122 | impreza u syren

370 40 55
                                    

— Posłuchaj mnie teraz... — zaczęłam, ale nie miałam szans skończyć. Wszystko stało się strasznie szybko. Na tyle szybko, że jedyne co zakodowałam, to otwartą paszczę potwora tuż przy mojej twarzy. Zaraz później uderzenie w bok na tyle silne, że poleciałam twarzą w piasek i uderzyłam głowa w kamień, powodując silne zamglenie obrazu i chwilowe odcięcie. Nie straciłam przytomności. Nie mogłam sobie na to pozwolić.

Widziałam tylko jak Peter przejmuje dowodzenie.

Piszczało mi w uszach. Nic nie słyszałam.

Jak przez mgłę widziałam Króla Nibylandii, który stanął pewnie przed bestią i w gdzieś miał to, że otwiera na niego paszczę i prawdopobnie ryczy. Jego oczy zaczęły ciemnieć, a w rękach błyszczeć zielone światła.

Zaczęłam potrząsać głową. Musiałam natychmiast stanąć na nogach i zobaczyć co się dzieje. Sytuacja była niezbyt kolorowa i ja musiałam wiedzieć co zrobić.

Uniosłam ten oszołomiony łeb i nie zdążyłam nawet się rozejrzeć, gdy zobaczyłam prawdziwy dramat. Zrozumiałam co się tak naprawdę stało.

Natychmiast otrzeźwiałam. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do Felixa. Chłopak leżał na piasku we własnej wielkiej kałuży krwi.

— Co się dzieje?! Co się stało?! — pytałam, chociaż doskonale wiedziałam co się stało. Sashabella chciała mnie pożreć, a białowłosy odepchnął mnie, sam prezentując swoje ciało do ataku. Potwór nie zeżarł go, ale musiał poważnie drapnąć kłami.

Ciało chłopaka było bardzo głęboko rozcięte w wielu miejscach, a krew tryskała jak szalona.

— Cholera. Oddychaj. Coś się da zrobić — powtarzałam. Splotłam palce i w panice zaczęłam uciskać jego rany. Miałam nadzieję, że jakoś opanują krwotok.

— Wendy... — wydusił z siebie Felix. On był cholernie spokojny, co mnie przerażało. Miałam gdzieś jego gadanie, że to koniec. Na pewno dało się coś zrobić. Wyratujemy go. W końcu to Nibylandia.

— Daj spokój. Peter coś wymyśli. Na pewno — powtarzałam w kółko. Właśnie. Peter. Zajrzałam za siebie.

Zielonooki wychodził dosłownie z siebie. Widziałam jak tryska z niego furia. Ręce błyszczały zielonym światłem, które powoli zaczynało wirować wokół bestii. Ta leżała grzecznie z głową na piasku. Nie robiła nic. Oczy chłopaka były absolutnie czarne. Do takiego stopnia, że wydawało mi się, że mrok dosłownie się z nich wylewał. Woda wokół nich jakby wirowała.

Sashabella otworzyła paszcze i kłapnęła na chłopka, ale ten jedynie napiął mięśnie, a zupełnie się uspokoiła.

W końcu pisnęła, czym najwyraźniej dała za wygraną, ale Peter nie odpuścił. Podszedł do niej, a kolory wokół nich jedynie się nasyciły.

— Wendy... — usłyszałam znowu, co zmusiło mnie do oderwania wzroku z króla Nibylandii. Obok Felixa zauważyłam już Ceddar, której skóra przybrała nienaturalnie wręcz biały kolor. Zasłaniała usta, a oczy błyszczały szczerym przerażeniem.

Ja wciąż uciskałam rany chłopaka, wmawiając sobie, że to pomoże.

— Uspokój się. Wyciągniemy cię z tego. Będzie dobrze. Słowo — moje słowo jest gówno warte.

Panicznie przenosiłam ręce na przeróżne rany, próbując pomóc na każdym polu. Traciłam dech. Tak strasznie chciałam coś zrobić, ale sama nie miałam pojęcia co tak naprawdę wyprawiałam.

— To ty się uspokój — Felix złapał moje dłonie w swoje i ścisnął. Moje się trzęsły. Cała drżałam. Panika grała w każdym centymetrze mojego ciała — Oddychaj — wydyszał.

Take me to the Neverland Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon