Rozdział 5

387 15 1
                                    

To już czas na egzaminy. W końcu minął miesiąc. Julia podchodziła do nich na luzie. Co jak co, ale wiedzę miała wystarczającą. A jako iż nauczyciele w związku z testami nie zadawali zadań domowych, dziewczyna postanowiła poczytać trochę o animagii. Jednym z jej marzeń było zostać animagiem, jednak do tej pory nie miała takiej możliwości.

...

Było już po egzaminach. Na lekcji zaklęć profesor uczył ich zaklęcia Lacarnum inflamare, zaklęcia podpalającego. Następnie poprosił Julię, aby zapaliła za pomocą tego zaklęcia świeczkę. W tej chwili w głowie dziewczyny kołatało tylko jedno wspomnienie

**Wspomnienie**
Nagle nasz dom zaczął płonąć. Miałam jeden dzień. Nie wiedziałam co się dzieje. Matka robiła co mogła. Wzięła mnie na ręce i cały czas pocieszając wychodziła z budynku. Ja nie dostrzegałam powagi sytuacji i się śmiałam. Ona zapatrzyła się na mnie i nagle ogień ją musnął. Teraz nie oglądając się na nic biegła do domu swej przyjaciółki. Oddała mnie w jej objęcia wypowiedziawszy tylko słowa: „Zajmij się nią!", po czym umarła upadając prosto w ramiona mojej nowej opiekunki.
**Koniec wspomnienia**

Jednak dziewczyna szybko otrząsnęła się z tego stanu. Na pewno już pokonała swój lęk przed ogniem. Jednak gdy tylko podeszła i rzuciła zaklęcie, świeczka zamiast się zapalić, stopiła się. Zaraz zaczęły się śmiechy, a dziewczyna była wytykana palcem. Szybko wybiegła z klasy (był już koniec lekcji). Było jej przykro i smutno. Jednak, jak często bywa u osób jej pokroju, jej smutek przerodził się w złość. A jak dziewczyna się złościła i jej gniew nie ma nigdzie upływu, wszelkie szkło w jej okolicy zaczynało się kruszyć. Dziewczyna nie miała jak się wyżyć, wszystkie szyby, obok których przechodziła czarodziejka zaczynały drżeć. Jednak Julia się tym nie przejmowała. Była teraz do tego stopnia zła, że nie myślała racjonalnie. Nie próbowała się już nawet uspokoić. Zerknęła na swój plan lekcji. Zaraz zaczynały się eliksiry. No cóż, może Snape pozwoli jej nie wchodzić do klasy.

Oczywiście się przeliczyła. Nauczyciel nie chciał o tym słyszeć. Dziewczyna w pewnym momencie zrezygnowała i pewnym krokiem wchodziła do sali. Gdy profesor zauważył trzęsące się fiolki, kazał jej wyjść. Ona jednak nie słuchała. Jej gniew wzmagał się z każdą chwilą. W końcu wykładowca osobiście zagrodził jej drogę. Ona jednak tylko go odepchnęła i szła dalej. W końcu Snape też zaczął się denerwować. Fiolki w okół niego też zaczęły trzeszczeć. W pewnym momencie buteleczki już nie wytrzymały i po prostu pękły.

(Tak dla waszej informacji, drodzy czytelnicy. Nigdy, ale to przenigdy nie mieszajcie na raz wszystkich eliksirów, chyba że chcecie mieć totalny wybuch. No i dużo sprzątania. I bardzo możliwy uszczerbek na zdrowiu. Prywatnie nie polecam. Dobra, wracamy do opowiadania.)

Julia obudziła się i rozejrzała dookoła. Skądś kojarzyła to miejsce, jednak nie mogła sobie przypomnieć skąd. I dla czego nie leży we własnym łożku? Nagle wszytko jej się przypomniało, złość, eliksiry, ciemność. Szybko zdała sobie sprawę, że to miejsce musi być skrzydłem szpitalnym, a z tego by wynikało, że gdzieś tu jest pielęgniarka, która może jej powiedzieć co dokładnie się stało:

– Pani Pomfrey?

– Tak moje dziecko?

– Jak długo tu leżę?

– Teraz jest południe, a wczoraj wieczorem was tu przynieśli. Z tego co mi wiadomo leżeliście wśród tych eliksirów prawie pół dnia.

– Dobrze – odparła, prawie niezdziwiona że nikt nie chciał im pomóc. – A gdzie jest profesor Snape?

– Leży w łożku obok

– Dziękuję pani.

– Ależ to drobiazg.

Mój Hogwart z Severusem Snape'emWhere stories live. Discover now