Rozdział 80.

292 5 0
                                    

Ostatnie kilka dni siedziałam w domu, bo nie za dobrze się czułam. Głowa mnie strasznie bolała, do tego gardło i katar. Mama powiedziała, że jestem przeziębiona i to chyba będzie to, bo czuję się okropnie. Nigdzie nie wychodziłam, ani do Louisa ani do Meg, która tak bardzo chciała się ze mną spotkać, aby pogadać. Ale ja nie byłam w stanie się z łóżka ruszyć, więc dziewczyna przyszła do mnie. W trakcie rozmowy ja zasnęłam. Wiem, że to było nieuprzejme z mojej strony, ale choroba mnie wykończyła. Louis przyjeżdżał do mnie tak często jak tylko mógł, bo ze względu na rehabilitację nie miał za dużo czasu, poza tym bez samochodu chłopakowi było się trudno ruszyć gdziekolwiek. Dzięki rehabilitacji Lou może już normalnie się poruszać, już nie kuleje tak jak wcześniej.

Właśnie leżę w łóżku z zamkniętymi oczami i skulona pod kocem. Mimo, że na zewnątrz jest trzydzieści stopni ja mam na sobie grube dresowe spodnie i grubą bluzę Louisa, a do tego i co najśmieszniejsze grube, bawełniane skarpetki, które dostałam od babci na święta w tamtym roku. Jest mi tak strasznie zimno, że czuję iż zamiast lata mamy zimę. Mama co chwila do mnie zagląda, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Robi dla mnie co rusz nowe smakołyki, których ja nie przełknę ze względu na bolące gardło, ale też niechęć do jedzenia.

Właściwie to nie wiem jak, ani kiedy się przeziębiłam. Byłam z Louisem kilka razy na basenie, ale to tyle. Wątpię żebym wtedy zachorowała, chociaż wszystko jest prawdopodobne. Zawsze byłam podatna na jakiekolwiek urazy czy choroby. Więc jeśli panował jakiś wirus ja go od razu łapałam, a moja mama miała ze mną przekichane. Natomiast Max jest zdrowy jak ryba, on nie łapie nawet przeziębienia, nawet nie ma kataru co jest dziwne, bo ja łapię wszystko, a on nic.

Usłyszałam jak ktoś puka do moich drzwi, więc powiedziałam ciche proszę. Odwróciłam się na łóżku, a w drzwiach zobaczyłam Louisa.

- Cześć skarbie. - powiedział, po czym zamknął drzwi i wszedł głębiej.

- Cześć. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, ale to nie trwało długo, bo dopadł mnie kaszel. Lou szybko do mnie podbiegł i podał mi chusteczki ze stolika nocnego.

- Dzięki. - szepnęłam i zakryłam usta chusteczką.

- Jak się czujesz? - zapytał, gdy kaszel ustał, a ja podciągnęłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Chłopak usiadł na przeciwko mnie i rozłożył sobie nogi obok.

- A jak wyglądam? - odpowiedziałam pytaniem.

- Szczerze? Pięknie.

- Nie żartuj sobie ze mnie.

- Nie żartuję. - powiedział poważnie patrząc mi prosto w oczy. Czy on serio mówi prawdę? Pewnie wyglądam jak zombi, z podkrążonymi oczami i czerwonym nosem od kataru. Okropieństwo, nienawidzę chorować.

- Przestań kłamać i powiedz mi co ty tu robisz? - zapytałam i sięgnęłam po herbatę, którą moja mama postawiła tutaj jakiś czas temu.

- Przyjechałem do ciebie skarbie. - wyjaśnił, a moje serce na słowo "skarbie" radośnie zakołatało w piersi. Uwielbiam jak tak do mnie mówi.

- To się cieszę skarbie. - odpowiedziałam i odstawiłam kubek na stolik i podciągnęłam kołdrę pod samą szyję.

- Słyszałem od twojej mamy, że nic nie jesz. - powiedział uważnie mi się przyglądając.

- Nie mogę nic przełknąć, poza tym ja naprawdę nie jestem głodna. - wyjaśniłam.

- Jo musisz jeść. Inaczej nie wyzdrowiejesz, a wtedy nie będziemy mogli nigdzie wyjść.

- Ale ja nie mogę jeść. - powiedziałam na swoją obronę.

- Mam cię pokarmić? - zapytał, a ja w żartach kiwnęłam głową. Myślałam, że Lou odbierze to jako żarty, ale on wziął to na serio i już stał przy drzwiach i wołał moją mamę.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz