5.

2.7K 123 2
                                    

Hermiona znalazła się w salonie, gdzie pani Weasley krzątała się roznosząc herbatę. Spojrzała na nią przelotem i uśmiechnęła się szeroko.
- Moje drogie dziecko! Jak dawno cię nie widziałam! Aleś ty schudła przez te wakacje, zaraz ci przygotuję coś smacznego.
Dziewczyna roześmiała się radośnie, czując ciepło na sercu. Ta kobieta była dla niej jak druga matka. Gdyby tylko zdecydowała by się na krok z Ronem to nawet mogłaby nią być..
- Nie, nie, dziękuję pani Weasley. Może pomogę z herbatą? 
- Dziękuję ci kochanie, ale usiądź sobie.
Po czym zniknęła w kuchni.

Wszyscy członkowie się już zebrali. Hermiona usiadła obok Luny i Georga.
- No, no Miona, słyszałem, że awansowałaś. – Rudzielec puścił do niej oko. – Dobrze, że nie chwalisz się tą swoją odznaką jak Percy. 
Zaśmiali się  oboje przypominając sobie jak starszy Weasley pokazywał wszystkim swoją odznakę. Spojrzała na dziewczynę obok.
- Luno, czy ciebie również dyrektor zaprosił do Zakonu?
- Tak, dziwne, prawda? Przez chwilę myślałam, że to może sklątkobulwy pomieszały mu w głowie, ale zapewnił mnie, że tak nie jest. – Wyszczerzyła się w uśmiechu. – Tatuś był bardzo rad z tego powodu. Chciał opisać to w Żonglerze, ale profesor Dumbledore poprosił go by tego nie robił.
Hermiona uniosła brew i posłała blondynce uśmiech. Luna się nigdy nie zmieni. Czasami zazdrościła jej tego lekkiego ducha, wiecznego optymizmu i świata w którym żyła.
- Dobrze, widzę, że jesteśmy już wszyscy. – Dumbledore stanął na środku salonu, który musiał wcześniej powiększyć. – Przede wszystkim dziękuję za natychmiastowe stawienie się całego zespołu. Na początku chciałbym przywitać nowych członków. – Młodzi uczniowie zarumienili się, gdy starsi zaczęli rozglądać się po pokoju. – Nie wątpię, że była to ciężka decyzja, aczkolwiek nie ukrywam, że jestem dumny z tego, że przystąpiliście do nas.
Hermiona spojrzała na panią Weasley, która siedziała blada. W ogóle nie przypominała energicznej kobiety, którą była przed chwilą.
- No dobrze ale przejdźmy do sedna spotkania żebyśmy wszyscy mogli wrócić do poprzednich zajęć. – Mężczyzna uśmiechnął się, rozglądając po zgromadzonych. – Severus był dzisiaj rano na spotkaniu w rezydencji Malfoyów. 
Nie musiał długo czekać na reakcję, wszyscy wiedzieli co to oznaczało. Zapanowało lekkie poruszenie. Hermiona zerknęła na nauczyciela, który stał obok Dumbledore'a bez żadnego wyrazu twarzy. Jak on to robi? Ona w życiu nie byłaby w stanie zachować takiego spokoju na myśl, że prowadzi życie podwójnego szpiega i to dla dwóch największych czarodziejów tych czasów. 
- Dobrze już, proszę o spokój. Nie będę wam streszczał, lepiej niech Severus opowie o spotkaniu. 
Wspomniany mężczyzna skrzywił się i obrzucił siwego wściekłym spojrzeniem. No kto by pomyślał. Nie boi się szpiegować, a denerwuje się na myśl o przemawianiu.
- Dyrektor oczywiście przesadza z tym całym popłochem. Zebranie nie miało żadnego istotnego celu. Spotkaliśmy się by omówić pewne sprawy związane z rekrutacją młodych.
Harry prychnął. Wszyscy spojrzeli na niego. Snape również.
