124 | Nie mam siły do Petera

728 47 57
                                    

Znowu on.

Biegłam przez las ile sił w nogach. Gałęzie drzew niemal złośliwie rysowały po mojej twarzy i ciele krwawe wzorki.

Wystające korzenie podkładały mi się pod nogi, co chwilę pozbawiając równowagi.

Powietrze jakby gęstniało.

A ja musiałam biec jeszcze szybciej.

Coraz bliżej widziałam polanę w środku lasu, z której dobiegały krzyki i śmiechy Zaginionych Chłopców. Byłam tak blisko bezpieczeństwa. Jeszcze tylko parę metrów.

Nagle grunt, uderzenie w głowę i ziemia w całych ustach. Nie byłam w stanie nawet się odwrócić. Jedynie czołgałam się jak ostatni robal po podłodze.

Ale Cień był już nade mną. Czułam jego chłód.

Odwrócił mnie na plecy i szarpnął do siebie za nogę. Cała moja uwaga została natychmiast przekierowana na obrzydliwe uczucie wypełniające moje ciało. Czułam, jakby lód wdzierał się siłą pod moja skórę. Kłuł ją i kaleczył. Wrzeszczałam jak opętana z bólu. Nie mogłam oddychać.

Powietrze wokół mnie gęstniało. Wszystko wirowało. Wszystko mnie bolało. Miałam wrażenie, że drzewa na mnie upadają. Cały świat zagina się, żeby mnie zgnieść. Klatka piersiowa mnie bolała. Serce miało wyskoczyć z piersi. Cała się trzęsłam. Nie mogłam nic zrobić. Czułam bezradność. Błagałam o litość. Bałam się, że nigdy nie będę już szczęśliwa. Że zawsze będę się tak czuła. Światła się wyostrzały. Podłoga wyginała się pode mną, próbując mnie zgnieść.

— Wendy... — na dźwięk jego szeptu całe moje ciało przeszły ciarki. Bałam się jak jasna cholera. Wszystko migotało. Dzwoniło mi w uszach, a ja rozpaczliwie usiłowałam wziąć chociaż mały oddech. Dusiłam się i upadałam we własnym śnie.

***

Obudziłam się z wrzaskiem. Nade mną coś wisiało. Czarny cień szczerzył się do mnie rzędem setki
kłów. Czułam obok siebie obecność Petera, który spał smacznie i nie wiedział, że przeżywam właśnie prawdziwy koszmar. Cień lewitował tuż nad moją twarzą. W każdym z kątów pokoju migotały cienie i płynął mrok.

Krzyknęłam.

— Darling! — otworzyłam oczy, zlana potem i oddychając ciężko. Nade mną był Peter, który trzymał mnie za ramiona, potrząsając nimi. Rozejrzałam się panicznie — Serce ci wali — stwierdził coś, co doskonale wiedziałam i czułam w każdym centymetrze mojego ciała.

Nie wiedziałam co się dzieje i cała się trzęsłam, a w letnią noc było mi cholernie lodowato.

Skuliłam się, dociskając kolana jak najciaśniej do brody. Objęłam je własnym ramieniem i kołysałam się, próbując uspokoić.

— Co się z tobą kurwa dzieje?! — wrzasnął na mnie zielonooki, co tylko mnie przestraszyło — Pokaż mi to — szarpnął moją rękę, próbując dostać się do ramienia, które jak się okazało, panicznie drapałam. Odepchnęłam go, ale tym razem się do mnie rzucił. Kopnęłam go z całej siły w bark — Przestań! — ryknął na mnie, łapiąc mnie z całej siły za wierzgającą nogę — Pokaż mi to!

— Zostaw mnie! — krzyczałam.

Peter złapał moje nadgarstki i wbił we mnie spojrzenie.

— Możesz przestać? — syknął, ściskając mocniej moje kości — Uspokój się — powiedział nieco spokojniej i zajął miejsce za mną, opierając plecy o ścianę. Pociągnął mnie do siebie za przeguby. Wciąż panicznie próbowałam złapać oddech, ale czując jego ciepła klatkę, instynktownie położyłam mu dłonie na torsie i wtuliłam twarz w czarny tshirt. Dyszałam jak wariatka. Nie mogłam się odprężyć. Naciągnął mi kołdrę na plecy aż pod kark i głaszcząc moje plecy usiłował ogarnąć — Słuchaj — nakazał, przyciskając moją głową do jego serca.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now