72.| Starcie pokoleń - rozmowa na plecami oraz strych zdjęć

Zacznij od początku
                                    


~ Per Kasandra ~

- Wow, jeszcze nigdy nie byłem na cmentarzu. Sądziłem, że będzie to smutne miejsce, a jest wesołe! - Szeroko się uśmiechnąłem, w stronę mojej zdezorientowanej siostry. Przez chwilę tak się na mnie patrzyła, aż w końcu zapytała.

- Dlaczego "wesołe"?

- To oczywiste. - Westchnąłem, bo głupie, że ludzie są aż tak bardzo poważni i nie widzą radości w takich małych rzeczach. Bezsensu. - Spójrz. - Wskazałem na groby. - Tu wszędzie jest pełno kwiatów i kolorowych zniczy. Co znaczy, że rodzinny nadal kochają swoich zmarłych krewnych. To przecież piękne! - Wtedy i ona się delikatne uśmiechnęła, ale jej wzrok utkwił na ziemi. Nie byłej w stanie stwierdzić, czy rozumie sens moich słów. To jednak jest smutny świat, ludzie tylko się martwią, nie widząc tyle miłości, która wręcz emanuje dookoła.

- Masz rację... Ja... Pójdę jeden grób odwiedzić, a ty idź do Colin. To tam. -  Powiedziała dosyć chaotycznie, że ledwo ją zrozumiałem. Wskazała tylko ręką na ścieżkę, a potem zniknęła szybko z zasięgu mojego wzroku. Czyli ona też kogoś kocha? To urocze. Zrobiło mi się ciepłej na sercu, że nie zapomina. W każdym razie udałem się we wskazanym kierunku. Radosny, delikatnie tanecznych krokiem, czytałem nazwiska zmarłych. Aż dotarłem do grobu mojej matki, lecz nie byłem sam. Co mnie delikatnie zdziwiło jak i ucieszyło. Jednak, gdy patrzyłem dłużej na mężczyznę, to poczułem znajome duszenie w klatce piersiowej. Dziwnie znajome, jednak nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czułem. Coś wręcz w środku mnie krzyczało, dają mi znak. Ponownie spojrzałem na napis na grobie...

Colin i Kasander Snake.

I więc... To mój grób...

Dziwne uczucie, jak odwiedza się  swój własny grób, to znaczy, że kocham siebie? Jestem kochany dla samego siebie. To delikatnie zabawne, aż nie wiem jak to nazwać.

Wtedy mój wzrok ponownie spoczął na mężczyźnie. Przygarbiony siedział tak w bezruchu. Wyglądał osobliwie, jednak absolutnie mnie nie zraził, a zaciekawił. Miał naprawdę bajeczne, niebieskie oczy, aż sam zapragnąłem takie mieć. Jednak to uczucie, które wciąż mi towarzyszyło  było tak silne, że wiedziałem, że jest ze mną mocno spokrewniony... Za bardzo. Nawet nie dotykając jego krwi, mogłem śmiało stwierdzić, że... To był mój... Ale dlaczego jest taki smutny... Ponownie spojrzałem na grób. Brakuje mu mnie i mamy? Czyli mnie kocha!
Moje serce w tej chwili wypełniłoby się ogromnymi szczęściem oraz radością, bo osiągnąłem to co od zawsze pragnąłem. Lecz... Nie mogę mu się ujawnić... Nie dość, że mi nie uwierzy, to może powiedz mi coś nie miłego. Uzna, że kpię. To oczywiste, a nie chce go dołować, a ludzie raczej nie wierzą, że mógłbym być aniołem.  Usiadłem tyłem do niego, aby nie mógł zobaczyć mojego braku źrenic, by go tym bardziej nie wystraszyć. Przez chwile się wahałem, bo to było takie nagłe i niespodziewane, że nie miałem pojęcia od czego właściwie mam zacząć. Jednak wziąłem głęboki oddech.

- Coś się stało? - Zapytałem, delikatnie upierając plecami o jego ramię. To on. Czułem przepotężną energię, która od niego płynęła. Cudem powstrzymywałem łzy radości, a jedyny powodem było pocieszenie go. Teraz liczy się tylko on. To wszystko, co mogę dla niego w tym momencie zrobić.

- Ta, może. - Odpowiedział oschle, ale głos miał ładny. Widać mój jest zbliżony do matki, bo nie jest aż taki głęboki.

- Mogę Ci pomóc? - Zapytałem nieśmiało, czując ciepło na moich policzkach i słysząc głośne bicie mojego serca. Przez chwile się bałem, że może to zagłuszyć jego słowa, które się tylko i wyłącznie skierowane do mnie.

- Zabawne. Znasz jakiś złodziej grobów? - To delikatnie zdziwiło. Znaczenie jego myśli była tak prawdziwa i poważna, jak i ironiczna zarazem. Skomplikowane. Pewnie inni ludzie go nie rozumieją, tak jak mnie?

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz