelkę z sokiem i odwróciła w jego kierunku. Patrzył na nią w skupieniu. Jakby chciał wyłapać jakiś gest, który powie mu że Elsee kłamie. Uśmiechnął się promiennie do niej i zmniejszył dystans między nimi. Kiedy mógł ją zamknąć w swoich ramionach czuł się o wiele spokojniej. Zapach jej perfum i włosów uspokajały go. Poczuł jak objęła go w pasie przyciskając polik do jego szyi. Jej ciepły oddech drażnił jego skórę.
- Głodna nie jesteś? - mruknął
- Jeszcze nie – zaśmiała się – Tak mi jest dobrze – parsknął śmiechem słysząc to. Wsunął palce w jej włosy. Poczuł się dobrze widząc ją w drzwiach. Bo była cała i zdrowa i nic jej nie groziło. Był ciekawy po co ściągali ją do biura. Ale skoro uznała, że to nic takiego, nie będzie tego podważał. Wiedział, że jeszcze długa droga przed nim by bez oporów opowiadała mu jak minął jej dzień. Nie umiała się jeszcze przed nim otworzyć. Gdzieś z tyłu głowy miała to odczucie, że jak rano wstanie znowu może go nie być. Nie ufała mu aż tak by opowiadać o rozmowie, którą odbyła w biurze. Z resztą nie miała się czym chwalić. Przecież to tylko kilka pytań o Coldera. Ale jeśli Five-O o niego pyta to znaczy, że Colder gdzieś wypłynął.

Leżał w ciszy nasłuchując jej ciężkiego ale i spokojnego oddechu. To co działo się przez ostatni miesiąc był dla niego absurdem. A to, że właśnie teraz znowu leży obok niej było czymś niepojętym. Przylatując tutaj nie myślał nawet o tym, że tak dziwnie łatwo to wszystko pójdzie. Że wystarczyło tylko powiedzieć jej prawdę a ona już zupełnie inaczej na to wszystko patrzyła. Może gdyby otworzył się przed nią prędzej nie stałoby się to co się stało. Może wtedy ona znalazłaby sposób by mu pomóc. Ale wtedy też nie miał w ogóle pojęcia, że ktoś go może zrozumieć. Odnosił wrażenie, że wszyscy którymi się otacza go okłamują i chcą go zabić. Jego PTSD było dziwnie podobne do schizofrenii. Ale z odpowiednim leczeniem udało mu się wyjść na prostą. Odwrócił wzrok i spojrzał na nią. Jej twardy sen go zadziwiał. Jako agentka rządowa mimo wszystko w ogóle nie była czujna. Jak tylko zamknęła oczy to budził ją dźwięk telefonu. On sam mógł zachowywać się nieporadnie a ona nawet by nie drgnęła. Z resztą jakikolwiek etap życia z Elsee był niesamowity. Czasami były takie rzeczy, które dla niej były czymś oczywistym a jednak mimo wszystko kiedy on to odkrywał, udawała wielkie zaskoczenie. O tak, kłamać Elsee nie umiała. Zawsze wiedział kiedy mijała się z prawdą. Bardzo szybko nauczył się rozpoznawać, kiedy kłamała. Oczywiście, że miała wady. Jak każdy. Była zazdrosna i często narcystyczna. Musiała skupiać na sobie całą jego uwagę. Wspomnienie o jakiejś koleżance z którą spędzał jakiś czas na zajęciach powodowało, że zaczynała z Elsee wychodzić ta mała, rozkoszna zołza. Z jednej strony było to dla niego urocze. Ale z drugiej rodziła się w nim chęć mordu. Po pewnym czasie nawet nauczył się jak postępować z Elsee, żeby była najwspanialszą kobietą jakiej potrzebował. Jednak on sam to skopał. I teraz, kiedy dostał od niej drugą szansę postanowił zapewnić ją, że nadal szaleje na jej punkcie i że nie ma zamiaru popełnić tego samego błędu. Nie może popełnić tego samego błędu jeśli mu naprawdę zależy. Musi pomyśleć tylko jak to zrobić by zacząć z nią rozmawiać o jej powrocie do Chicago.

