Part 10

401 20 6
                                    

Czarny van podjechał pod Med. Kilka osób wysypało się z niego. Lekarze zaskoczeni odwrócili się w ich kierunku. Minęli ich bez żadnego zainteresowania. Uśmiechali się do mijanych pracowników szpitala. Weszli do budynku czując rozluźnienie. Znaleźli się w windzie. Wcisnęli guzik odpowiedniego piętra. Akcja będzie bardzo szybka. Kwestia organizacji została już dopracowana. Nic nie powinno pójść źle. Wpatrywali się w siebie i nie mówili nic. Czekali aż winda znajdzie się na odpowiednim piętrze.

Trudy wbiegła na piętro wydziału bardzo rozgorączkowana. Zerknęła na cały zespół, który był zajęty papierkową robotą. Kończyli śledztwo. Hank szykował wniosek do prokuratury. Świadkowie, którzy pomogli sporządzić portret pamięciowy potwierdzili, że Colder był strzelcem. Kiedy usłyszeli jej kroki podnieśli głowy.
- Colder został porwany z Med kwadrans temu – oznajmiła łapiąc głębokie wdechy. Voight wyskoczył z gabinetu i spojrzał na Trudy. Platt rozłożyła ręce i zeszła na schody. Zostawiła ich samych z tą informacją. Odwrócili się w kierunku Hanka, który wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć. Jego twarz zrobiła się purpurowa i zabrakło mu oddechu.
- Na co czekacie?! Jazda do med!- warknął i złapał za kurtkę. Wszyscy zerwali się z miejsc i podążyli na dół. Ta wiadomość to jakiś żart. Od dwu dni Colder leżał w Med pilnowany jak oczko w głowie. Nikt tam nie wchodził prócz jednej pielęgniarki i jednego lekarza. A przy drzwiach zawsze stało dwu policjantów.

Mężczyzna spojrzał na ludzi, którzy siedzieli z nim w vanie. To był dar od losu. Już przygotował się do długiej odsiadki. Syndykat i tak by nie pomógł mu. Musieli chronić swoje interesy. A teraz siedział w furgonetce z jakimiś obcymi ludźmi. Szare oczy jednej z kobiet, która była z nimi dalej siedziały w jego głowie. Wpatrywał się w jej plecy. Siedziała obok kierowcy. Wszyscy milczeli. Skrzywił się czując jak przestrzelona dłoń znowu pulsuje bólem. Spojrzał na opatrunek. Zemści się na tym, który mu to zrobił. Zanim wróci do swojego zajęcia minie kilka miesięcy. A on tyle nie miał. Był lojalny wobec Syndykatu. Wjechali na plac przy jakimś starym magazynie. Dostrzegł trzy inne samochody. Nie czuł niepokoju. Był dziwnie obojętny. Liczył, że oni nie będą chcieli go zastrzelić. Nie znał tych ludzi. Van zatrzymał się. Bez słowa wysiedli. Drzwio tworzyły się.
- Chodź Jimmy, czas stąd spadać – brunetka spojrzała na niego i kiwnęła w kierunku kolejnego auta. Stary ford na pewno nie będzie rzucał się w oczy. Ta cała misja była skrupulatnie zaplanowana. Jej delikatny uśmiech bardzo mu się podobał.
- Ale ja sam nie wyjadę stąd – oznajmił wysiadając. Jeden z mężczyzn podszedł do chevroleta i otworzył bagażnik. Wyjął z niej torbę podróżną.
- Kelly jedzie z tobą – wskazał na szarooką – Masz tu ubrania na przebranie i nowe dokumenty – dodał podając mu torbę. Jimmy Colder był największym płatnym zabójcą pracującym dla Syndykatu. A teraz stał i wpatrywał się w grupkę osób, których nie znał. Czuł do nich wdzięczność. Bo uratowali go przed długim pobytem w więzieniu. Nie bał się pobytu w więzieniu ale cenił sobie wolność i wszystkie nieruchomości jakie miał. Kochał wygrzewać się w morskim słońcu na leżaku w swojej posiadłości na Hawajach. Tam powinien pojechać teraz. Odpocząć, wyleczyć się. Dom schowany w hawajskiej dżungli na brzegu oceanu zdawał się go wołać. Odszedł na bok z torbą. Jeśli szarooka jedzie z nim to przekaże dla całej drużyny jakiś podarek. Był im to winien.Wszedł do vana żeby się przebrać. Odeszli na bok i zbili się w grupę.
- Masz wrócić do domu jak tylko on poczuje się lepiej – Chris spojrzał karcąco na Elsee. Brunetka skinęła głową. Nie miała takiego zamiaru. Właśnie wchodzi pod przykrywkę więc wykorzysta to na sto procent. Ale nie chciała złościć swojego partnera. A widziała to w jego oczach. Czuła adrenalinę płynącą w jej życiach. Będzie siedzieć w samochodzie z najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w całej sprawie. Co może pójść nie tak?
- Będę was na bieżąco informować – spojrzała na OA i Veronicę. Poczuła jak mężczyzna przytula ją mocno do siebie.
-Uważaj na siebie – agentka Suarez przytuliła ją – Jedźcie. My spalimy vana i też stąd pryskamy – rzuciła kiedy Colder pojawił się. Przebrany w nowych ubraniach. Spojrzał na ludzi przy autach. Elsee odwróciła się w jego kierunku i pokazała mu kluczyki od Forda. Podeszła do samochodu. Wahał się tylko przez chwilę. Musieli pracować razem bardzo długo. Ich koordynacja całej akcji była wiele razy powielana. Wsiadł do samochodu i spojrzał na kobietę obok. Zapuściła silnik
- To gdzie jedziemy?
-Miami – oznajmił kuląc się na fotelu pasażera. Kobietavspojrzała na niego zaskoczona ale wbiła bieg i powoli odjechała.

