4.

2.6K 111 0
                                    


Dni mijały bardzo szybko. Popołudnia wypełnione nauką, wieczory dodatkowymi lekcjami ze Snape'm. 
Minęły już dwa tygodnie i najbliższy weekend miał być w końcu wolny. Hermiona odetchnęła z ulgą. Wreszcie będzie miała czas na to co kocha najbardziej – naukę! Marzyła aby zakopać się w książkach, nie oglądać tego cholernego nochala chociaż przez jeden wieczór i wyspać się wreszcie w tym cudownym łożu. 
- Hermiono, dobrze, że cię widzę! – McGonagall zaczepiła ją w drodze na kolację. Wyglądała na zadowoloną w przeciwieństwie do Hermiony, która wysiliła się na lekki uśmiech. – Wiem, że pewnie jesteś zmęczona, ale jako prefekt naczelna masz dzisiaj dyżur do 2 w nocy. – Położyła dłoń na jej ramieniu i ścisnęła lekko. – Będzie dobrze, wierzę w moich gryfonów.
Po tych słowach odeszła zostawiając Hermionę zamyśloną i rozczarowaną. Co miała dokładnie na myśli? Chodziło jej o naukę czy też może o coś więcej? Coś co miało związek z Zakonem...?

Usiadła przy stole i od razu poczuła się lepiej. Wśród przyjaciół, dla których ostatnio nie miała czasu, mogła być przez chwilę spokojna.
- Miona, słabo wyglądasz – zagadnęła ją Ginny, siadając obok.
- Ach to nic takiego, jestem po prostu zmęczona. Dużo pracy. – Uśmiechnęła się do rudej.
- Współczuję, ale chociaż masz takie wypasione komnaty!
- Nie powiem - są naprawdę wygodne, chociaż niewiele w nich bywam.
- Ale wiesz co? Powinnyśmy urządzić jakiś babski wieczór we dwie! Mamy trochę do obgadania. – Spojrzała znacząco na Harrego, który właśnie sprzeczał się o coś z Ronem po drugiej stronie stołu. Hermiona westchnęła tęsknie i skinęła głową.
- Jasne, jak tylko znajdę wolny wieczór to możesz na mnie liczyć. – Zaśmiała się szczerze, szczęśliwa, że choć na moment ciężar tych dni schodzi z jej barków.
Odruchowo spojrzała na stół nauczycieli. Snape siedział jak zawsze ze skwaszoną miną, co jakiś czas zamieniając słowo z McGonagall. Przez ten tydzień dał jej naprawdę niesamowity wycisk, ale musiała przyznać, że z każdą lekcją czuła się pewniej. Kilka razy udało jej się nawet ugodzić mistrza jakimś lekkim zaklęciem, mimo że oddawał ze zdwojoną siłą, ale cóż to była za satysfakcja.
Starała się jednak trzymać język za zębami, bo Gryffindor stracił już trochę punktów. Niestety, przy tym człowieku nie było to proste.

Hermiona po kolacji wzięła szybką kąpiel i spojrzała tęsknie za książkami, które spoczywały na stoliku obok łóżka. Jutro – obiecała sobie, narzucając na siebie szatę i wyszła pospiesznie. Ruszyła pustym korytarzem. 
Nie spodziewała się wycieczek uczniów o tej godzinie, ale zawsze można było kogoś przyłapać. Nie żeby chciała, ba sama wałęsała się po szkole w takich godzinach, właściwie to złamała regulamin tak wiele razy, że już dawno powinna zostać usunięta. Zawsze jednak było dobre wytłumaczenie. Dla wyższego dobra. 
Zaśmiała się cicho na wspomnienie ich wyprawy w pierwszej klasie po kamień filozofów. Powiedzmy sobie szczerze - to peleryna Harrego zawsze ratowała im tyłki. 
- Granger przegapiłaś co najmniej dwóch Puchonów sklejonych ze sobą. 
Skrzywiła się słysząc głos mężczyzny, który tak dobrze już znała. Skąd on się na brodę Merlina tutaj wziął?! Zatrzymała się i odwróciła gwałtownie twarzą do niego.
-Cóż, jestem pewna, profesorze, że nie popełnił pan tego błędu i ukarał ich karygodne zachowanie. - Rzuciła z przekąsem, a na jego usta wypłynął wredny uśmieszek.
-  Panie profesorze, Granger, nie zapominaj się. 
Przewróciła oczami i ruszyła w dalszy dyżur. Swoją drogą, ciekawe po co tu przylazł? Czyżby brakowało mu wieczornego towarzystwa?
- Przepraszam PANIE profesorze. 
- Dziesięć punktów od Gryffindoru.
- Ale za co?!
- Za pyskówkę i celowe omijanie uczniów. – Powiedział chłodno, po czym odszedł. 
Długa szata powiewała za nim niczym u Batmana. Hermiona zamrugała kilka razy wpatrując się w jego plecy. Co to miało być? Po cholerę w ogóle się do niej odzywał?
Pokręciła zirytowana głową. Dziwny człowiek, naprawdę specyficzny.

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora