26

1K 75 62
                                    

Wendy P.O.V.

Już po raz setny odrzuciłam ruchem głowy brudne, poplątane włosy opadające mi na twarz. Usta miałam zakneblowane brudną szmatą, a ręce związane za krzesłem.

Rozejrzałam się po pokoju czując coraz większą złość. Syreny zaraz po zabraniu mnie, pociągnęły gdzieś, przepłynęliśmy przez ich przepiękne miasto, a potem zabrały mnie tu. Nie mam pojęcia gdzie dokładnie jestem, ale widziałam że siedzę w komnacie. Lepsze to, niż loch, ale i tak niewola. Był to mikroskopijny okrągły pokoik, w którego rogu leżał stary materac, w przeciwległym na ścianie wisiało zbite lustro. Po lewej stronie zauważyłam bardzo wysokie okno o wąskim kształcie. Wszędzie było brudno i zimno. Zero światła. Zero komunikacji.

O tym, dlaczego syreny mnie porwały, nie dowiedziałam się dosłownie niczego. Nasza podróż przebiegła w ich totalnym milczeniu i moich agresywnych odgrażaniach się. Później jedynie rzuciły, że źle, że tu jestem. Że to będzie mój koniec, coś o mojej mocy i inne bzdety. Powiedziałam im że są idiotkami, ale chyba nie zaczaiły. O tym, gdzie jestem też się niczego konkretnego nie dowiedziałam. Po tym, jak wyskoczyłam z łódki, dopłynęliśmy do jakiejś powierzchni, tam otwarł się wir, a potem ciemność i obudziłam się już przywiązana do krzesła w tej potwornej komnacie.

Czułam się jak roszpunka. Szkoda tylko, że nie znam żadnego księcia, a moje włosy mam do nieco ponad bioder, a nie do kostek.

Przewróciłam oczami i warknęłam po raz kolejny szamocząc się na krześle. Bądź co bądź, było mi bardzo niewygodnie. Szmata odcinała jakąś część tlenu, a gruby sznur wiążący moje nadgarstki, sprawiał wrażenie, jakby się zaciskał, a nie na odwrót. Rozejrzałam się po smutnej komnacie.

Ciekawe czy ktoś tu kiedyś umarł?

Wow Wendy. Ty to nasz rozmyślania.

No, ciekawi mnie to.

Mój wzrok jednak opadł na miejsce, gdzie powinny być moje nogi. Wyrósł mi tam ogon. Długi, połyskliwy ogon o perłowo jasnym kolorze różu. Moja skóra wchodziła w nową cześć ciała tak idealnym gradientem, jaki nieraz próbowałam uzyskać przy blendowaniu cieni. Koniec deformacji w postaci płetwy, był niemalże przezroczysty i ogromny. Ogon był prześliczny, lecz trochę brudny, a tęskniłam za moimi ciuchami od Petera, które teraz leżały w stosiku na końcu pokoju. Nie mam pojęcia jak się tam dostały, ani kiedy je zgubiłam, ale ważne że były.

Moje rozmyślania przerwało szarpnięcie za klamkę. Serce zabiło mi szybciej, a pięści zacisnęły się tak samo jak zęby. Do pokoju wpłynela zielonowłosa syrena z ogonem oślizgłego i pozbawionego łusek węża i ewidentnie rozdzielonym na dwie części językiem. Za nią stał syren o muskularnej, lecz nieco drobnej budowie ciała, błękitnych włosach i opalonej karnacji. Jego oczy połyskiwały na srebrzyste kolory, a z knykci i rąk wystawały szpiczaste kolce.

Przyglądanie się syrenowi było bardzo przyjemne. To był naprawdę przystojny chłopak, a gdy zobaczył że się na niego patrzę, uśmiechnął się lekko a mi od razu zrobiło się cieplej.

— Królowa chce cię widzieć — syknęła zielonowłosa.

— I? — zapytałam urywając myśli o chłopaku. Syrena wbiła we mnie znaczące spojrzenie — To może mnie odwiąż? — warknęłam.

Zielonowłosa zagryzła wargę i posłała towarzyszowi znaczące spojrzenie. Nie zrobiła nic przez następną chwilę.

— No na co się tak gapisz? — spytałam pretensyjnie — Albo mnie odwiązujesz i idziemy do tej stukniętej babki, albo won mi stąd! — krzyknęłam. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Chyba tak to szło.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now