37) Niepokojące znalezisko

261 11 12
                                    

Takie małe info. Rozdział nie sprawdzony, gdy już zostanie, wstawię go od nowa.
Za wszelkie błędy przepraszam, ale dzięki temu macie szansę, na zauważenie różnicy pomiędzy rozdziałami sprawdzonymi, a rozdziałami nie sprawdzonymi.

Nie przedłużając, miłego czytania

***

Wydarzenie na dachu sprzed kilku dni, nie zostało zapomniane i tym bardziej, nie zostało zapomniane przez najbliższych Mateusza. I wydawać by się mogło, że wyznanie Oresta pomogło Mateuszowi, to Andrzej i Wojtek mieli pełne ręce roboty, przez najbliższe kilka dni, gdy owy blondyn wciąż szukał sposobów na zakończenie swojego żywota. I chociaż dwójka lekarzy nie chciała się sama przed sobą do tego przyznać, to jednak raz omal nie stracili duchownego, gdy ten znalazł jakieś ostre narzędzie i wbił je sobie blisko serca. Ale ku ich wielkiemu szczęściu udało się go uratować, jednak parę dni było ciężkich, gdy stan blondyna raz po raz się pogarszał, co zostało natychmiast załatwione, gdy znaleziono ukryte tabletki.

Od tej pory nie opuszczano księdza na krok, nawet w nocy. Nie pomagały rozmowy, prośby, a nawet groźby. Jedyne co otrzymywano w zamian to puste spojrzenie tych niebieskich oczu i cisza. Zachowanie blondyna coraz mocniej martwiło jego najbliższych, ale nie mogli nic zrobić gdy wspomniany mężczyzna nie odzywał się wogóle i jedynie spoglądał w przestrzeń.

Andrzej załamywał ręce nad postawą przyjaciela, prosząc swoich znajomych psychologów, by spróbowali pomóc blondynowi, ale jedyne co otrzymywali w zamian to cisza duchownego, który już nawet na nich nie spoglądał. Przestał jeść, pić i spać.

- Musimy coś zrobić - mówił Andrzej, gdy odwiedzał plebanię, kurię lub komendę, by prosić o radę od przyjaciół Mateusza - ale nie wiemy co. Nic nie pomaga, a moi znajomi psycholodzy zaczęli podawać mu tabletki antydepresyjne, co wciąż nie przynosi efektu.

- Musimy znaleźć sposób, to go wykończy - mówił Wojtek, gdy czasami przychodził z Andrzejem. Obydwoje byli świadomi, że jak tak dalej pójdzie, blondyn może umrzeć, a karmienie go na siłę, lub wymyślanie sposobów, by zjadł, nie będzie zawsze działało. Już nawet teraz można było zobaczyć, jak blady był duchowny, jak jego oczy były podkrążone.

- Znajdziemy sposób - zapewniał Waldek, będąc bardzo zdeterminowanym, by pomóc przyjacielowi. Nikt nie byłby w stanie go od tego odwieźć, nie gdy chodziło o blondyna, który był mu bliski jak brat.

Ale czy mogli mu pomóc, gdy nie wiadomo dlaczego mu się pogorszyło? Wiedzieli, że jest to depresja, ale ksiądz wydawał się pogodzić z śmiercią Adriana, tym samym akceptując fakt, że jego śmierć, nie była jego winą. A jednak, po paru dniach, samopoczucie Mateusza zaczęło się drastycznie pogarszać, a nikt nie był w stanie pojąć dlaczego. Dlaczego ich przyjaciel, nagle postanowił ze sobą skończyć? To było coraz bardziej niepokojące, a co za tym idzie, coraz bardziej dobijało wszystkich z otoczenia blondyna.

Dopiero miesiąc później, od wydarzeń z dachu i prób samobójczych, udało im się znaleźć przyczynę. I to co znaleźli, było jeszcze bardziej niepokojące. Podczas gdy Mateusz spał, jedna z pielęgniarek, która była wyznaczona by sprawdzać pokój duchownego, w razie gdyby ten znowu dopadł coś, czym mógł się skrzywdzić, kobieta znalazła za szafką listy. Niektóre podarte, niektóre zgniecione.

- Panie doktorze, musi Pan to zobaczyć - powiedziała, gdy tylko wybierała wszystkie papierki i zaniosła do Trojczyka, czując, że są one ważne. Nie minęło może parę minut, gdy blady brunet spojrzał na stojąca kobietę.

