Rozdział 102.

192 3 0
                                    

Wróciłam do domu i od razu co zrobiłam to zaparzyłam sobie gorącą, miętową herbatę. Mam nadzieję, że mi pomoże na mój ból brzucha i jakoś złagodzi objawy... Właśnie czego? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję że to tylko nie ciąża, bo przecież... Ach nawet nie chcę o tym myśleć.

Usiadłam w salonie na kanapie i trzymając w dłoniach ciepły kubek z herbatą włączyłam telewizor. Nie potrafiłam skupić się na durnych programach lecących w czarnym odbiorniku, bo moje myśli cały czas krążyły wokół torebki i siedzącej w niej dwóch rzeczy.

Bałam się.

Bałam się jak jasna cholera.

A co jeśli okaże się, że jestem w ciąży? A wszystkie te objawy z wczoraj i dzisiejszej nocy wskażą jednoznacznie, że będę mamą? Nie, to nie może być to. Zawsze się zabezpieczaliśmy, prawda?

Po pół godzinie siedzenia i patrzenia w jeden punkt przed sobą w końcu zebrałam się w sobie i sięgnęłam po torebkę.

Może powinnam powiedzieć Louisowi o wszystkim? O moich obawach? Może powinnam poczekać na niego i zrobić to z nim? Pomocy, co ja mam ze sobą zrobić?

Odłożyłam torebkę na swoje poprzednie miejsce i wróciłam na kanapę.

Może jak odczekam jeszcze chwilę to przejdzie? Może nie będę w ciąży? Boże widzisz, a nie grzmisz. Potrzebuję solidnego kopa w tyłek, aby coś z tym zrobić.

Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wstałam i prawie zabijając się na rzuconych skarpetkach Louisa na podłodze dobiegłam do mojej torebki. Zaraz, czy ja właśnie widziałam skarpetki Louisa? Co one do cholery tam robiły? Pokręciłam głową i wyjęłam z bocznej kieszonki wibrujące i coraz to głośniejsze urządzenie.

- Słucham? - zapytałam nawet nie patrząc na to kto do mnie dzwoni.

- Jo? - to Harry.

- Cześć Harry. - powiedziałam siadając na podłodze i opierając się plecami o fotel stojący za mną.

- Czemu nie ma cię dziś na uczelni? Stało się coś? Chora jesteś? - pytania wylatywały z jego ust jak torpedy, A mnie nagle głowa zaczęła boleć. Całkiem zapomniałam, żeby zadzwonić do Harry'ego i powiedzieć mu że nie będzie mnie dziś na zajęciach. Zapomniałam, tak się w życiu niestety zdarza.

- Jezu Harry powoli. - zaśmiałam się do słuchawki.

- No co? Martwię się o ciebie. - odpowiedział, a ja wyczułam jak się uśmiecha.

- Martwisz się o mnie? Super z ciebie przyjaciel, dzięki. Ale nic się złego nie dzieje. - odpowiedziałam. Taa dopóki nie zrobisz testu i się nie przekonasz, dodałam sobie w myślach.

- Naprawdę? - zapytał wyższym głosem niż zazwyczaj.

- Tak, naprawdę. Nie musisz się przejmować, jutro pewnie już będę. Po prostu zatrułam się czymś i musiałam zostać w domu. - wyjaśniłam, a chłopak jakby odetchnął z ulgą.

- A może przywieźć ci coś? Co prawda nie mam bladego pojęcia gdzie mieszkasz. - zaśmiał się, a na moich ustach również zagościł malutki uśmieszek. - Ale pewny jestem, że podasz mi adres. - dodał.

- Nie, nie trzeba mam wszystko. Poza tym Lou zaraz wróci, więc... - powiedziałam jednocześnie strzelając się w czoło, bo wiedziałam bardzo dobrze jak Harry reaguje na imię mojego narzeczonego.

- Och, rozumiem. - odpowiedział ze słyszalnym smutkiem w głosie.

- Harry? Co jest? - zapytałam przerażona. Brzmiał jakby coś mu się stało, ale ja nie wiedziałam co to może być.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Where stories live. Discover now