34) Deszczowy dzień

339 13 9
                                    

Deszcz bił po oknach, gdy na dworze rozpętała się istna ulewa, a gdzieś w oddali można było usłyszeć odgłosy burzy. Blondyn, który patrzył w tej chwili przez okno, zdawał się nie za bardzo interesować tym, co dzieje się wokół niego i za oddzielającą go szybą, był zbyt pogrążony w rozmyślaniach. Wyjątkowo powracał do świata żywych w momentach, gdy ktoś starał się do niego zbliżyć, czy go dotknąć. Wtedy odskakiwał od tej osoby, lub wyrywał się mimo woli, co swoją drogą utrudniało pracę pielęgniarkom i lekarzom. Blondyn czuł się niekomfortowo, gdyż żeby sprawdzać jego rany musiano go trzymać, czy wcześniej podać leki uspokajające, które lekko go ogłupiały. Wiedział, że źle robi, ale nie potrafił tego powstrzymać. Każdy dotyk sprawiał, jakby ktoś go czymś parzył

W jego głowie szalała istna burza myśli, które nie dawały się uporządkować, co skutecznie zakłócało mu spokojny sen, w który raz po raz starał się zapaść, czując straszne zmęczenie. Blondyn spuścił wzrok na swoje dłonie, zastanawiając się nad każdą możliwą drogą, by nareszcie uspokoić targające nim myśli, ale wciąż tego nie potrafił, a nowa straszna myśl dołączała do reszty, powoli potęgując u niego ból głowy. 

- Mateuszu? - dłoń, która została położona na ramieniu blondyna sprawiła, że Mateusz odskoczył jak poparzony z krzykiem, a w jego głowie natychmiast pojawiła się wizja Adriana, który miał w drugiej ręce nóż.

- Hej, spokojnie, to ja, Andrzej - znajomy głos wydawał się blondynowi taki spokojny i uspokajający, ale straszna wizja wciąż majaczyła mu przed oczami, by dopiero po chwili rozeszła się, ukazując zmartwionego Trojczyka, stojącego przy jego łóżku. 

- Przepraszam - wymamrotał blondyn, starając się opanować dygotanie i kątem oka patrzeć na przyjaciela. Czy miał powód by się go bać? Oczywiście, że nie! Wiedział o tym, ale dlaczego tak bardzo w tej chwili się go obawiał, przecież mężczyzna nigdy by go nie skrzywdził? 

- Mateuszu, przecież nie masz za co mnie przepraszać - Andrzej posłał w stronę roztrzęsionego mężczyzny uspokajający uśmiech, a następnie podniósł obie dłonie do góry, pokazując, że nic w nich nie ma - wiem, że tego nie chcesz, ale muszę sprawdzić twoje rany - odsunięcie się na sam skraj łóżka, z którego omal blondyn nie spadł, było jedyną odpowiedzią. Trojczyk opuścił ręce, patrząc zmartwiony na przyjaciela, który ponownie zaczął się trząść - wiem, że się boisz, ale nie zrobię Ci nic złego. Sprawdzę najszybciej jak mogę twoje rany i od razu się odsunę, nie chcę ponownie podawać ci leków. 

Strach. Tylko tyle mógł zobaczyć brunet w oczach blondwłosego księdza, ale mimo tego duchowny podniósł delikatnie swoją szpitalną koszulę, dając tym samym znak, że lekarz może zaczynać. Gdy brunet zbliżył się do niego, Mateusz zamknął oczy i zaczął skupiać swój umysł na kroplach uderzających o szybę, by w jakiś sposób uspokoić ciało i nie utrudniać pracy przyjacielowi. 

- Spokojnie, nic ci nie zrobię - uspokajający głos Andrzeja rozszedł się po jego umyśle, gdy blondyn poczuł dotyk dłoni bruneta na swoim torsie. Zacisnął oczy i szczękę, starając się odgonić straszny widok dotykającego go Adriana. - Już prawie skończyłem, chcę sprawdzić twoje ręce, możesz już opuścić koszulę - Trojczyk powoli opuścił swoje dłonie na materac, patrząc cierpliwie na przyjaciela, który pogrążony był w swoim umyśle. Słowa mężczyzny powoli zaczęły przebijać się do umysłu blondwłosego księdza, wyciągając go ze strasznej wizji. Mateusz otworzył powoli oczy, opuszczając materiał koszuli, by zakryć tors, skierował swoje trzęsące się obandażowane dłonie, w stronę stojącego bruneta. 