- Wezwij policje, natychmiast. Powiedz, że chodzi o Mateusza - mówił, szybko ukrywając resztę listów, które znalazła pielęgniarka w swojej kieszeni, widząc jak bardzo trzęsą mu się ręce - cholera, nie dziwota, że mu się pogorszyło! - mruczał pod nosem, patrząc na śpiącego przyjaciela. Zaciskając zęby, starał się uspokoić, by usiąść razem z śpiącym księdzem. Miał pewność, że blondyn się nie obudzi, ponieważ podał mu leki nasenne.

- Co z nim?! - to było pierwsze pytanie, jakie usłyszał gdy Możejko, Nocul i Dziubak wpadli do pokoju blondyna. Widząc jak ten śpi spokojnie, spojrzeli na bladego lekarza, który wstał z zajmowanego miejsca, patrząc na Antoniego.

- Mógły pan zostać z nim? Będę wtedy bardziej spokojniejszy - brunet spojrzał poważnie na policjanta, który zaskoczony postawą mężczyzny przytaknął głową, zaraz zasiadając przy łóżku księdza. Andrzej spojrzał na Oresta i Mietka, gestem ręki kazać im podążać.

- Nie wiem kto je pisał, ale teraz jestem już świadomy dlaczego Mateuszowi się pogorszyło - wytłumaczył, wyjmując listy i rozkładając je na biurku - ten przeczytałem, zanim kazałem was wezwać. Aż mi się słabo zrobiło - powiedział brunet, wskazując na jeden z wielu listów. Mietek wziął go do ręki, zaczynając czytać, ale w połowie jego nerwy puściły i Orest wyrwał mu list, by sam go przeczytać.

Drogi Mateuszu.

Mam nadzieję, że wakacje ci się udały? No w końcu, w szpitalu mogłeś nareszcie odpocząć, po zabawach jakie zafundował Ci Adrian.

Pamiętasz go, prawda? Twój ulubiony kolega, z którym tak dobrze się bawiłeś. No cóż... Szkoda, że zdechł, ale jestem ciągle ja.

Właśnie teraz siedzę nad grobem tego szczeniaka, pisząc do ciebie list. Ha. Myślisz, że Twoje piekło się skończyło? To co zrobił ci Wróblewski, to nic w porównaniu z tym, co ja na ciebie zaplanowałem. A uwierz, że ze mną będziesz się jeszcze lepiej bawił, niż z tym gówniarzem. Może chcesz usłyszeć, już kawałek tego co mam w planach? Oh! Oczywiście, że chcesz, w końcu będziesz gościem głównym!

Zamierzam powoli wypalać Ci skórę, kroczek po kroczku, a następnie ściągać z ciebie skórę, słuchając twoich słodkich wrzasków. Widziałem to co, zrobił Adrian i muszę przyznać, że jestem coraz bardziej podekscytowany tym, że za jakiś czas będziesz w moim posiadaniu. Ale wracając... Zamierzam łyżką wyjąć te twoje piękne oczka, ponieważ strasznie mi się podobają! Powoli, tak byś czuł to w całym ciele, zamierzam wyrywać Ci ząbki, aż nie będziesz miał nic oprócz języka, którego prawdopodobnie także ci zabiorę. Co powiesz na odcięcie go rozzażonym nożem? To będzie cudowne.

Zamierzam, gdy już nareszcie będziesz bez skóry, wyrywać Twoje mięśnie, wbijać w nie szpilki zamoczone w zżrącym kwasie, a nawet nimi cię karmić. W końcu musisz coś jeść, a twoim moczem, będę cię poić. Nic się nie będzie marnować! Gdy już skończę z twoimi mięśniami, zamierzam zacząć wyrywać z ciebie kostka po kostce, aż jedyne, co z ciebie zostanie to kupa mięsa. Wiesz? Znalazłem gdzieś za granicą specyfik, który utrzymuje ofiarę tak długo przy życiu, że może nawet nie mieć pół ciała, a dalej żyje.

I wiesz co? Nawet już złożyłem zamówienie, więc powinno przyjść za jakieś parę dni.

Oh! Przypomniało mi się. Pewnie będziesz miał dość tych zapachów, z szpitala, dlatego mam nawet wannę, z bardzo zżrącym kwasem, więc najpierw zanurzę cię tam, a później przejdziemy do palenia. To będzie wspaniałe, ponieważ będziesz czyściutki jak łezka. A gdy będziesz wrzeszczeć o pomoc i błagać, ja nie będę nawet przestawać, a jedyne co zrobię to wytnę ci uszy, byś nie musiał słuchać, jak żałosny jesteś.

Na pewno jesteś szczęśliwy, z mojego planu. Prawda? Mam jeszcze parę innych, ale te może opiszę Ci innym razem, bo teraz mnie czas goni.

Do następnych listów, a może i wtedy już zabiorę cię do siebie? Wszystko możliwe.

Twój przyszły koszmar.

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszWhere stories live. Discover now