53

770 63 79
                                    

Widząc martwe ciało chłopaka, nie myśląc wiele, zaczęłam się drzeć. Darłam się tak głośno, że niektóre stalaktyty zaczęły drżeć. Byłam przerażona. To było ohydne. Obleśne. Straszne. Okropne!

Ceddar z kąta ryczała razem ze mną, a Alex niemal się rozbeczał i zaczął walić histerycznie pięściami w drzwi.

Smok najwyraźniej nie był zadowolony z naszego strachu, bo zarył głośno i rozwarł japę tak bardzo, że opluł nas z góry na dół, a cała ziemia się zatrzęsła.

Straciłam równowagę i wyrżnęłam kością ogonową o kamulce. Mruknęłam coś niezrozumiale i zaczęłam masować obolały tyłek.

Ale krasnoludy muszą mieć satysfakcję. Pewnie myślą, że już nie żyjemy.

— Tak, czy inaczej taki był plan — zaśmiał się gorzko Peter, ale nie brzmiał przekonująco.

To była prawda. Naszym planem było rzucenie Damona w najważniejszym momencie do paszczy smoka. Nie spodziewaliśmy się chyba jednak takiego rozmiaru potwora, agresji i żądzy krwi. Nie przygotowaliśmy się jednak na tak nagły zwrot wydarzeń i niespodziewane pobycie się wroga.

— Super. Mamy mu podziękować? — warknęłam do chłopaka, ale machnął na mnie ręka nie odwracając się, na co wywróciłam oczami.

— Wracajmy do domu! — wrzasnął Alex, przytulony do jakiegoś kamienia w rogu, zwracając tym samym na siebie uwagę smoka. Bestia dmuchnęła na niego wściekła i tupiąc tak mocno, że ziemia się trzęsła, zaczęła się do niego kierować. Blondyn zaczął piszczeć tak głośno, że już nie miałam pojęcia które z nich jest głośniejsze, a moje bębenki zmieniały się w krwawą masę.

— Co robimy?! — wydarłam się do Petera.

Chłopak zagryzł policzek od środka i po chwili namysłu wyjął z pasa długi sztylet.
— To co zawsze — westchnął — Walczymy.

Wyjęłam z pasa rewolwer i nie myśląc wiele przeładowałam, po czym wycelowałam go centralnie w głowę smoka. Nawet nie pomyślałam o tym, jakie wyrzuty sumienia miałabym zabijając go. Nie byłam stanie zabić muchy, a co dopiero tak wielkiego stworzenia.

Jednak najwyraźniej nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, a pociski odbiły się od skóry niczym zwyczajne kamyczki.

Po pierwsze od kiedy ja umiem strzelać z rewolweru?

— Jezus — szepnęłam, gdy żółte przeszywające oczy smoka skierowały się w moją stronę, a ociekające krwią kryły wysunęły jeszcze bardziej, już wcześniej.

— Jaki plan?! — krzyknęłam panicznie, przerażona wyglądem potwora.

— Musimy odwrocić jej uwagę od Alexa! — krzyknął Peter z rutynową irytacją w głosie.

Na jego słowa reszta od razu się rzuciła w obronie chłopaka, który najwyraźniej naprawdę sobie nie radził. Skulił się w rogu jaskini i schował głowę w kolanach. Całkowicie blady Brendan wyjął nóż z pasa i ruszył agresywnie na smoka, pokonując tym samym wszystkie jego strachy na rzecz przyjaciela.

Nie zdążył jednak nawet dobiec, bo smok odepchnął go z taką siłą, że przeleciał przez pół jaskini i przywalił głową w kamień. Za każdym uderzeniem chłopców, serce na chwilę mi stawało, ale szczerze cieszyło mnie, że nie dostał kopniaka, bo tego mógłby nie przeżyć.

Ethan zaplanował inny atak, a z mojego punktu widzenia widziałam, że polegał na skradania się bardzo cicho od tyłu do Valice ze sztyletem w ręce.

Tak naprawdę, to nie mam pojęcia na co nam te matalowe narzędzia potrzebne, skoro skóry potwora nie przebiły nawet pociski rewolweru. Scyzoryki niewiele zdziałają.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now