Rozdział 26.

483 21 0
                                    

To już dzisiaj. Dzisiaj zobaczę Louisa. Wczoraj przez cały dzień myślałam tylko o tym, nie mogłam się na niczym skupić. Zastanawiałam się również co mam na siebie włożyć. Raczej coś takiego aby mi było wygodnie. Oczywiście nie ubiorę dresów, w sumie to nie byłby taki zły pomysł, bo byłoby mi wygodnie, ale jednak nie. Ostatecznie zdecydowałam się na ciemne rurki, a do tego białą bluzkę z rękawami 3/4.

Stwierdziłam, że tak będzie najlepiej i najwygodniej.

Wczorajszy dzień minął mi bardzo szybko. Odwiozłam Maxa do przedszkola, bo rodzice nie dali rady. Panie przedszkolanki zdziwiły się, że to ja go przyprowadziłam, a nie któreś z rodziców. Zazwyczaj było tak, że ja go odbierałam, a mama je oczywiście powiadamiała, a tutaj taka niespodzianka.

Jak przyjechaliśmy pod przedszkole i wyjęłam małego z fotelika to poszliśmy do środka budynku. Zaprowadziłam go do jego sali i pożegnałam się z nim, a Max jak na zawołanie zaczął krzyczeć za mną, że on chce, abym została z nim w przedszkolu i do tego się z nim tam bawiła. Przytuliłam go i obiecałam, że przyjadę po niego po południu. Ale on jest tak uparty, że nie dał się przekonać. Dopiero jak obiecałam, że kupię mu nową zabawkę, to wtedy zgodził się zostać. Wiem, że przekupywanie dziecka to nie jest nic dobrego, ale co ja mogłam zrobić. Miałam go zabrać ze sobą?  Wykluczone. Musiałam zrobić zakupy, dostałam nawet długą listę produktów, które mam kupić. Bo moja mama stwierdziła, że skoro siedzę w domu, to mogę jechać i zrobić zakupy. Przecież to jest takie proste, wysługiwać się kimś. Nie mogłam mamie odmówić, a i tak miałam jechać do miasta, żeby kupić sobie jakieś ciuchy na wyjazd. Obiecałam też Domi, że jej coś kupię, a ja wolę dotrzymywać słowa. Tak więc, gdy zostawiłam Maxa poszłam do samochodu i ruszyłam w stronę sklepu. Pomyślałam, że najpierw pojadę po zakupy spożywcze, a później do innego sklepu z ciuchami. Z takim więc zamiarem ruszyłam w drogę. Włączyłam sobie radio w samochodzie, akurat leciała jakaś fajna piosenka więc dałam głośniej. Jadąc i podśpiewując zobaczyłam, że ktoś macha do mnie dziwnym przedmiotem. Gdy podjechałam bliżej zobaczyłam pana policjanta. Od razu się zestresowałam i zastanawiałam dlaczego mnie zatrzymał. Przecież jechałam zgodnie z przepisami i nie przekroczyłam ograniczonej prędkości. Włączyłam kierunkowskaz i zjechałam na bok. Wyłączyłam radio i czekałam. Po chwili podszedł do mnie, otworzyłam okno, a on wykonał rutynowe czynności: poproszę pani prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu. Ja trzęsącymi się rękami wyjęłam te rzeczy z torebki i mu je podałam. On oglądnął je przez chwilę, następnie poprosił mnie, żebym wysiadła z samochodu i udała się za nim. Odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. Czułam, że zaraz się przewrócę, nogi miałam jak z waty. Powoli podeszłam do radiowozu, policjant siedział już za kierownicą i dokładnie oglądał moje dokumenty. Podeszłam bliżej niego, a on do mnie, żebym się nie stresowała tak, bo to rutynowe zatrzymanie. Od razu się uspokoiłam. To moje pierwsze zatrzymanie przez policję, prawo jazdy mam od niecałych dwóch miesięcy, a mnie już policja zatrzymuje. Na szczęście nie dostałam, ani mandatu, ani punktów karnych. To było tylko rutynowe zatrzymanie. Policjant życzył mi szerokiej drogi i abym zbytnio nie szalała na drodze, na co ja przytaknęłam. Odebrałam od niego swoje dokumenty, wsiadłam do samochodu i odjechałam. Jak ja powiem o tym tatowi, to nie wiem czy będzie się ze mnie śmiał, czy złościł. Mam nadzieję, że to pierwsze, bo przecież w końcu nic złego nie zrobiłam. Szybko odjechałam stamtąd, a gdy popatrzyłam we wsteczne lusterko zobaczyłam, że pan policjant zatrzymuje kolejnego kierowcę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wcisnęłam gaz do ziemi. Chciałam jak najszybciej zniknąć z pola widzenia policjantów. Włączyłam radio i jechałam spokojnie.

Pierwszym moim przystankiem było TESCO. Zrobiłam tam najpotrzebniejsze zakupy, a raczej produkty z listy sporządzonej przez moją mamuśkę. Gdy wszystko było już w koszyku udałam się w stronę kasy. Bardzo miła pani skasowała mi rzeczy, a ja spakowałam je do toreb na zakupy. Podziękowałam i odeszłam. Włożyłam wszystko do bagażnika i pojechałam do galerii handlowej. Chciałam sobie kupić coś na mecz, coś w czym zaskoczę Louisa. Zaparkowałam na parkingu podziemnym i ruchomymi schodami wjechałam na górę. Chodząc tak pomiędzy sklepami zobaczyłam na wystawie śliczną beżową sukienkę, zawsze o takiej marzyłam. Przymierzyłam ją, obejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że ją biorę. Udałam się do kasy, ale po drodze zobaczyłam bardzo ładny sweterek. Podeszłam bliżej i pomyślałam, że kupię go Domi, ona uwielbia takie rzeczy, w dodatku jest w jej ulubionym, zielonym kolorze. Z tymi dwoma rzeczami udałam się do kasy. Wyszłam ze sklepu z wielką torbą i poszłam dalej. Pomyślałam, że do tej sukienki przydadzą się jakieś ładne buty, weszłam więc do sklepu obuwniczego i na wystawie zauważyłam buty w identycznym kolorze co moja sukienka. Przymierzyłam je i stwierdziłam, że je kupuję.  Nim się obejrzałam minęła już 14 i musiałam wracać po Maxa. Smutno mi było, że musiałam już jechać, bo chętnie bym jeszcze pochodziła po sklepach. W sumie na dzisiaj już wystarczy, oprócz sukienki, sweterka i butów kupiłam dwie pary dżinsów, kilka koszulek, bluzkę, którą dzisiaj włożę na mecz oraz jedną ciepła bluzę. Mogę śmiało powiedzieć, że zakupy na wyjazd mam już z głowy. Teraz wystarczy, że się spakuję i jestem gotowa. Pół godziny później byłam pod przedszkolem. Odebrałam Maxa i pojechaliśmy do domu. Zrobiłam obiad, a mały mi pomagał. Oczywiście, jak obiecałam kupiłam mu nową zabawkę. Bardzo się ucieszył i nie mógł od niej wzroku oderwać. Około godziny 17 przyjechali rodzice, odgrzałam im obiad, a sama poszłam pobiegać. Przebrałam się w sportowe rzeczy i wyszłam z domu. Biegałam dwie godziny, aż w końcu stwierdziłam, że mam dość i wróciłam do domu. Ukąpałam się i poszłam spać.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Where stories live. Discover now