78 | „Ma atak paniki"

745 56 42
                                    

Wendy P.O.V.

Obserwowałam nową dziewczynę i miałam nieodparte wrażenie, że gdzieś ją już wcześniej widziałam.

Miała delikatne rysy i blond włosy, od domu za to były błękitne. Fioletowe tęczówki przemierzały wszystkich wzdłuż i wszerz. Kobiecą budowę opinała srebrna krotka sukienka z różowym tiulem. Szczupłe nogi wystawały spod niej i kończyły się w wysokich szarych butach z pastelowymi kokardkami. Wokół talii obowiązany miała srebrzysty pas z mieczem i kilkoma sztyletami.

Brendan z Coltonem podbiegli do niej i przytulili. Momentalnie dołączył do nich Ethan, za nim Matt, Felix, Peter i Alex.

Wszyscy się przytulali i niemal płakali z powodu spotkania po latach, a ja stałam na boku i z założonymi rękami za plecami przygryzałam wargi.

— Cześć... — zaczęła Ashlynn podlatując nagle do mnie — ...my się chyba nie znamy. — uśmiechnęła się przyjaźnie. Miałam do niej mieszane uczucia. Natrętna myśl, że skądś ja kojarzę ciągle tłukła mi się po głowie. Dodatkowo była piękna. Idealna, a takim osobom się nie ufa. Może przemawiała przeze mnie też zazdrość z powodu zainteresowania jakim darzyły ją osoby w obozie — Jestem Ashlynn.

Wystawiła w moją stronę rękę, którą po króciutkim namyśleniu uścisnęłam
— Wendy.

Obniżyła brwi i z uśmiechem uznania przestudiowała mój wygląd.

— My się już nie poznałyśmy? — zapytałam.

— Tak...wydaje mi się, że mogłyśmy się w pewnym sensie widzieć... — oblizała wargi — ...moja mama chyba chciała cię zabić w królestwie syren.

Opadła mi szczęka. To by znaczyło, że jej matką była Królowa syren. A to by znaczyło, że Ashlynn jest księżniczką czegoś tak ważnego w moich ukochanych oceanach.

Chwila moment...

Taaak już pamiętam. — powiedziałam — Ale czy twoja mama nie była czasem...zła? — zakreśliłam ostatnie słowo cudzysłowiem w powietrzu — Sabotujesz nas, czy jak?

Ashlynn się roześmiała
— Akurat bardzo cię broniłam, żeby od razu ci nie odrąbała głowy i nie zabrała mocy z martwego ciała. Rodziny się nie wybiera — wzruszyła ramionami.

Kiwnęłam głową. Brzmiało logicznie. A twarde wypowiedzi sugerujące, że ich właścicielka wie, czego chce, budowały we mnie zaufanie do niej.

— Jaki plan? — zapytał zachrypniętym głosem Felix.

Na chwile zapadła cisza, którą w końcu przerwał Colton
— Prześpijmy się. Jutro wznowimy poszukiwania — faktycznie oczy zaczęły mi się kleić. Na niebie widniał wielki jasny księżyc w półpełni. Oświetlał wszystko idealnie i mimo zachmurzenia bardzo wyraźnie go widziałam. Była raczej ciepła noc, która idealnie wpasowywała się w klimaty snu. Z jednej strony cieszyłam się, że zasnę pierwszy raz od jakiegoś czasu w nocy, a nie rano. Z drugiej strony wiedziałam jednak, że się nie wyśpię. Codzienne okropne i bezlitosne koszmary dawały mi tak w kość, że w mojej głowie zaczynały rodzić się pomysły zupełnego nie spania.

Wszyscy przyznali mu racje. Odwróciłam się, żeby przestudiować nasze miejsce i jak się odwróciłam, obok nas stał już duży kufer z ubraniami. Z racji, że miałam wciąż na sobie górę z najpiękniejszej sukienki, jaką kiedykolwiek miałam szczęście ubrać, to nie było mi wygodnie. Dlatego skierowałam się w stronę ciuchów.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now