- Drogi panie Potter, ja rozumiem, że chłopiec który przeżył ma zapewne ważniejsze rzeczy do roboty, ale z łaski swojej proszę mi nie przerywać. – Hermiona pierwszy raz w życiu zgadzała się ze Snapem. To już nie były lekcje, kiedy obrażał ich bez powodu, ale poważne spotkanie. Harry zacisnął wargi, ale nie odezwał się więcej. – Świetnie, w takim razie kontynuując, ustalone zostało tyle, że wszystkie dzieci, których rodzice mieli lub mają jakikolwiek związek z Czarny Panem zostaną zrekrutowani. Nie mogę podać ich nazwisk, bo jestem związany przysięgą. Także chociaż z tym będziecie musieli radzić sobie sami.
Ponownie zapanował w pokoju harmider. 
- Ale to oznacza młodych szpiegów w Hogwarcie! – Rzucił ktoś z zebranych. Hermiona zapadła się w krzesło zaniepokojona. Szpiedzy? W Hogwarcie? To znaczy, że wojna przenosi się za mury szkoły...
- Moi drodzy, uspokójcie się proszę! – Dumbledore klasnął w ręce i ponownie zapanowała cisza, chociaż dało się wyczuć napięcie unoszące w powietrzu. – Oczywiście, że jest to niedogodność jednak poradzimy sobie z tym. My również mamy członków Zakonu w Hogwarcie, teraz także wśród uczniów. Oczy będziemy mieć otwarte. Tutaj zwracam się również z prośbą do panny Granger.
Przełknęła ślinę, gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę. Super, uwielbiała być przecież w centrum uwagi!
- Tak panie dyrektorze?
- Chciałbym abyś z dużą  uwagą obserwowała uczniów jako prefekt naczelna. Masz do tego szansę po godzinach. Chciałbym abyś wszelkie wątpliwości konsultowała z profesor McGonagall lub profesorem Snape'm. – W tym miejscu wymownie spojrzał na czarnowłosego mężczyznę. 
- Oczywiście, skupię się na tym.
- Dziękuję bardzo. – Uśmiechnął się skinąwszy głową. – Ponadto prosiłbym o uwagę ciebie Harry. Możesz być na celowniku młodocianych, jednak staraj się nie rzucać w oczy. Uważaj na siebie chłopcze.
Świetnie, po raz kolejny jest kulą u nogi i wszyscy muszą się z nim cackać jak z jajkiem. Hermiona spojrzała na niego i widziała złość wypisaną na jego twarzy. Dokładnie wiedziała co sobie właśnie pomyślał.
- Dobrze, to będzie na tyle. Wezwę was w ciągu kilku dni do siebie aby przekazać bezpośrednie instrukcje co do waszych zadań. Reszta oczywiście zajmuje się tym co dotychczas. Chciałbym jeszcze zamienić słówko ze starszymi, a uczniowie mogą już wracać. Dziękuję i życzę miłego wieczoru.
Wszyscy wstali z miejsc i zaczęli się rozchodzić.
- Granger. – Snape stał tuż za nią. Podskoczyła prawie, gdy szeptem ją zagadnął. Odwróciła się i przygryzła wargę. Tak bardzo nie chciała go znowu oglądać.. – Za godzinę widzimy się na ćwiczeniach.
Jęknęła w duchu.
- Ale miałam mieć wolne! 
- Świetnie, myślę, że wojna zaczeka aż sobie odpoczniesz. – Warknął. – Godzina. – Rzucił mijając ją, po czym rozpłynął się w płomieniach.
- Wstrętny, stary nietoperz. – Mruknęła pod nosem, gdy odszedł i westchnęła czując jak resztki pozytywnej energii właśnie ją opuszczają. Nie chciała się tłumaczyć Harremu ani Ronowi dlaczego nie będzie miała dla nich znowu czasu, więc wskoczyła do kominka i zniknęła. 

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Where stories live. Discover now