Chodzili po całym oddziale. Rozmawiali z policjantami, lekarzami, pielęgniarkami. Wszyscy mówili o tym samym – grupa ośmiu osób wpadła na piętro. Sterroryzowali wszystkich, ogłuszyli policjantów i zabrali Coldera. Jay siedział w gabinecie ochrony i obserwował nagrania z kamer. To wszystko było idealnie dopracowane. Widział ich koordynację. Każda z osób wiedziała doskonale co miała robić. Nikt nikomu nie rozkazywał. Poderwał się widząc brunetkę, która z troską wyprowadza Coldera z sali. Podniosła wzrok do kamery i uśmiechnęła się z wyższością. Ten uśmiechbył zarezerwowany dla niego. ATF zorganizowało porwanie Coldera?! Złapał za telefon. Zadzwonił do Voight'a, widział że ten rozmawiał z Willem. Jego brat również dostał w twarz. A Voight słuchając tego czuł rosnącą złość i przerażenie.
- Co zrobiła kiedy nazwałeś ją Elsee?
- Odwróciła się i dała mi w twarz – mruknął rozgoryczony ocierając wargę z krwi. Zasadziła mu lekki cios, który sprawił, że tylko zachwiał się. Ewidentnie nie chciała mu zrobić krzywdy. Widział w jej oczach coś na wzór przeprosin. Ale nie umiał tego nazwać. Jednak i Jay i Voight mieli rację – Elsee Halstead jest w mieście. A to oznacza, że jego brat ma ogromne kłopoty. Widział jak Hank wyciąga telefon z kieszeni. Dalej brunetka wyglądała jak dziesięć lat temu. Tylko była chyba bardziej spokojna, opanowana. Jakby wiedziała co powinna zrobić z całą tą sytuacją.

