Epilog

2.1K 75 12
                                    

Średniego wzrostu brunetka stała przed Norą, wpatrując się w płatki śniegu, które delikatnie opadały na ziemię muskane wiatrem. Pierwszy śnieg – pomyślała zamykając na ułamek sekundy oczy.
Uśmiechnęła się smutno do siebie i uwolniła z koka burzę loków, a one bezwiednie opadły na jej plecy i ramiona, które opinał ciężki płaszcz zimowy.
Westchnęła i raz jeszcze pozwoliła sobie poczuć pustkę i rozgoryczenie, gdy wpatrywała się w biały dywan pod jej stopami. Tak bardzo przypominał jej tamten dzień...Odepchnęła te myśli od siebie i chwilę potem weszła do środka, gdzie przywitało ją ciepło, a cały dom wypełniały przepiękne zapachy, które kojarzyły się jej z cudownymi latami spędzonymi w tym miejscu.Do pokoju wpadła wysoka, ruda kobieta i uśmiechnęła się szeroko na widok przyjaciółki, która zdejmowała płaszcz.- Hermiona! Nareszcie jesteś! – Zawołała radośnie i pomimo protestów, przytuliła ją do siebie. – Tak dawno cię nie widziałam. – Powiedziała z nieukrywaną pretensją i zmierzyła ją krytycznym wzrokiem. – Chyba trochę schudłaś, co?- Ginny, nie zachowuj się jak swoja matka. – Żachnęła się, przewracając oczami, ale nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Przeszła do kuchni, gdzie przy stole siedział Harry popijając kawę i trzymając Proroka Codziennego przed sobą. Tuż obok niego, wesoło kiwając nogami i zajadając płatki śniadaniowe, siedziała długowłosa dziewczynką, która wstrzymała powietrze na widok Hermiony, a jej buzia zrobiła się cała purpurowa.- Tato! Przyszła! – Zawołała radośnie i z zaskakującym entuzjazmem zeskoczyła ze stołka. Pognała w stronę kobiety i wpadła na nią z impetem, wtulając się w jej nogi.- Obiecałam, że będę – powiedziała, biorąc dziewczynkę na ręce i pozwoliła się objąć za szyję.Ta mała była namiastką rodziny, którą chciała stworzyć... Nie zaraz – ona wcale nie chciała. Była kobietą sukcesu, osiągała niemożliwe szczyty, a rodzina to był luksus, na który nie mogła sobie pozwolić. Najlepiej nigdy.- Miałaś być wczoraj – rzucił Harry ze skwaszoną miną, podchodząc do Hermiony. Wymuskał córkę z jej objęć i pomimo protestów, posadził z powrotem przy stole. – Ale przy takim nawale obowiązków nie dziwię się, że nie miałaś czasu. – Dodał, unosząc kciuki.Westchnęła i wzruszyła ramionami. Już tyle razy tego dnia gratulował jej, że nie robiło to już na niej wrażenia.- Właśnie Hermiono, gratuluję! – Zawołała Ginny, wchodząc z szerokim uśmiechem do kuchni. – Harry mówił, że wygrałaś!- To jeszcze nieoficjalna informacja, ale tak, udało mi się.- No to mamy nowego Ministra Magii. – Ginny klasnęła w dłonie i spojrzała na Harrego, który uśmiechnął się przepraszająco i zabrał córkę, po czym wyszedł do salonu. – Niewiarygodne. Jesteś chyba najmłodszym Ministrem w historii, co?- Na to wygląda. – Powiedziała skromnie, siadając przy stole. – Nie sądziłam, że to się uda, ale cóż... Osiągnęłam to czego chciałam. Nie udało by mi się bez waszego wsparcia. – Dodała cicho, ale Ginny westchnęła i usiadła naprzeciwko niej z zatroskaną miną.Hermiona przewróciła oczami, bo aż za dobrze wiedziała co się szykuje. Ile razy już odbywała taką rozmowę z przyjaciółką? Ile razy wychodziła trzaskając drzwiami i zaszywając się w samotności?- Harry mówił, że nawet Dumbledore głosował za tobą. – Powiedziała spokojnie ruda, a gdy Hermiona skinęła, westchnęła krótko. – Słyszałam, że odchodzi na emeryturę. Chyba czas najwyższy, nie sądzisz?- Znasz moje zdanie na ten temat. Nie interesuje mnie jego polityczne poparcie.- Wiesz, że próbuje się zrehabilitować Hermiono... Powinnaś to rozważyć.- Ginny daj spokój, dobrze? Naprawdę uważasz, że może naprawić cokolwiek przez podniesienie ręki przy głosowaniu?- Wiem Miona, wiem. – Skrzyżowała ramiona i oparła się o blat, a przyjaciółka poszła w jej ślad. – A co u Draco? Odzywał się?Hermiona nabrała powietrza, które po chwili wypuściła i pokręciła przecząco głową.- Nie, od czasu kiedy wyjechał przysłał mi tylko jeden list, w którym przepraszał. Chyba nadal się obwinia o... o jego śmierć. – Dodała cicho, zagryzając wargę. – Nie wiem nawet gdzie jest teraz. A co u R-Rona?- Ostatnio był w Rumunii. Po tym jak rozeszli się z Luną całkowicie mu odbiło. Chyba jakiś kryzys go dopadł. Albo wrócił do bycia sobą.Obie uśmiechnęły się do siebie, przypominając sobie jaki był kiedyś.