Rozdział 44.

316 12 0
                                    

Po około godzinie dojechałyśmy do domu. Oczywiście po drodze nie obyło się bez zakupów spożywczych, bo jak stwierdziła babcia w domu nie ma nic do jedzenia, a ja jej odpowiedziałam, że genialny kucharz z kilku produktów wyczaruje wspaniałe danie. Na co babcia zaczęła się śmiać. Kiedy tak chodziłam z wózkiem za babcią między półkami wypełnionymi różnym produktami zastanawiałam się czy to co powiedziała mi przyjaciółka jest prawdą. Domi raczej by mnie nie okłamała, zwłaszcza w takiej sprawie. To jest za poważne, aby sobie ze mnie żartowała. Po za tym głos by ją zdradził, a była nieźle przerażona. Szkoda, że nie widziała Łukasza wtedy, kiedy byłyśmy w sklepie. Może gdyby go zobaczyła wszystko potoczyłoby się inaczej, a ja miałabym inne zdanie na temat tego dziwnego chłopaka.

- Jo rozpakujesz zakupy? - zapytała babcia, gdy weszłyśmy do kuchni i położyłyśmy wszystkie torby na blacie kuchennym.

- Oczywiście. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Nie chciałam, aby babcia jeszcze zaczęła się martwić tym, że coś mnie trapi. Jeszcze by się zapytała mnie o co chodzi, a ja nie wiedziałabym co mam jej odpowiedzieć, a nie chciałam jej okłamywać, to nie w moim stylu. Rozpakowałam wszystkie siatki, a produkty powkładałam na swoje miejsca w szafkach. Babcia po chwili wróciła i zabrała się za robienie dla nas obiadu.

- Babciu? - zapytałam.

- Tak?

- Mogę iść na chwilę do Dominiki? Obiecuję, że wrócę na obiad. - powiedziałam.

- Dobrze, idź. Jo, a stało się coś? Przez całą drogę w samochodzie, nie odezwałaś się do mnie ani jednym słowem. Czy ja coś źle zrobiłam? A może jesteś zła na mnie, że zadecydowałam za ciebie, żebyś mnie podwiozła na rehabilitację? - pytania z jej ust wylatywały niczym petardy. I co ja mam jej teraz odpowiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, tylko że twój rehabilitant jest ... no właśnie kim on jest? Dobra Jo uspokój się. Wdech, wydech.

- Myślałam o moim śnie. Babciu no coś ty, nie jestem na ciebie zła, dlaczego miałabym być? - podeszłam do niej bliżej i złapałam za dłonie. - Zawsze chętnie cię podwiozę, nie ma problemu pamiętaj. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niej.

- A możesz mi powiedzieć o czym rozmawialiście z Łukaszem? Bo ja weszłam do gabinetu, a on został z tobą na korytarzu i dopiero po chwili wrócił. - odsunęłam się od niej i popatrzyłam w jej oczy. Powiedzieć, czy nie powiedzieć, oto jest pytanie.

- Zaprosił mnie na wesele swojej kuzynki w tę sobotę. - wyjaśniłam. Widziałam w oczach babci iskierki radości. Wiedziałam, że się cieszyła z tego powodu i aż podskoczyła z radości.

- A ty co odpowiedziałaś? - zapytała. Była bardzo podekscytowana, ale ja muszę ją zmartwić i powiedzieć, ze nigdzie z nim nie idę.

- Powiedziałam, że z nim nie pójdę.

- Dlaczego?

- Bo może jak wiesz mam chłopaka, którego bardzo kocham i nie chcę umawiać się z innymi za jego plecami. a nawet jakbym powiedziała Louisowi o wszystkim to nie byłby zadowolony z tego powodu. - wyjaśniłam.

- Ale przecież nic złego by się nie stało, jakbyś poszła z Łukaszem i świetnie się bawiła. - powiedziała babcia, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Taa jasne, nic złego by się nie stało. Na początku by mnie tylko zgwałcił, a potem nawet nie chcę myśleć co by mi zrobił. Ale to przecież nic takiego, co nie?

- Powiedziałam, że nie idę i koniec kropka. - oznajmiłam.

- Jo, ale Louis nie musi się o tym dowiedzieć.

- Ty też? - zapytałam.

- Ale co ja też? Nie rozumiem.

- Ja już postanowiłam, nigdzie nie idę i nie zmienię zdania. A teraz przepraszam idę do przyjaciółki. - oznajmiłam i wyszłam z domu. Starałam się nie trzasnąć drzwiami i nawet mi to wyszło. Nie chciałam kłócić się z babcią, ale niestety tak musiało być. Mam tylko nadzieję, że nie będzie na mnie zła za te kilka wykrzyczanych słów.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Where stories live. Discover now