Poderwali się zaskoczeni widzącjak Jay Halstead biegnie od windy w kierunku ich biura. Nacisnął klamkę bez zapowiedzi. Czuł rosnącą wściekłość. Jeśli było prawdą to co ustalili to ma powód żeby do nich wszystkich strzelić. Po przesłuchaniu wszystkich w Med wrócili na posterunek. Voight pojechał do biura ATF i dowiedział się, że cała akcja była zaplanowana. Zarówno lekarze jak i dyrektorka szpitala i policjanci wiedzieli o całej mistyfikacji. Idealnie odegrali swoje role. Te informacje sprawiły, że Hank Voight zaczął w biurze dyrektora wrzeszczeć. Jego zachrypnięty głos pogłębił się. Był wściekły. Cała praca jego wydziału poszła na marne. Wrócił na wydział i poinformował ich o wszystkim. Halstead zerwał się zmiejsca i postanowił pojechać do ATF. Musiał się rozmówić znimi. Był wściekły. Pozwolili Elsee na wyjazd z Chicago z największym psychopatą jaki był w tej sprawie. Jak inaczej nazwać faceta, który w biały dzień, w zatłoczonym miejscu strzela komuś w głowę nie mając na swojej twarzy nawet maski?
- Czy wy jesteście normalni?! - rzucił teczkę z dokumentami na stół. Spojrzeli na niego. Dyszał jak rozjuszony odyniec.
- Pomóc w czymś, detektywie? - OA uniósł brew. Chris i Veronica milczeli. Wszyscy w tym pokoju wiedzieli, że detektyw Halstead jest zaginionym mężem agentki Halstead. Wszyscy w tym pokoju wiedzieli jak się ta historia skończyła. Wszyscy byli zdegustowani jego wejściem tutaj.
- Wysłaliście Elsee z tym psychopatą?!
- Pan sobie nie zdaje sprawy, jak działa ATF prawda? - Omar miał o wiele więcej cierpliwości do ludzi niż całe biuro w Chicago razem wzięte. Lubił prowadzić luźne potyczki słowne z innymi. Z reguły przegrywali.
- Gówno mnie obchodzi jak działa ATF. Elsee jest w niebezpieczeństwie a wy siedzicie tutaj i pijecie kawę – był wściekły. Myśl, że mogło coś się jej stać.
- Detektywie proszę przypomnieć, kim dla pana jest agentka Halstead?
- Jest moją żoną – wydyszał. Poczuł jak ktoś ściąga go na podłogę. Jeden cios w jego twarz ostudził go. Dostrzegł jak na nim leży jej partner. Szamotali się i wymieniali ciosy co chwilę. Zupełnie tego nie rozumiał. Bolał go nos i rozcięta warga. Czuł posmak krwi w ustach,
- Nie jest twoją żoną! Odwal się od niej! - Chris poczuł jak OA ściąga go z detektywa
- Wyrzuciłeś ją dziesięć lat temu jak niepotrzebną zabawkę! Nawet się do niej nie odzywałeś! Miałeś ją w dupie więc się teraz w to nie wpieprzaj – jej partner zupełnie się nie poznawał. Ale z drugiej strony Jay sam się o to prosił. Wszyscy odwracali się w kierunku ich biura. Obserwowali z zaciekawieniem całą sytuację. Jay otarł twarz rękawem. Czuł jak krew z nosa wpływa do jego ust. Spojrzał na Veronicę, która podała mu paczkę chusteczek.
- Nie znasz całej historii więc się nie wpieprzaj gdzie cie nie chcą! -warknął szatyn
- Znam całą historię! To do mnie pierwszego zadzwoniła, tego ranka gdy odkryła, że cie nie ma. To ja chroniłem ją w biurze. I to ja wziąłem na siebie karę za to co zrobiła. Żeby tylko nie straciła pracy. Bo agencja była ostatnią rzeczą jaka trzymała ją w ryzach – rozluźnił się
- A ty wróciłeś do Chicago i żyjesz sobie tutaj jak pączek w maśle. Miałeś ją w dupie wtedy więc teraz też ją miej. Jest bez ciebie szczęśliwsza– poruszył ramionami poprawiając koszulę. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONENơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