Poderwała się zaskoczona czując jak woda zamiast do żołądka zmierza do jej płuc. Zerwała się z miejsca i popędziła w kierunku łazienki. Pytanie które zadał jej szatyn zupełnie zbiło ją z tropu. Wypluwała do zlewu wodę krztusząc się jakby miała się zaraz utopić. Oparła się drżącymi rękoma o krawędź umywalki. Oddychała głęboko chcąc uspokoić spanikowane serce i umysł. Wcale się nie topiła. Poprostu zachłysnęła się wodą. Otarła twarz i spojrzała na siebie w lustrze. Czy to się musi dziać naprawdę? Usiadła na krawędzi wanny i oparła się czołem o zlew. Wpatrywała się w kafelki na podłodze oddychając głęboko. Jej serce wracało do prawidłowego rytmu. Kiedy wróciła do kuchni, Jay zerwał się z miejsca. Spojrzała na niego i uniosła rękę. Zatrzymał się zaskoczony.
- Powiedz mi jeszcze raz, co ty zrobiłeś? - uniosła brew przyglądając mu się w skupieniu
- W ATF w Chicago jest wolny wakat. Więc mogłabyś normalnie pojechać ze mną do domu i tam pracować
- Jay, Jay... - pokręciła głową – Co ty robisz?
- To znaczy? - jej mina i pytanie zupełnie zbiły go z tropu. Uznał, że nie będzie robił podchodów do tego pytania o transfer do Chicago. To było całkowicie bez sensu. Zapytał ją o powrót do Chicago bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę.
- Myślisz, że zrobię to samo co trzynaście lat temu? Rzucę wszystko i pojadę za tobą? Nowy Jork jest moim domem. W Chicago nic mnie nie trzymało. A tu? Mam mieszkanie, pracę, przyjaciół... Nie mogę tego rzucić od tak – pokręciła głową. Jej głos był spokojny, opanowany. W środku jednak była niesamowicie wściekła. Była oburzona tym, że Halstead mógł w ogóle wpaść na taki pomysł.
- Aale powiedziałaś przecież, że dostanę...
- Tak, powiedziałam że dostaniesz drugą szansę. To, że rozumiem z czym musiałeś się wtedy mierzyć i dlaczego pewnej nocy wyszedłeś z mieszkania zapadając się pod ziemię, na dziesięć lat nie oznacza, że o tym zapomniałam – zacisnęła wargi czując jak traci nad sobą kontrolę. Dalej te wspomnienia sprawiały jej ogromny ból.
- Elsee – podniósł się – Nie chodzi mi o to żebyś zapomniała o tym co zrobiłem. Co robiłem i czego nie robiłem. Chcę ci tylko udowodnić, że więcej nie zrobię czegoś takiego. I że kocham cie nadal, że nadal jesteś kobietą mojego życia...
- To daj mi i sobie czas. Daj nam czasu tyle ile potrzeba żeby to wszystko naprawić. Teraz odnoszę wrażenie, że chcesz tą dziurę załatać byle jak – podniosła wzrok patrząc na niego. Poczuła jak oparł dłonie na jej ramionach. Wpatrywał się w jej oczy widząc tam skołowanie i złość. Nie pomyślał nawet o tym, że to może ją rozzłościć. W pewien sposób miała rację. Ale z drugiej strony nie rozumiał tego. Nie wiedział jak inaczej mógłby jej udowodnić to co chciał. Nie wiedział jak miał w jej oczach zasłużyć na drugą szansę, jeśli ona będzie w Nowym Jorku a on w Chicago. Nie będzie mógł jej chronić. Nie będzie mógł jej wspierać. On sam miał tam przyjaciół, brata, pracę. Stał w takim dziwnym miejscu bo nie wiedział czy będzie w stanie to wszystko rzucić. Miała rację w tym, że w Nowym Jorku też coś ją trzyma i będzie jej ciężko się z tego wywiązać.
- Przepraszam, masz rację – spojrzał na swoje stopy spuszczając głowę. W sumie jest z nią ponad tydzień. Przez ostatnie dziesięć dni stara się naprawić wszystkie złe rzeczy jakie jej zrobił. Bo nie zasługiwała na to jak ją traktował. W sumie do tej pory on uważa, że nie zasługiwał na nią. Poczuł jak wtuliła się w niego. Miejsce w jego ramionach było dla niej nadal najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Dalej kochała go. Dalej chciała mu wybaczyć. Ale nie wiedziała czy umie to zrobić. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now