44

1K 61 157
                                    

Kamienie leżące na dróżce wbijały mi się w bose stopy. Dopiero teraz zauważyłam, że od momentu przyjazdu tutaj, nie weszłam w posiadanie żadnych butów. Nogi miałam całe w błocie, zadrapaniach i ociekających krwią ranach. Sama nie wiem kiedy się tu pojawiły. Stopy były całe posiniaczone i brudne. Aż mnie przeszedł dreszcz, więc odwróciłam wzrok i skupiłam się na drodze. Chłopcy oczywiście mieli buty, ale o mnie ten zarozumiały chłopczyk rzecz jasna zapomniał.

— Peter mam bose stopy. Kopsnij mi coś na nie, bo zaraz zejdę z tych kamieni — mruknęłam wbijając wzrok w mięśnie na plecach Petera, tak dobrze widoczne pod przylegającą koszulką — Peter — szturchnęłam go po nie uzyskaniu odpowiedzi. W momencie dotyku, odwrócił się jak oparzony i zasłonił mi usta, wbijając palce w policzki.

Chciałam się wyrwać, ale łapy miał bardzo silne, więc jedynie usiłował uciec.

— Ej nie gryź mnie! — syknął puszczając mnie. Posłałam mu wredny uśmieszek i ruszyłam przed siebie. W planach miałam zwyczajnie iść dróżką prowadzącą przez wieś.

— Wendy zgłupiałas? — zapytała Ceddar, szarpiąc mnie za domki.

O co im chodziło? Nie można iść jak zwyczajne, cywilizowane krasnale? Czy zawsze trzeba się czaić i wszystko robić nielegalnie?

— Nie dotykaj mnie! — wyrwałam z obrzydzeniem rękę z jej uścisku i pobiegłam w stronę chłopców, którzy poruszali się już za domkami.

Dziewczyna jak zawsze przejęła się tym, co powiedziałam, więc jej twarz stała się już czerwona, a warga zaczęła drżeć. Nie rozumiem czemu tak zależy jej na mojej sympatii.

— Tamten domek, to ten do którego idziemy i... — Peter przerwał nagle, widząc Ceddar — Co ty jej znowu zrobiłaś? — zapytał mnie oskarżycielskim tonem. Był jedyną osobą, z którą nie umiałam utrzymać kontaktu wzrokowego, bo sprawiał wrażenie jakby czytał wnętrze mojej duszy, a to było ryzykowne.

Wywróciłam oczami i przykucnęłam za domkiem. Peter skrzywił się i poklepał Ceddar pocieszająco po plecach. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego z zamiłowaniem w oczach.

Matko boska.

Brunetka mnie tak niemiłosiernie irytowała! Naprawdę! Nigdy nie poznałam bardziej wkurzającej osoby! Ryczy o byle co, wszystko ją boli i podrywa...

...Petera...

Ej dziewczynko weź ty się ogarnij. Co cię ten gnom obchodzi?

Wracając do Ceddar i odbiegając od absurdalnych tematów blondyna, co prawda brunetka nieźle walczy i z jakiegoś powodu była Zaginioną Dziewczyną. Mimo wszystko nie wzbudzała mojej sympatii i nie wzbudzi.

— Widzicie ten domek? — Peter wskazał środkową w rzędzie budowlę, oświetloną gwiazdami i malutkim światełkiem, świadczącym o zapalonej lampce nocnej, lub świeczce — Tam jest Robbie. Ale cicho. Nie mogą nas zauważyć — szepnął i rozejrzał się dookoła, aż natrafił na Ceddar, której posłał sztuczny uśmiech, ale i tak pokryła się rumieńcem i odwróciła tłumiąc chichot podekscytowania.

Boże.

Chłopcy zgięci wpół, ruszyli przed siebie, co chwilę rozglądając się na wszystkie strony dla bezpieczeństwa. Szli normalnie na nogach, więc wydało mi się to trochę dziwne. Ma być jakaś akcja, a nie chodzenie.

— Ej, ale nie powinnismy się nie wiem...turlać? — czy Peter czyta mi w myślach? — Wiecie jak tajni agenci! Bo to fajne — zaśmiał się swoim zachrypniętym głosem, a jego oczy zaświeciły zabawą.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now