16.

2.6K 112 6
                                    


Nie mogła uwierzyć, że znowu stała w progu drzwi swojego rodzinnego domu, w którym spędziła dwanaście lat, a potem każde wakacje. Wpatrywała się w przedpokój, który być może widziała ostatni raz, w jego łososiowe ściany, na których widniały pojedyncze kreski wyznaczające jak rosła. Uśmiechnęła się na to wspomnienie – spędziła cudowne lata w tym miejscu. Miała prawdziwą, kochającą rodzinę i chociaż była inna, magiczna to mama i tata nadal ją akceptowali – wręcz starali się zrozumieć jej świat. A takimi rodzicami nie każdy mógł się pochwalić. Kochali ją, a ona ich.
- Hermiona! – Kobieta trochę od niej wyższa, podeszła radośnie a ją ścisnęło w gardle. – Nareszcie jesteś! Jak ty wypiękniałaś, a jak wyrosłaś! – Hermiona roześmiała się. Mama powtarzała jej to za każdym razem, gdy wracała z Hogwartu. Może coś w tym było? Może faktycznie rok szkolny dawał jej nieźle popalić co odbijało się na wyglądzie?
Przytuliła ją i wdychała z miłością zapach, który chciała zapamiętać na zawsze.
- Przepraszam, że dopiero teraz ale dużo się dzieje.
- Nic nie szkodzi. Dobrze, że w ogóle nas odwiedziłaś, tak się stęskniliśmy! Chodź, tata zaraz wróci i zjemy wspólnie obiad. – Weszły do salonu, który ogrzewał przyjemnie ogień w kominku. Dom nie był najnowocześniejszy, a meble były już stare i podniszczone, ale kochała to miejsce i nie oddałaby go za nic.
Hermiona usiadła na kanapie, a po chwili jej mama zjawiła się z tacą, na której stały kubki z herbatą i ciasteczka korzenne.
- Jak ci leci skarbie? Wszystko w porządku? Co u Rona i Harrego?
- Mamo zwolnij! – Roześmiała się i włożyła ciastko do buzi. Merlinie, jak ona uwielbiała smak świeżych wypieków. – Hogwart stoi, świat czarodziejów jeszcze się nie wali więc nie jest źle. – Kobieta zmarszczyła brwi. – A chłopcy? Jak to chłopcy, marudzą, nie uczą się, ale są kochani jak zawsze.
- A co z tobą? Jak tobie idzie? – Zapytała z uśmiechem, jakby nie wiedziała, że jej córka zawsze chce być tą najlepszą.
- Mi? W porządku, zostałam prefekt naczelną i mam trochę więcej obowiązków, ale..
- Co takiego?! I mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- No.. tak jakoś wypadło mi to z głowy. Dużo do roboty i.. przepraszam mamo. – Wydęła wargi jak dziecko, a mama pokręciła karcąco głową.
- Niech będzie, ale Hermiono, powinnaś nas informować o takich rzeczach! Jestem z ciebie ogromnie dumna! – Uściskała ją, a dziewczyna zdusiła jęk rozpaczy, który próbował wyrwać się z jej gardła. Odsunęła się i wygięła usta w cwanym uśmiechu. Oj za dobrze znała tę minę.. – A wokół ciebie? Pojawił się jakiś chłopiec? Tylko mi się tu nie wymiguj! – Powiedziała szybko, widząc jak otwiera usta w proteście. Westchnęła i wzruszyła lekko ramionami, a jej wzrok powędrował na ziemię. Faktycznie, niezwykle interesujące te nóżki od stołu!
- W sumie to.. niby ktoś jest, ale to skomplikowane mamo.
Machnęła ręką.
- Daj spokój kochanie, tyle razy ci powtarzałam: w miłości nie ma nic skomplikowanego! Albo się kogoś kocha i się z nim jest, albo nie.
Tak, mamo, zadłużyłam się w swoim dziewiętnaście lat starszym nauczycielu, który jest śmierciożercą i podwójnym szpiegiem, przez ostatnie lata gnębił mnie i Harrego, ale jest nieziemski – pomyślała, krzywiąc się. Chyba nie to chciała usłyszeć...
- Och, nieważne! To naprawdę nic takiego.. Opowiadaj lepiej co w domu.
Kobieta przyglądała się przez chwilę córce, marszcząc brwi, ale odpuściła, a Hermiona przyjęła to z ulgą i uśmiechnęła się wesoło.
- A u nas? Nic, bez zmian jak zawsze. Widzisz, jesteśmy już starzy i nic nas nie czeka prócz emerytury. – Roześmiała się. Hermiona westchnęła. Jasne, mój prawie „chłopak" jest raptem pięć lat młodszy, ale pewnie, mów mi o emeryturze mamo.
- Przecież jesteście tacy młodzi, życie jeszcze przed wami! – Starała się zachować ten entuzjazm, ale myśl, że to ich ostatnie wspólne chwile skutecznie dusiły najmniejsze iskry radości.
- Dziewczyny! Jesteście tutaj? – Usłyszały z przedpokoju męski głos. Hermiona zerwała się kanapy i podbiegła do ojca, rzucając mu się na szyję. Mało nie zwaliła go z nóg, a on ścisnął ją tak mocno, że prawie pękły jej żebra.
- Proszę, proszę, któż to do nas zawitał! – Szeroko się uśmiechnął i odsunął od niej na długość ramienia. – Ależ ja mam piękną córkę! – Szczerzyła się radośnie, chociaż w środku czuła węzeł, który z każdą chwilą zaciskał się mocniej. Dlaczego musieli tacy być.. tacy wspaniali? Przygryzła policzki, czując, że zaraz się wzruszy i nie wytrzyma tych emocji. Nie, nie mogła płakać, przecież sobie obiecała! Jeśli wygrają znajdzie sposób żeby ich sprowadzić, musiał być jakiś, a jeśli nie to zrobi wszystko żeby go odkryć. To będzie na pewno trudne zadanie – pomyślała - eliksir, który chciała im podać był niezwykle silny, tak bardzo, że nawet gdyby ktoś próbował wyczytać ich wspomnienia z myśli nie byłby w stanie, bo ich by tam nie było. Dlatego właśnie zdecydowała się na ten krok – to był jedyny sposób, który mógł ich zabezpieczyć w stu procentach. Kochała ich najbardziej na świecie i właśnie z tego powodu musiała chronić.

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Where stories live. Discover now