19.

2.7K 101 10
                                    

                                                                

Po kilku godzinach niecierpliwości, w końcu zbiegała po schodach do lochów. Nawet nie bawiła się w przebieranie. Nie wytrzymałaby dłużej tego napięcia. Nienawidziła takich niedopowiedzeń, a on wiecznie powodował, że zastanawiała się o co mu chodzi. Szukała go u Slughorn'a, ale ten powiedział tylko, że wyszedł zaraz po ich rozmowie. Świetnie, uwielbiała zabawę w kotka i myszkę. Zapukała do drzwi. Uznała, że nie będzie zachowywała się wcześniej, bo pomimo ekscytacji i ciekawości, postanowiła trzymać dystans. Niech sam poczuje jak to jest, dupek jeden.
Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. Zastanawiała się czy specjalnie ubrał się w te swoje luźne spodnie od dresu i czarny podkoszulek, który lekko opinał jego ramiona i resztę ciała. Znowu był na boso i poczuła się trochę dziwnie stojąc w tym ponurym pokoju, w niebieskiej sukience, wystrojona jak królewna.
- Ładna sukienka. – Powiedział przerywając milczenie. Wpatrywała się w niego głupkowato. Ten człowiek naprawdę ma poważne problemy ze swoją psychiką... - Napijesz się czegoś?
- Czemu jest pan taki miły?
- Taka moja natura. – Jej brwi powędrowały po samą linię włosów, a on uśmiechnął się wrednie. Wredny nietoperz jednak ma swoje przebłyski w jego byciu miłym...
- Jasne, a ja jestem prima baleriną.
- Na pewno radzisz sobie lepiej, niż ten pożal się Merlinie, Longbottom.
- Dlaczego tak bardzo się pan na niego uwziął, co? – Usiadła w fotelu, ignorując jego wzrok, który błądził po jej ciele.
- Ja się na nikogo nie uwziąłem. - Odpowiedział nie przerywając wędrówki po jej ciele.
- Jasne, a ta miłość do Harry'ego, to tak od urodzenia? -Zmarszczył brwi i usiadł w fotelu obok. Westchnęła zirytowana. – Ja wiem, że jego ojciec był prawdziwym dupkiem, ale on jest inny.
- Granger, jesteś chyba pierwszą osobą, która mówi tak o wspaniałym Jamesie. Ale to wcale nie o niego chodzi... - spuścił wzrok, a ona wpatrywała się w niego zdziwiona.
- To o kogo?
- Nieważne. Nie zamierzam z tobą o tym teraz rozmawiać.
Wzniosła ręce do nieba.
- Świetnie. To o czym zamierza pan ze mną rozmawiać? W końcu z jakiegoś powodu mnie pan tu ściągnął. – Wstała i zaczęła krążyć zniecierpliwiona po pokoju. Po chwili podszedł do niej więc zatrzymała się i spojrzała na niego nie wiedząc co właściwie zamierzał. Nie umiała go rozgryźć ani wcześniej ani teraz. Wyglądał na spiętego i miała wrażenie, że jest nieco zestresowany gdyż uciekał wzrokiem gdzieś za nią, jakby szukał ratunku w ścianie.
- Myślałem o naszej.. ostatniej rozmowie. – Powiedział nagle, a tego się w ogóle nie spodziewała. Miała nadzieję, że zmieni zdanie i da im szansę, ale nawet nie przypuszczała, że faktycznie to mogło się stać.
- I do czego pan doszedł? – Zapytała cicho bojąc się, że go spłoszy jak sarnę.
- Do tego, że nie rozumiem co ty tu w ogóle robisz.
- No przecież kazał mi pan przyjść! - Powiedziała już zirytowana.
- Granger.. – westchnął i pokręcił głową. – Nie mówię o tym teraz, w tym momencie tylko o tym dlaczego w ogóle.. jesteś tu.
Zrozumiała o co mu chodzi i zarumieniła się.
- Och.. No ja... w sumie to nie wiem. – Przygryzła nieśmiało wargę. W końcu nie przygotowała się na rozmowę o swoich uczuciach. Oczywiście rozmyślała nad tym bardzo długo i doskonale wiedziała co czuje do niego, ale pomyśleć a powiedzieć na głos to bardzo duża różnica.. – Po prostu lubię pana.. bardzo. – Spuściła wzrok i objęła się ramionami, czując lekkie zażenowanie, ale skoro już była w tym miejscu..
- Czemu ja? Wokół masz tylu uczniów.. chłopców, w swoim wieku.
- Ale mnie nie interesują chłopcy. – Spojrzała na niego i nie potrafiła odczytać tego co malowało się na jego twarzy. – Pan mnie interesuje. – Merlinie! Dlaczego on kazał jej mówić to wszystko?!Czuła, że policzki jej płoną, ale on wydawał się zwracać na to uwagi. Patrzył się na nią w zamyśleniu. Znowu wydawało jej się, że jest tutaj stanowczo za gorąco.
- Dlaczego? – Podszedł do niej nieco niepewnie, ale zarazem wydawało się jej, że rzucił jej swego rodzaju wyzwanie. Wyprostowała się i spojrzała mu w oczy, chociaż bardzo chciała zapaść się pod ziemię.
- Bo jest pan.. no sobą. Lubię pana i chociaż czasami mam ochotę zmieść ten wredny uśmieszek z twarzy albo uciąć język, to przywykłam do tego i.. - uciekła wzrokiem, nie mogąc wytrzymać tego intensywnego spojrzenia jakim ją obdarzył. No nie patrz na mnie jak na kawałek tortu, błagam no nie patrz.. - Chodzi o to, że pan nie jest jak ci, wszyscy chłopcy w moim wieku, jak pan to ujął. Imponuje mi pan swoją inteligencją. Jest pan gotowy poświęcić siebie, potrafi pan rozmawiać o czymś więcej niż qudditchu albo nienawiści do Voldemort'a.. A ja czuję się naprawdę bezpieczna kiedy jest pan obok i lubię to uczucie. – Nie mogła uwierzyć, że udało się jej zebrać w sobie i wyrzucić to z siebie. Co ją przeraziło? – to że milczał. Czuła na sobie jego wzrok, ale nic nie mówił.
- No niechże pan się odezwie, bo już i tak zrobiłam z siebie kretynkę. – Jęknęła i zerknęła na niego spod rzęs. Trzeba było trzymać język za zębami!
- Jak możesz się czuć bezpiecznie Granger? - zmarszczył brwi. - Zabijałem ludzi! Jestem prawą ręką Voldemort'a, a ty mówisz, że czujesz się przy mnie bezpiecznie? Zdurniałaś do reszty?
Puściła mimo uszu jego obelgę i skinęła.
- Być może, ale sam pan powiedział, że nie dałby mnie skrzywdzić. I zawdzięczam panu swoje życie. Te wszystkie inne rzeczy naprawdę mnie nie obchodzą, bo jest pan dobry i wiem, że mogę panu ufać. Poza tym.. – podeszła do niego i ujęła jego dłoń – może faktycznie, tak jak pan myśli, nie zasługuje pan na wybaczenie, ale nie mnie to oceniać.
- Jesteś głupia. – Spojrzała na niego, słysząc pewną odrazę w jego głosie, ale nie zamierzała odpuszczać. O nie, nie będzie się chować. Weźmie to czego chciała! Wyglądał na zmęczonego. Całe życie uciekał od prawdy - od tego, że tak naprawdę nie był zimnym draniem, który miał wszystkich gdzieś, a jedynie zagubionym człowiekiem, który zbłądził i po dziś dzień karał się za całe zło...
- Pewnie ma pan rację i jestem głupia, ale jeśli to powoduje, że mogę być tutaj to mogę zostać nawet idiotką.
Spojrzał na nią krzywo, ale uśmiechnął się lekko.
- Wiesz w co się pakujesz? – Poczuła ten zwierzęcy magnetyzm, gdy przyciągnął ją do siebie i poczuła jak mocniej ścisnął jej dłoń.
- Nie mam zielonego pojęcia.. Ale co to dla prawdziwej Gryfonki.
Przysunął się do niej i nachylił, by po chwili opaść swoimi wargami na jej usta. Chłonęła ten krótki pocałunek, który miał niewiele w związku z pożądaniem, a bardziej był cichą obietnicą. Zamknął oczy, i dopiero uświadomiła sobie jak bardzo potrzebowała właśnie jego.
- Nie odrzucam cię?
- A powinien pan?
- Każdy o zdrowych zmysłach uciekałby z krzykiem, a ty jeszcze się pchasz w ramiona diabła. – Zaśmiała się na to porównanie, ale pokręciła głową. Boże, czy on właśnie uległ? Dał im zielone światło?
- Nie obchodzi mnie to. Chcę być tutaj, z panem.
- Tylko błagam, nie mów do mnie profesorze, bo chyba tego moje stare serce nie zniesie. – Odsunął się, a na jego twarzy wypisany był grymas. Uniosła nieznacznie kąciki ust. Nigdy nie czuła się tak lekko jak w tym momencie, chociaż zażenowanie było w kolejce zaraz za radością. Nawet nie przypuszczała, że ten zgorzkniały nietoperz stanie się dla niej kimś tak bliskim, że to on da jej szczęście, którego tak zazdrościła innym.
- To.. trochę niewłaściwe, prawda? – Zapytała cicho, gdy odszedł i oparł o biurko. Nie chciała żeby miał problemy przez nią, ale coś tak przeczuwała, że jeśli Snape czegoś chce, to nikt mu tego nie odbierze. Pod tym względem zresztą byli bardzo podobni.
- Nawet bardzo. – Uśmiechnął się wrednie i objął ją w tali, kiedy podeszła do niego. – Ale chwilowo mam to gdzieś.
Zamknął jej usta tym razem gorącym pocałunkiem, a ona przyciągnęła go do siebie. Oplótł ją silnymi ramionami, do których przyzwyczajała się aż za bardzo. Sapnęła na niego zirytowana, kiedy się odsunął, a on roześmiał się i pokręcił głową.
- Jesteś stuknięta
- Przyganiał kocioł garnkowi.. – mruknęła, ale uśmiechnęła się mimowolnie.
Nawet nie chciała pytać co zmieniło jego decyzję, bo w tym momencie to była najmniej istotna rzecz, gdy zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem i miała wrażenie, że jej mózg wyjechał daleko na wakacje.



Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Where stories live. Discover now