61

813 58 165
                                    

Bolała mnie głowa, bo przywaliłam z całej siły w kamienną ulicę.

Przetarłam oczy, a chwilę później pojawił się z nikąd Peter i Dzowneczek, która wyraźnie miała do chłopaka o coś żal, ale on zupełnie tego nie widział i witał się ze wszystkimi ziomalską piątka.

Oczywiście chyba nie trudno się domyślić, że ja nie byłam wliczona w to grono.

Siedziałam na kamiennej uliczce w jakimś zacienionym rogu miasta. Było późno w nocy ale letnie powietrze i zapach lata przywoływał nostalgiczne wspomnienia. Obok naszego zaułku stała latarnia, która w połączeniu z księżycem rzucała ciepłą poświatę na nasze miejsce. Wszędzie panowała zupełna cisza, tylko Peter ciągle coś gadał.

— Cicho, bo ktoś nas zobaczy — zielonooki przyłożył palec do ust i rozejrzał się po naszej kryjówce.

— Tylko ty tu ciągle gadasz — rzuciłam trafne spostrzeżenie, które blondyn puścił mimo uszu.

Wtedy zauważyłam, że wszyscy wokół mnie mają już ludzkie postacie. Matt jest blondynem o czekoladowych oczach, Colton swieci blond jeżykiem, Zack przypomina błękitnymi tęczówkami stare czasy wczesnego dzieciństwa. Ceddar odznacza się białymi pasmami na włosach, a Felix w tym samym kolorze czupryną i czarnym kolczykiem w dolnej wardze. Alex charakteryzował się oczami w odcieniu wody na tropikalnych wyspach, które dzielił z Ceddar. Peter wyglada tak, jak go zapamiętałam, a jedynie Dzwoneczek się nie zmieniła, prócz wielkości, więc zajmowała miejsce na ramieniu zielonookiego.

No i w końcu ja. Czułam sześciopak na miejscu. Różowe włosy rozlały mi się na ramionach, a trawiaste oczy lustrowały wszystkich dookoła. W końcu miałam opaloną skórę, a nie szary, sypiący się naskórek. Wreszcie miałam normalny wzrost i moje najukochańsze mięśnie.

Odetchnęłam z ulga. W końcu czułam się piękna i atrakcyjna.

A jaka skromna.

A żebyś wiedziała, Wendy.

Moje rozmyślania i wesołe rumieńce na twarzy przerwały donośne kroki dobiegające z uliczki, na którą wychodziło nasze miejsce.

Mina mi zrzekła.
— Sandy, sprawdź kto to — zadecydował za mnie Peter.

Spojrzałam na niego z absurdem w oczach
— Co?? Czemu ja? — szepnęłam agresywnie.

— Bo ja tak mówię — warknął.

Nie, no bez jaj.

— Co ty sobie wyobrażasz?! — powiedziałam nieco za głośno, za co zostałam szarpnięta do tyłu przez Brendana i zakryto mi usta.

— Cicho. Ktoś tu idzie — brunet podniosł się na nogi i pociągnął mnie za sobą, ale nie opierałam się, a wręcz pomogłam. Chłopak przycisnął się do ściany razem ze mną, więc chwilę później wszyscy stali w równym rządku.

Peter nagle warknął coś niezrozumiałego i zanim zdążyłam na niego spojrzeć ze skwaszoną mina, stojący po mojej lewej Matt, złapał mnie za rękę i przycisnął mocniej do ściany niczego nie tłumacząc.

Zmarszczyłam brwi, ale w tym samym momencie smuga światła padła na nas i przyprawiła mnie o atak serca. Strach zakneblował mi usta.

Ktoś ewidentnie nas obserwował. Świeca w ręce rzucała lekko tlące się światełko na nas. Jakiś strażnik, albo policjant. Nie mam pojęcia jak się nazywali w osiemnastym wieku.

Z filmów pamiętam, że nie wolno się pokazywać ludzią z innych czasów, bo „złe rzeczy dzieją sie z tymi, co igrają z czasem" jak to Hermiona powiedziała. Ponadto wolałam nie zostać znowu złapała przez policję.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now