Rozdział 77.

270 7 0
                                    

Kiedy z tatą dojechaliśmy do domu, szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w bardziej luźne rzeczy. Miałam jeszcze lekkie zawroty głowy, po wcześniejszym pobieraniu krwi, ale to nie liczyło się w tamtej chwili. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Louisie, aby móc coś zrobić jakby coś się z nim działo. Jestem pewna, że wybudzi się z tej cholernej śpiączki, bo wiem że nie zostawiłby mnie tutaj samej, nie jest egoistą. Najbardziej szkoda mi było pani Jay. Mimo, że nie przepadałam za tą kobietą, bo wtrącała się w nasze sprawy to widziałam, że bardzo kocha Louisa i się o niego martwi. No ale pewnie każda matka, by tak zareagowała, jakby dowiedziała się, że jej dziecko miało wypadek i nie wiadomo co z nim dalej będzie. Moja mama to pewnie wyrywałaby sobie włosy z głowy, aby tylko dowiedzieć się co się ze mną, albo Maxem dzieje. To nazywa się właśnie matczyna miłość, która jest silniejsza od czegokolwiek innego.

Schodząc na dół w kuchni zastałam rodziców cicho o czymś rozmawiających. Dziwiłam się, że mama nie śpi, ale albo tata ją obudził, żeby przekonała mnie abym nie jechała o tej porze do szpitala, albo może sama się obudziła, a powodem tego byliśmy my i  nasze nocne wchodzenie do domu, jak jacyś włamywacze. Myślę, że bardziej prawdopodobna będzie ta druga wersja.

Gdy tylko rodzice mnie zobaczyli to podskoczyli z zaskoczenia. Chyba nie spodziewali się mnie w kuchni zwłaszcza o tej porze.

- Jo? Czemu ty nie śpisz dziecko? - zapytała mama wstając z krzesła barowego i podchodząc bliżej mnie.

- Jadę do szpitala. - oznajmiłam im i już chciałam wziąć kluczyki z koszyczka stojącego na blacie, ale tata mnie ubiegł zabierając je i chowając do tylnej kieszeni swoich spodni.

- Nigdzie nie jedziesz. Na pewno nie o tej porze. - powiedział tata, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Popatrzyłam na mamę, mając nadzieję na to, że chociaż ona będzie po mojej stronie i postawi się ojcu, ale się myliłam.

- Jo odpocznij. Jesteś strasznie blada. Cały dzień na nogach, do tego to wesele i jeszcze pobrali ci mnóstwo krwi. Chyba nie chcesz znaleźć się z Louisem na jednej sali, co nie? - zapytała mama. W sumie to miała racje, ale ja chciałam jechać do Louisa. Wiedziałam, że moje miejsce w tamtym momencie jest przy nim, a nie bezczynnie siedzenie w domu.

- Nie. - odpowiedziałam po chwili. - Dasz mi kluczyki, albo idę na nogach. - zwróciłam się do taty, a ten popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, który szczerze wcale mnie nie przeraził. Powiedziałabym, że nawet dodał mi odwagi, aby mu się przeciwstawić, co wiem że nie było na miejscu, ale inaczej z nie wygram.

- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział tata i upił łyk wody ze szklanki stojącej przed nim. Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek, dopóki mama nie podeszła do mnie i nie złapała mnie za ramiona. Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Widziałam w jej oczach ból i współczucie. Wiedziałam, że zauważyła to jak ja bardzo przeżywam wypadek Louisa i to co może się z nim stać. Tego bałam się najbardziej. Bałam się, że już nigdy go nie zobaczę. Że nigdy nie spojrzę w te niebieskie tęczówki, nie usłyszę jak mówi że mnie kocha, nie będę mogła go dotknąć, nie poczuję jak jego ramiona oplatają moją talię w ciasnym uścisku. Nawet nie zorientowałam się, gdy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy i znalazłam się w ramionach mamy, która lekko mną kołysała na boki. Wtuliłam się w nią jeszcze bardziej i zaczęłam szlochać, jak małe dziecko gdy nie dostanie upragnionej zabawki.

- Wszystko będzie dobrze. Louis się obudzi ja to wiem. - szepnęła mama i ucałowała mnie w czubek głowy.

- Skąd możesz to wiedzieć? A jak się nie obudzi? - wyszeptałam między napadami płaczu.

- Obudzi się uwierz mi. Ma do kogo wracać. - mama uśmiechnęła się do mnie lekko i otarła moje mokre policzki.

- Och mamo, ja tak bardzo się boję, że go stracę.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Where stories live. Discover now