30 ✉

37.1K 2.5K 725
                                    

- Okay?! Kurwa, serio?

Wywróciłam oczami.

- Cholerny Harry Pierdolony Styles pyta cię o chodzenie, a ty mówisz okay?!

Fabian chodził po moim pokoju jak wściekły pies. Chihuahua na przykład.

- Czego się czepiasz? - skrzyżowałam ręce pod biustem, siedząc na łóżku. - Byłam w lekkim szoku, a w ogóle przecież to odpowiedź twierdząca.

- JESTEŚ BEZNADZIEJNA ALISON - powtórzył Clark, chyba setny raz w ciągu godziny. - Jak można na takie pytanie odpowiedzieć "okay"?

- Normalnie - prychnęłam.

- Oh, czekaj - Fabian zatrzymał się i podrapał po brodzie z namysłem. - W szpitalu: Masz raka. Okay. Na ślubie: Bierzesz sobie za męża...? Okay. Na porodówce: Twoje dziecko ma nogę na czole. Okay - ironizował.

- Czemu tak cię to rusza? - wiedziałam, że Fabian ma rację.

Z perspektywy czasu czułam się jak idiotka, bo mogłam to lepiej rozegrać.

- Pamiętasz naszą umowę? - chłopak posłał mi wymowne spojrzenie. - Zero ranienia innych.

- Pamiętam - przytaknęłam. - Nie robię tego.

- Czujesz coś do niego. Szczerze? - Fabian westchnął i w końcu opadł na fotel przy biurku.

- Coś... Ja... - motałam się. - Ugh... To nie może być realne! Czemu on chciałby czegoś ze mną?!

- Cholera wie - przyjaciel wzruszył ramionami. - Może dlatego, że jesteś inna niż dziewczyny z którymi się spotykał i to mu imponuje? Facetów nie ogarniesz.

- Mam wrażenie, że to kolejny żart - chwyciłam poduszkę i ukryłam w niej twarz.

- To nie żart.

- Czemu jesteś taki pewny? - zerknęłam na Fabian'a.

- Po prostu jestem - odparł tajemniczo. - Uwierz mi.

Boję się.

~~ * ~~

Odetchnęłam głęboko i wybrałam numer w telefonie, a następnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.

Wodziłam wzrokiem po ścianach pokoju, kiedy czekałam na połączenie.

Pierwszy sygnał.

Drugi sygnał.

Trzeci...

- Halo? - zachrypnięty głos rozbrzmiał po drugiej stronie.

- Umm... Cześć - przygryzłam dolną wargę.

- Cześć, dziewczyno - wyczułam uśmiech w tych słowach i kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę.

- Cześć, chłopaku - wywróciłam oczami.

- Miło słyszeć cię o... siódmej dwadzieścia w niedzielę rano - mruknął Harry.

- Cholera - zaklęłam. - Wybacz.

- Nie, jest w porządku - zapewnił. - Coś się stało?

- Tak sobie myślałam... - nie wierzyłam, że to mówię. - Pójdziesz ze mną do kościoła? - zamknęłam oczy.

- Kościoła? - zdziwił się.

- Uhh... taakkk - niemal jęknęłam zażenowana. - Babcia zapisała mnie do dzisiejszego czytania... To takie głupie... Przepraszam... - miałam ochotę się rozłączyć.

- Nie, Ally - Harry szybko zareagował. - Chętnie pójdę. Na którą jest msza?

- Dziewiątą - westchnęłam. - Serio nie musisz...

- Będę o ósmej dwadzieścia - oznajmił Harry. - Lepiej zrób śniadanie.

Rozłączyłam się i opadłam zmęczona na łóżko.

Ta rozmowa kosztowała mnie wiele nerwów, ale chciałam mu w ten sposób wynagrodzić mój zupełny brak romantyzmu.

Dobra, wiem co powiecie.

Jak można ciągnąć faceta na randkę do kościoła?!

Odpowiedź: moja rodzina jest strasznie religijna.

Babcia jest rodowitą Włoszką i nagminnie uczestniczy w nabożeństwach i modlitwach.

Oczywiście ja nie jestem jakąś fanatyczką, ale muszę chodzić do kościoła i na te głupie czytania, bo inaczej by mnie wydziedziczyła.

Robię to więc dla świętego spokoju, a zabierając ze sobą Harry'ego...

Eh, może to jakaś forma sprawdzianu?

Nie wiem. Nie jestem w tym dobra.

~~ * ~~

Harry zjawił się punktualnie, ubrany w ciemne jeansy i marynarkę.

Wyglądał bardzo dobrze.

Podałam mu tosty w ramach śniadania i sama poszłam ubrać się szybko w sukienkę.

Tak, babcia nie tolerowała innego stroju do kościoła.

Kiedy podjechaliśmy pod świątynię, chwyciłam dłoń Harry'ego i razem powędrowaliśmy do ławki.

Po godzinnej modlitwie i moim czytaniu, podczas którego zająknęłam się z dziesięć razy, byliśmy wolni.

- Jestem fatalną katoliczką - jęknęłam, kiedy spacerowaliśmy po parku.

- Oh, daj spokój - pocieszył mnie Harry. - Twojej babci się podobało.

- Uhh... Jesteś straszny! - pacnęłam go w ramię wolną ręką.

- Ja?! To ty mnie bijesz po wyjściu z kościoła! - wytknął mi.

- Eh... racja - mruknęłam.

- Nigdy nie byłem z dziewczyną w kościele - stwierdził Styles.

- Wiem... Jestem nienormalna i...

- Nie - zaprotestował szybko i mocniej ścisnął moją dłoń. - To fajne. Przerażająco fanatyczne, ale fajne.

- Pomyślałam, że to fair pokazać ci jak wygląda moje życie - wymusiłam niepewny uśmiech. - W końcu to... - zerknęłam na nasze splecione ręce. - Powinniśmy się lepiej znać.

- Jestem jak najbardziej za i dlatego w przyszły weekend zabieram cię do kółka łowieckiego - Harry wyszczerzył zęby.

- Nie - szczęka mi opadła.

- Tak - skinął głową. - Mój ojciec ciąga mnie na te nudne spotkania. Są bezsensowne, ale mają dobrą whiskey.

- I zabijacie bezbronne zwierzęta? Tak po prostu?

- Coś ty - zaśmiał się Harry. - Gadamy o zabijaniu biednych zwierząt, ale wątpię żeby ktokolwiek z tych facetów skrzywdził muchę. To raczej klub bogatych panów.

- Brzmi nieźle - nie mogłam powstrzymać sarkazmu.

- Dobrze będzie mieć jakąś rozrywkę - chłopak zerknął na mnie z góry.

Szliśmy chwilę w milczeniu, aż w końcu zebrałam się na odwagę i przystanęłam.

Harry zrobił to samo i posłał mi pytające spojrzenie.

- Myślałam, że to całe chodzenie ma być żartem - powiedziałam powoli. - Że to jakiś zakład czy coś...

- Ally...

- Teraz jednak wierzę, a przynajmniej staram się wierzyć, że traktujesz to poważnie - odetchnęłam głęboko. - Więc tak, Harry. Chcę być twoją dziewczyną.

- Wow... okay - brunet zmarszczył brwi, a ja wywróciłam oczami. - Chcę żebyś miała pewność, to nie jest żaden numer Ally. Serio tego chcę, bardzo.

- I? - uniosłam brew.

- I chcę być twoim chłopakiem - zaśmiał się Harry i złączył nasze usta w pocałunku. - Muszę ci jednak coś powiedzieć... - dodał odsuwając się po chwili..


U've got message ✉ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz