4. Operacja i śpiączka

492 18 8
                                    

Gdy ratownicy zawołani przez Marczaka, zjawili się w hali, gdzie leżał ranny mężczyzna, szybko zabrali się do roboty. Orest wraz z Mietkiem natomiast musieli odsunąć się na bok, by nie przeszkadzać w ich pracy. W końcu ktoś musiał uratować księdza Mateusza, a oni przeszkadzając, tylko by jego stan pogorszyli.

Ale gdy patrzyli na swojego nieprzytomnego przyjaciela, ze ściśniętymi boleśnie sercami wyszli z magazynu i zostali otoczeni przez zmartwionych kolegów z pracy, chcących dowiedzieć się co z duchownym. Szybko wyjaśnili im, co stało się w środku i, po dowiedzeniu się, że jeden z porywaczy został aresztowany, czekali w napięciu, aż sanitariusze wyjdą z budynku wraz z księdzem. Orest po rozkazaniu swoim ludziom, by jak najszybciej zbadali miejsce zbrodni, zauważył, jak ze środka w pośpiechu wybiegają sanitariusze, niosąc na noszach rannego blondyna, kiedy tylko światło słoneczne padło na bezwładne ciało, mogli dzięki niemu zobaczyć o wiele więcej obrażeń, a także wygląd ciała, które w tym momencie było obmazane własną krwią i przeraźliwie wychudzoną.

Ratownicy sprawnie włożyli nieprzytomnego mężczyznę do karetki, czym prędzej ruszając w stronę szpitala, informując przez radio o tym, kogo i w jakim stanie wiozą. W tym samym czasie gdy karetka ruszyła, Inspektor Możejko i aspirant Nocul, ruszyli za nią, by dowiedzieć się, czy ich przyjaciel przeżyje. Gdy dwójka mundurowych dotarła do szpitala, w biegu udali się za ratownikami, którzy po przekazaniu rannego odeszli w tylko sobie znanym kierunku. Lekarze natomiast, którzy przejęli Mateusza, widząc, w jakim jest stanie, szybko zabrali blondyna na blok operacyjny.

- Co z panią Natalią i resztą? - zapytał łysawy policjant, po chwili milczenia, do siedzącego szefa. Ten natomiast spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami — Informujemy ich?

- Nie. Lepiej by go zobaczyli już po operacji niż teraz — odpowiedział Możejko nadal ze zmarszczonymi brwiami, po czym przetarł twarz, Nocul usiadł obok swojego przyjaciela na krześle, pocierając nerwowo ręce — dlaczego to się musiało stać? - mamrotał do siebie inspektor, zakrywając twarz w dłoniach, ale jego podwładny i tak go usłyszał, po czym potrząsnął głową, jakby chciał odrzucić natrętne myśli.

- Sam chciałbym to wiedzieć, Orest — westchnął, po czym ze zmartwioną miną oparł głowę o zimną ścianę, myśląc o swoim przyjacielu, który właśnie był operowany. W tym momencie się bał, że Mateusz może nie przeżyć, chociaż z całej siły starał się wyrzucić te myśli ze swojej głowy, nawet jeśli te zaraz powracały. Spojrzał ukradkiem na Możejkę, który siedział tuż obok niego i mógł od razu stwierdzić, że nie tylko on się martwi. Jeszcze kiedyś na początku jego znajomości z utalentowanym księdzem, Orest Możejko nigdy nie zostałby posądzony o to, że w przyszłości będzie w przyjacielskich stosunkach z księdzem Mateuszem. Ba! Gdyby wtedy ktoś mu to powiedział, że ten zawsze zimny i przestrzegający zasad mężczyzna, po pewnym czasie stanie się przyjacielem księdza, wyśmiałby go i kazał mu nie opowiadać bzdur. Jednak teraz widział wyraźnie strach, a także zmartwienie wymalowane na twarzy inspektora.

Gdy po trzech godzinach, operacja się zakończyła, ku wielkiej uldze czekających i zmartwionych dwójki policjantów ci wstali i w oczekiwaniu czekali, aż lekarz, który księdza operował, udzieli im informacji. Kiedy tylko go zobaczyli wychodzącego z bloku, podeszli pośpiesznie do mężczyzny.

- Co z nim? - zapytał nerwowo Inspektor, patrząc z poważnymi oczami na lekarza, chcąc tym samym jak najszybciej uzyskać informacje — Wszystko z nim dobrze?

- Operacja powiodła się, ale były niestety parę komplikacji, które utrudniły cały zabieg — wyjaśnił, gdy mężczyźni spojrzeli ze ściśniętymi żołądkami na wyjeżdżające łóżko, na którym leżał ksiądz Mateusz podpięty do respiratora — pacjent miał liczne głębokie rany cięte, które udało nam się zaszyć przy tak zmasakrowanej skórze, na plecach — powiedział, starając się nie myśleć o jego ciężkiej pracy, by chociażby zaszyć jedną ranę, nie otwierając następnej — parę żeber było złamanych, ale udało nam się je nastawić, zanim przebiłyby płuca — kontynuował, idąc szybkim krokiem z policjantami w stronę sali, do której przewieziono blondyna. - Podczas operacji doszło do dwukrotnego zatrzymania akcji serca, przez co wszystko zostało przedłużone, był także krwotok wewnętrzny, który w porę zatamowaliśmy, zanim doszłoby do najgorszego — Mietek wstrzymał oddech, gdy tylko usłyszał tę straszną informację, natomiast Orest zachowywał kamienną twarz, nawet jeśli w środku cały się gotował. Gdyby mógł, to ci, którzy zrobili to Mateuszowi, już leżeliby na Oiomie. Dwójka mundurowych weszła wraz z lekarzem do sali, w której leżał duchowny. Lekarz westchnął — ksiądz Mateusz miał także bardzo poważny uraz głowy panowie, niestety pacjent na wskutek tego zapadł w śpiączkę, ale niestety nie mogę stwierdzić, ile ona potrwa dokładnie. Trzeba czekać, tylko to nam pozostało — powiedział, kończąc wyjaśnianie i trzeć swoje dłonie, obserwując pogrążonego w śnie blondwłosego mężczyznę.

- Czy... - łysawy mężczyzna czuł, jak jego gardło zaciska się boleśnie, gdy patrzył na śpiącego przyjaciela, odchrząknął — Możemy tutaj przy nim posiedzieć? - Mietek, któremu udało w końcu powiedzieć to, co chciał, spojrzał błagalnym wzrokiem na doktora.

- Krótko. Za parę minut będą przeprowadzane kolejne badania. - powiedział lekarz, po czym pożegnał się z policjantami, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali, zostawiając policjantów, samych, kierując się do kolejnych pacjentów.

- To wszystko moja wina — Nocul westchnął cicho i spojrzał ze smutkiem na nieprzytomnego przyjaciela, podchodząc do jego łóżka. Wziąwszy dwa krzesła, usiadł na jednym, zostawiając drugie wolne dla Możejki, który po chwili je zajął.

- To jest tylko i wyłącznie wina, tych, którzy mu to zrobili, Mietek. - Orest spojrzał na swojego podwładnego, po czym znów wrócił spojrzeniem na Nie ruchomą twarz blondyna — tylko oni są za to odpowiedzialni — powiedział, a jego dłonie zacisnęły się na spodniach w pięści.

- Ale gdybym do niego tamtego dnia przyszedł nic, by się nie stało! -Mietek odwrócił gwałtownie głowę w stronę swojego przyjaciela z twardym wzrokiem, Możejko, widząc, to jedynie podkręcił smutno głową.

- Nie możesz, być tego taki pewien — siwowłosy odchrząknął, po czym wygładził kawałek zagiętej pościeli — Nawet gdybyś był u niego wtedy, mógł zostać porwany następnego dnia, albo kolejnego — spojrzał ukradkiem na Nocula, który w tym momencie odwrócił głowę w stronę okna. Orest wiedział, że nawet jeśli aspirant poszedł na plebanie, nie mogli, by przewidzieć czy na następny dzień, ksiądz nie zostanie uprowadzony. Stałoby się to prędzej czy później.

- Dlaczego w ogóle został porwany? - Mietek zadał sam sobie pytanie, zaciskając ręce w pięści, nadal patrząc na okno. W tym momencie patrzenie na śpiącego księdza, za bardzo bolało — co Mateusz im zrobił?

- Sam chciałbym to wiedzieć, Mietek, naprawdę — Orest wstał i podszedł do przyjaciela, kładąc mu rękę na ramieniu. Czuł bardzo wyraźnie, jak mężczyzna jest spięty, ale niestety nic nie mógł w tej sprawie zrobić. Nie w tej sytuacji.

Po tej krótkiej rozmowie między policjantami, w sali nastała cisza, która była przerywana miarowym pikaniem aparatury. Gdy tylko przyszły pielęgniarki, które miały zabrać duchownego na wcześniej wspomniane badania, policjanci wyszli po czym, pojechali na komendę, gdzie panowała bardzo napięta atmosfera.

~*~
Hey, hey, hello!

To się porobiło.
Wiem jestem kiepska pisząc rozdziały i wogóle fanfiki, ale hey! Może kiedyś mi się poprawi 😁

Co sądzicie o rozdzialiku?
Został mi już tylko jeden rozdział do zedytowania, a potem jadę już z tym co wymyślę.

Ps. Postanowiłam jednego dnia udostępnić po dwa rozdziały, aż do niedzieli. Wtedy postanowię, kiedy będę udostępniać rozdziały I w jakich ilościach. Mam nadzieję, że rozumiecie.

Dobra, do następnego, Bayo!

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszWhere stories live. Discover now