98 | śmiech przez łzy

604 59 86
                                    

Wendy P.O.V.

Styczeń uparł się, żeby pokazywać jak lodowaty i niewzruszony potrafi być. Chwalił się tą umiejętnością szczególnie podczas przymarzania okien, a także odbierania ludziom pełnej umiejętności ruszania palcami.

Gorąca herbata w żółtym kubku, budziła moje koniuszki kończyn do normalnego funkcjonowania. Po jakimś czasie zaczęła nawet parzyć, więc odłożyłam ją na szafkę nocną.

— Teoretycznie go znam, ale w sumie nic o nim nie wiem — wzruszyłam ramionami krzywiąc się, bo mama pociągnęła mnie za pasmo włosów.

— Gdy byłam w twoim wieku, też podobali mi się tacy niegrzeczni chłopcy — zaakcentowała słowo „niegrzeczni" w taki sposób, że poczułam rozlewające się po moim ciele zażenowanie.

— On mi się nie podoba, mamo — wywróciłam oczami. W gruncie rzeczy była to prawda. Chłopaka trzymałam za szybą i oddzielonego od mojego życia. On za to swoim zachwianiem przebijał tą warstwę i mimowolnie wdzierał się do moich myśli. Czy byłam na niego zła o to?

Oczywiście, że tak.

Już od pierwszych godzin po poznaniu Petera i jego toksycznego usposobienia, wszystkie przykre i nieprzyjemne sytuacje, sprowadzałam do winy jego osoby.

Ale czy to było zdrowe? Czy w ogóle jakakolwiek relacja z nim - dobra, czy zła, była zdrowa i miała rację bytu? Nie wydaje mi się.

— Wiesz, czasami trzeba coś po prostu skończyć — powiedziała bez większych emocji moja mama. Natychmiast się odwróciłam w jej stronę, żeby skonsultować wypowiedz z mimiką — Widziałam go. Oh...przystojniak jakich mało!

— Mamo...

— Ale Wendy. Jesteś taka młoda... — odwróciłam się z powrotem w stronę pokoju i odetchnęłam — Przed toba jeszcze tyle pocałunków, tyle tańców w deszczu... — jej ton zmienił się w rozmarzony i ewidentnie nie była duchem przy mnie — ...tyle śmiechów, książek do przeczytania, miejsc do zwiedzenia — rozczesała kolejne pasmo moich mokrych włosów — To wszystko, czym się teraz martwisz, za pare lat nie będzie miało żadnego znaczenia.

Kiwnęłam głową.

— No — mama klepnęło mnie po ramieniu i odłożyła szczotkę na moją szafkę nocna.

— Czyli dobrze zrobiłam? — spytałam odnosząc się do zerwania znajomości.

— Ja nie wiem! Zrób tak, żebyś nie żałowała — pocałowała mnie w głowę. Czasami sweter mamy i zapach jej perfum, są lepsze od terapii z psychologiem i wszelkich pomocy medycznych — Dobranoc.

Odpowiedziałam tym samym i uśmiechem odprowadziłam ją do drzwi.

Gdy wyszła, położyłam się na łóżku, a moją głowę nawiedziły przemyślenia. Nie czułam się pewnie w swojej decyzji. Czy była ona trafna? Nigdy nie zerwałam z nikim znajomości.

Czułam się rozdarta, bo z jednej strony czułam, że tak trzeba, ale z drugiej...

Sama nie wiem.

Teraz i tak powinnam się skupić na Zacku.

Uśmiechnęłam się smutno na myśl o jutrzejszym dniu i z tą przykrą myślą zasnęłam.

Dobrze zrobiłam.

***

No i nastała niedziela. Pogrzeb rodziców Zacka.

Poprawiłam czarną sukienkę i podrapałam się po udzie, bo gryzące rajstopy wyjątkowo mi dzisiaj dokuczały. Wyglądałam naprawdę bardzo ponuro i aż nie chciało mi się uśmiechać. Z resztą też nie miałam do tego powodu.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now