- Dobrze, niech mu się wiedzie, byleby był szczęśliwy. A wy? Kiedy zamierzacie wyjechać?Ginny poruszyła się niespokojnie i wzruszyła ramionami.- Zrezygnowaliśmy z tego wyjazdu.- Co takiego?! Przecież praca Harrego! W Ameryce naprawdę na niego czekają.- Wiem Miona, ale tutaj też ma dobrą pracę w biurze aurorów, ja mam swoją drużynę qudditcha, mała ma przyjaciół i wolałabym wysłać ją do Hogwartu niż tamtejszych szkół. Są zupełnie inne. Poza tym tu są moi rodzice, a nie chcę ich zostawiać. Hermiona przez chwilę milczała, obserwując przyjaciółkę i nawet przed sobą nie chciała się przyznać, że cieszy ją ich nowa decyzja. Była samotna, jej życie wypełniała praca i nauka i tylko oni byli jeszcze w stanie dotrzeć do niej.- Skoro tak sądzicie. Myślę, że tutaj też wam się świetnie ułoży. – Uśmiechnęła się ciepło, ściskając lekko dłoń przyjaciółki.- A ty? Zaczęłaś się w końcu z kimś spotykać?Zacisnęła wargi, spuszczając wzrok. Dlaczego zawsze musiały wchodzić na ten temat? Czemu nikt nie mógł zrozumieć, że jest szczęśliwa w życiu jakie wiedzie?- Ginny... Nie mam czasu na takie rzeczy, poza tym nie, nie spotkałam nikogo godnego uwagi.- Dla ciebie nikt nie jest wystarczający... - mruknęła z pretensją, ale po chwili wyprostowała się na krześle. – Zostaniesz na obiad, prawda?- Ee, właściwie to zaraz będę się zbierać. Wpadłam tylko na chwilę...- Co takiego? Dopiero przyszłaś! Lily stęskniła się za tobą! Hermiona mimowolnie wzdrygnęła się na to imię i choć kochała dziewczynkę jak własną córkę, nie mogła się pogodzić z tym, że dostała imię po mamie Harrego.- Przepraszam Ginny, ale po tych całych wyborach jestem trochę zmęczona. Poza tym mam coś jeszcze do załatwienia, a potem chciałabym odpocząć.- Idziesz do niego, tak? – Ginny pokręciła smutno głową i spojrzała ze współczuciem na przyjaciółkę. – Hermiona... Minęło już dziesięć lat. Pozwól mu odejść. – Powiedziała cicho, a druga zacisnęła dłonie w pięści, wstała i podeszła do okna.Jak mogła to zrobić? Jak mogła zapomnieć o mężczyźnie, który oddał za nią życie? O kimś kto zawładnął jej sercem, a potem ono pękło i nie potrafiła go posklejać? Nie była w stanie pojąć jak ktokolwiek mógł tego od niej żądać. - Wiesz, za każdym razem gdy pada śnieg przypomina mi się jego twarz. Taka spokojna... - Zamknęła na chwilę oczy, przywołując w pamięci obraz Severusa, jego uśmiechu, jego czarnych oczu...Poczuła dłonie na swoich ramionach i zacisnęła powieki, odganiając łzy. Ona nie płakała. Nie, ona była silna i nie mogła pozwolić sobie na płacz.- Hermiona... Jest mi tak ogromnie przykro. Wiesz o tym, ale musisz zacząć żyć. I nie mówię tutaj o twojej pracy. Zrobiłaś coś wielkiego i podziwiam cię za to, ale poza tym co masz? Siedzisz sama w tym domu na Spinner's End i nawet nie pozwalasz się odwiedzać. Twoi rodzice się martwią o ciebie. Po co ich ściągałaś z powrotem skoro nawet nie poświęcasz im czasu?Kobieta coraz mocniej zaciskała wargi i powieki, bo niechciane łzy niebezpiecznie się zbliżały. Nie mogła tego dłużej słuchać, nie chciała. Wciąż czuła jakby to było wczoraj, a nie dziesięć lat temu. Wciąż tęskniła i nie mogła zapomnieć uczucia bezpieczeństwa, gdy trzymał ją w swoich ramionach.Na nowo odtwarzała wydarzenia tamtego dnia, każdy jej sen wypełniały rozchylone usta, które nigdy nie wypowiedziały słów... Wtedy zrozumiała jak życie jest kruche, jak bardzo ulotne i choć nigdy nie wierzyła, że Severus naprawdę mógł umrzeć, że coś takiego działo się w rzeczywistości... Straciła go. Na zawsze.Broda zaczęła jej drżeć z przypływu niechcianych wspomnień i żałowała bardzo, że nie siedzi teraz w fotelu, w domu Severusa, sama ze sobą.W końcu nie mogła dłużej hamować smutku, który gromadził się w niej przez lata i wybuchła.- Bo nie potrafię! Nie umiem patrzeć na nich bez myślenia, że Severus zrobił dla nich ten eliksir, nie umiem wpuścić nikogo do jego domu, bo to namiastka, która mi pozostała! Nie umiem Ginny... Nie potrafię bez niego żyć normalnie, nie potrafię żyć wcale! Czego tu nie rozumiesz?! – Odwróciła się do przyjaciółki, ale jedyne co napotkała to zielone, przepełnione żalem i współczuciem oczy.Nie chciała tego. Nie potrzebowała litości. - Hermiona... - zaczęła, ale brunetka otarła policzki, wygładziła ołówkową spódnicę i skierowała się do drzwi, odsuwając smutki na bok. – Zostań – usłyszała za sobą, ale wyszła na dwór, nie pozwalając sobie na to by się obejrzeć przez ramię i deportowała się.



Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz