21) Czy ten KOSZMAR w końcu się skończy?!

257 14 0
                                    

Leżał bez sił na zimnej podłodze, ledwo mogąc się ruszyć. Jego ciało raz po raz przeszywał dreszcz, powodując potęgowanie bólu z otwartych ran, a z gardła wydobył mu się słaby jęk. Parę minut temu jego oprawca nareszcie dał mu spokój, gdy wypił wszystkie substancje, jakie miał przy sobie Wróblewski. Na samą myśl o minionym bólu, jaki temu towarzyszył, niewyobrażalne mdłości wstrząsnęły jego ciałem. Zacisnął oczy by spróbować się uspokoić, ale z marnym skutkiem, dlatego już po chwili, opierając się na okaleczonych ramionach, zaczął wymiotować. Spojrzał zniesmaczony na feerię kolorów, ale najbardziej wyróżniającym się kolorem był czerwony. Była to jego krew.

Podczołgał się słabo do kamerki i z trudem utrzymując głowę prosto, spojrzał wprost w obiektyw. Jednak mimo usilnych starań, jego głowa opadła na posadzkę. Przymknął powieki, nie chcąc patrzeć na stół, gdzie najpierw był torturowany nieznanymi cieczami, a następnie Adrian nie potrafiąc się opanować, zaczął na jego ciele wycinać szlaczki. Blondyn wzdrygnął się na samą myśl, ale zaraz tego pożałował. Czuł, jak powoli zaczyna odpływać, ale nim pochłonęła go ciemność, zdołał jeszcze podnieść głowę i słabym głosem wyszeptać:

- Pomocy

***

Ten dzień zapowiadał się wspaniale dla osób na komendzie, nic nie zanosiło się na tragedię, jaka miała za niedługo nastąpić. Możejko właśnie wchodził na posterunek, dyskutując o czymś wraz z Mietkiem, witając się uprzejmie ze swoimi ludźmi. Wchodząc do gabinetu położył swoją teczkę na biurku, za którym zaraz zasiadł. Minęły może z dwie godziny spokoju, zanim na komendę zaczęła wchodzić grupka z plebanii na czele z Biskupem.

- Dzień dobry – przywitał się ze wszystkimi, nie ukrywając zaskoczenia – czy mógłbym wiedzieć, co was do nas sprowadza? – zapytał z ciekawością w czekoladowych oczach. Było to wręcz dziwne, że nagle wszyscy ludzie, którzy byli bliscy Mateuszowi, zjawiają się na posterunku. Zaraz jednak jego serce zaczęło kłuć boleśnie, gdy nie zauważył blondyna wśród tej grupki, ale zanim zdołał zapytać o nieobecność duchownego, blondynka już zaczęła mówić.

- Dostaliśmy wiadomość, że mamy przyjść na komendę w trybie natychmiastowym – wytłumaczyła blondynka, pokazując wiadomość w telefonie jako dowód – każdy taki dostał, ale nie wiemy od kogo, więc chcieliśmy, żeby Pan, panie inspektorze to sprawdził – dokończyła i spojrzała ciekawie na wbiegającego Marczaka z paczką i listem, który podał Możejce.

- Listonosz właśnie przyniósł, zaadresowany do szefa – wytłumaczył i oddając paczkę, szybko odszedł, by nie dostać nią w głowę, widząc minę szarowłosego.

- Pan na spokojnie otworzy paczkę, my poczekamy – zapewniła Borowik i na potwierdzenie swych słów usiadła przy stole, a za jej przykładem poszła reszta. Orest wiedząc, że nie ma co walczyć z nieugiętą gospodynią księdza, wrócił do gabinetu po nóż i otworzył list, powoli go czytając. Zmarszczył brwi, gdy zaczął otwierać paczkę, z której wyjął laptopa. Spojrzał zainteresowany w stronę urządzenia i po chwili go włączył, a na ekranie momentalnie pojawiła się aplikacja Skype’a z aktywnym połączeniem. Możejko pochylił się nad ekranem, spoglądając na to, co rozgrywało się po drugiej stronie wideo, aż nagle odsunął się jak poparzony.

- Jasna cholera! – wykrzyknął, a zaalarmowani policjanci natychmiast zjawili się przy szefie, także patrząc na to, co tak wybiło z równowagi ich przełożonego. Już po chwili na komendzie było słychać zbiorowe sapnięcia trwogi, gdy po pomieszczeniu rozniósł się szyderczy głos Adriana.

- Nie! On nie mógł znowu porwać księdza! – wrzeszczała zrozpaczona Natalia, patrząc na przerażonego Mateusza po drugiej stronie kamery. Wiedziała, że coś jest nie tak, gdy po dwóch godzinach nie wrócił, ale sądziła, że to tylko dlatego, że zatrzymał się u kogoś na chwilę. Jej serce ścisnęło się boleśnie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że ignorując swoje złe przeczucie, naraziła ponownie księdza na niebezpieczeństwo.

Gdy rozległ się bolesny wrzask po tym, jak blondyn został czymś napojony, na komisariacie rozniósł się warkot od paru wściekłych mężczyzn, którzy już wymyślali co zrobią z Wróblewskim, gdy tylko go dorwą. Cierpienie ich przyjaciela trwało jeszcze przez kilkanaście minut, zanim zdołał chociaż na chwilę odetchnąć po nieustannym krzyku. Na komendzie zapanowała cisza, podczas której bezradni policjanci i przyjaciele duchownego mogli tylko patrzeć na katusze ich ulubionego księdza. Cichy kobiecy szloch przerwał ciszę wraz z kolejnym krzykiem, gdy psychopatyczny blondyn nacinał nożem ciało ich przyjaciela, wycinając wymyślne wzory.

- Wiesz co jest najlepsze? – Wróblewski pochylił się nad Mateuszem z uśmiechem – Jesteś teraz cały mój, a twoi żałośni przyjaciele gówno mogą zrobić, by ciebie odzyskać. Będziemy się ŚWIETNIE bawić – górujący mężczyzna zrobił szybkie cięcie od pępka, aż do mostka, po czym odsunął się zadowolony ze swojego dzieła i odwrócił twarz w stronę kamery – nigdy go nie dostaniecie. Nawet jeśli zdechnie, jego ciało będzie ukryte i tylko ja będę wiedział gdzie jest. Nic nie możecie zrobić – blondyn zaśmiał się paskudnie, po czym wziął słoiczek z solą i posypał ją wprost na świeże rany.

Krzyk duchownego ponownie przeszył powietrze, potęgując uśmieszek swojego oprawcy. Gdy sól została już odłożona, Adrian odpiął szybko pasy i nie zważając na rany na nadgarstkach, złapał okaleczone ręce i z całej siły podciągnął Mateusza do pionu, chociaż jego ofiara ledwo mogła ustać. Nie zważając jednak na to, przeszedł z nim kawałek i rzucił nim o zimną ziemię, a następnie przeniósł nadal nagrywającą kamerę tak, by wszyscy mogli dokładnie oglądać jego ofiarę.

- Miłej zabawy w próbie znalezienia mnie – powiedział zadowolony, po czym opuścił pomieszczenie.

Na komendzie trwała grobowa cisza, gdy oglądali z przerażeniem ich przyjaciela, który teraz opróżniał zawartość swojego żołądka. Patrzyli bezradni, jak Mateusz się z trudem czołga w ich stronę i jak opuszcza głowę, by zaraz ponownie ją podnieść i błagać o ratunek. Gdy stracił przytomność, na posterunku nikt nie był w stanie się poruszyć. Trzask przewracanego regału, który wściekły Pluskwa pozbawił równowagi, sprawił, że czas ponownie ruszył. To jakby wszystkich przywróciło do rzeczywistości, by zaraz po komisariacie rozniosły się wściekłe rozmowy na temat tego, co widzieli. Wszyscy jak jeden mąż postanowili, że choćby miało się palić i walić, odnajdą Mateusza, choćby miało ich to zabić.

Natalia usiadła ciężko na krześle i opierając się na dłoniach, zaczęła szlochać, wciąż obwiniając się za swą ignorancję. Przez swoją rozpacz nawet nie słyszała, jak babcia stara się ją pocieszyć, ani nie zauważyła tego, że cała się trzęsie. Pociągnęła nosem, starając się nie myśleć o księdzu, ale obraz wrzeszczącego blondyna natychmiast zasłoniła jej zdrowe myślenie. Zanim zaczęła jeszcze bardziej pogrążać się w rozpaczy, zdołała jeszcze przebić się przez gwar, jaki zapanował na komendzie, swoim głośnym krzykiem, pełnym rozpaczy.

- CZY TEN KOSZMAR W KOŃCU SIĘ SKOŃCZY?!

To pytanie zawisło nad wszystkimi obecnymi teraz w pomieszczeniu, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Nie mogli o tym zapomnieć, ponieważ to motywowało ich do dalszych działań. Odnalezienia za wszelką cenę ich przyjaciela.

***
Hey, hey, hello!

Przychodzę do was z nowym rozdziałe. Tym razem z perspektywy policjantów! Ha! Tym razem będą takie przeskoki, ale prawdopodobnie co drugi rozdział, jeszcze nie wiem. Muszę zdecydować 😂😉

Mam nadzieję, że się podoba? Gdy skończę w końcu z torturami, a następnie z przywracaniem Mateusza do normalności możecie się spodziewać końca. Ale spokojnie. Jak narazie mam zaplanowane już do 30 rozdziału, chociaż jeszcze nie napisałam co ma tam być 😉. Ciekawe czy to opowiadanie dotrwa do 50-siątki lub 60-siątki 😋😆.

Zobaczymy, a wy jak myślicie?

Bayo!

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszWhere stories live. Discover now