Trojczyk natychmiast po sprawdzeniu dłoni przyjaciela uśmiechnął się pokrzepiająco i zapisał coś w karcie leczenia. Skończywszy tę czynność, powoli usiadł na fotelu obok łóżka swojego pacjenta i spojrzał na niego. Wiedział, że to, co właśnie się stało, było małym krokiem do normalności, ale czy po tym wszystkim znów będą w stanie przywrócić umysł blondyna do stanu sprzed porwania? Nie potrafił tego określić, czy duchowny wciąż mógł wr... 

- Andrzej? - cichy głos Mateusza, skutecznie wyrwał go z rozmyślań. Spojrzał uważnie na przyjaciela, który nerwowo skubał skrawek koszuli, a gdy nareszcie blondyn zauważył, że skupia całą uwagę lekarza na sobie, przełknął gule w gardle - myślisz, że kiedyś mi to przejdzie? - zapytał, w tym samym czasie pokazując Trojczykowi swoje trzęsące się ręce. Blondyn nie patrzył na bruneta, wciąż spoglądał na swoje dłonie, a lekarz mógł zobaczyć smutek w jego oczach. 

- Na pewno, popracujemy nad tym razem, a w pewnym momencie zanim się zorientujesz, będziesz taki jak dawniej - powiedział brunet, wiedząc, że Mateuszowi nie chodziło jedynie o swoje dłonie, ale również o jego psychikę i tiki nerwowe. Blondyn spojrzał zaskoczony na Andrzeja. Czy takiej odpowiedzi się spodziewał? Gdy zadawał to pytanie, nie za bardzo liczył na to, by kiedykolwiek miał wrócić do normalności, a jednak Andrzej Trojczyk, jego główny lekarz a zarazem przyjaciel, powiedział to, co blondyn w głębi serca chciał usłyszeć teraz, gdy już tracił nadzieję. 

Czy powinien się tak dziwić? Dawniej to on dawał innym nadzieję, wciąż sam jej nie tracąc. Nawet po pierwszym porwaniu miał w sobie nadzieję na normalne życie, a teraz, gdy stało się tak wiele, że zaczął tracić to co, podarowywał innym, pojawił się ktoś, kto ofiarując mu swoją pomoc i ciepłe słowa, obudził w jego sercu to, co zaczęło zanikać. 

- Andrzej ma rację, Mateuszu - wspomniany mężczyzna odwrócił wzrok od siedzącego bruneta i spojrzał na nowego przybysza. Orest, który stał w progu, uśmiechnął się, widząc lekką nerwowość księdza - każdy z nas ci pomoże, choćby miało to zająć lata. Nie zamierzamy cię zostawiać samemu sobie, w końcu jesteśmy rodziną, nawet jeśli nie z krwi. 

Blondyn uśmiechnął się z ulgą, gdy jego obawy zostały rozwiane przez ciepłe słowa inspektora, który idealnie wręcz trafił w punkt całego zamieszania w jego umyśle. Uśmiechnął się słabo, na chwilę odganiając burzę w jego umyśle, która prawdopodobnie za jakiś czas wróci. Teraz nie musiał się tym martwić, mógł cieszyć się dobrym towarzystwem swoich przyjaciół. Nawet jeśli miał wciąż wątpliwości, nie chciał ich teraz wyciągać na światło dzienne, by nie martwić Andrzeja i Oresta. W momencie, w którym zostały wyciągnięte szachy, jego uśmiech się poszerzył. Nawet jeśli pogoda była okropna, a jego humor przed chwilą był straszny, to spędzenie czasu na grze i rozmowach na pewno mu pomoże. 

***
Hi!

Jejuniu, jak mnie tu dawno nie było, c'nie? Mam nadzieję, że nie ostrzyliście już na mnie kołków i wideł, hm? 🤔

Z góry przepraszam za to opóźnienie. Najpierw miałam problem z Watt, ponieważ wy mogliście widzieć książkę, czytać ją... No ale cóż, ja miałam ten problem, że nawet jeśli istniała, to na moim profilu nie było żadnej pracy, przez co omal nie zeszłam na zawał! Ale na szczęście wszystko ładnie wróciło, a ja jestem daleka od zawału 😂, to później był brak weny. Ten rozdział był zaczęty, ale w pewnym momencie, po prostu się zacięłam i nie umiałam ruszyć dalej.

Ale wena mi wróciła, yay! Taki trochę słaby rozdział, ale no... Mam plan na Mateusza w szpitalu jeszcze, ale nie wiem kiedy dokładnie go zrealizuje. Chyba jak go troszku podleczę 🤣🤣.

Nie jestem pewna czy następny rozdział będzie, czy znów będzie lekka pauza. Ale hej! Bądźmy dobrej myśli, bo nareszcie wena wróciła 😍.

Dobra, ja zmykam. Bayo!

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszWhere stories live. Discover now