12.

2.6K 107 6
                                    

Rozdział 12

Wszyscy wrócili po świętach pełni nowej energii, a Hogwart powitał uczniów w swoich murach wiadomością, że na początku lutego odbędzie się wyjście do Hogsmade. Byli podekscytowani, gdyż od początku roku z powodu bezpieczeństwa nie mogli się tam udać. Hermiona z radością obserwowała przyjaciół, którzy zdawali się już dogadywać i przy każdej okazji dziękowała Ginny za to, że kryła ją w sylwestra. Snape wyszedł ze skrzydła szpitalnego po Nowym Roku i dzisiaj miał okazję dać popis swoimi nowymi, wyleczonymi płucami, gdy wydzierał się na nich podczas obrony przed czarną magią. Hermiona co chwila przygryzała policzki żeby nie wybuchnąć śmiechem przy całej klasie i na szczęście udało się jej to bo zapewne Gryffindor zostałby pozbawiony punktów z zapasem do końca roku. 
Zbliżał się także mecz quidditcha, którym wszyscy byli ogromnie podekscytowani za wyjątkiem pewnej Gryfonki. 
- Myślę, że wygramy. Damy radę,  na pewno! - Hermiona przewróciła oczami, gdy Ron kolejny raz o tym wspomniał. Dostał się do drużyny w ubiegłym roku a to było dla niego lepsze niż prezent na gwiazdkę. Harry został kapitanem i od kiedy wrócili do szkoły,  pomimo pogody ostro trenowali. Luna czuła się odrobinę rozdarta, bo nie wiedziała komu powinna kibicować - chłopakowi czy domowi, ale stwierdziła, że nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy, bo i tak gnębiwtryski są większym zmartwieniem gdyby pomieszały jej w głowie. Hermiona przewróciła oczami i roześmiała się,  jednak blondynka zupełnie się tym nie przejęła. 
Wieczorem podczas treningu ze Snape'm miała wyjątkowo dobry humor, dopóki nie zaczął rozmowy.
- Granger, tak przy okazji, to po cholere grzebałaś w moim salonie?
- Co? O czym pan mówi? 
- Widzę, że demencja starcza.
- I kto to mówi.. - burknęła - o ile się nie mylę to pan ma w tym miesiącu urodziny?
- A ty niby skąd to wiesz?
- Bo ja wiem wszystko, panie profesorze. 
Roześmiał się i spojrzał na nią powątpiewająco, ale pokręcił głową i zamknął za nimi drzwi.
- Mówiłem o tym, że gdy leżałem w skrzydle a ty grzebałaś w moich rzeczach. - powiedział cicho, rozglądając się czy żaden z uczniów przypadkiem nie szwęda się po korytarzu o tej godzinie. Spojrzał na Hermione, która zmieszana przebierała nogami, a jej twarz pokryła się delikatnym rumieńcem. Uśmiechnął się złośliwie. 
- Ja no.. po prostu pani Pomfrey wywaliła mnie od pana pierwszego dnia i jakoś czułam, że nie chcę być u siebie. - Wzruszyła ramionami. 
- A to rozumiem, że mój salon stał się ogólnodostępnym miejscem, tak?
- Nie, ale tam czuję się.. dobrze. - Rumieniec na twarzy dziewczyny pogłębił się,  a on Zmarszczył brwi. Czyżby próbowała mu coś powiedzieć? Nie, nie, musiał to przerwać. 
- Nie pozwalaj sobie Granger. Dobranoc. - Warknął i odszedł, a nieśmiertelna peleryna powiewała za nim. Hermiona wpatrywała się w jego plecy dopóki nie zniknął za rogiem i również ruszyła do swoich komnat, czując wciąż lekkie zażenowanie ale i smutek, że tak ją potraktował.

Zimny deszcz uderzał go w twarz, gdy kolejny raz nurkował po złoty znicz. Gryfoni nieźle sobie radzili - Ron okazał się być  świetnym obrońcą, a reszta drużyny dawała z siebie wszystko. Wygraną mieli w kieszeni. Cho śmignęła obok niego,  trzymała się blisko. Ale Harry uśmiechnął się kącikiem ust, gdy znicz wydawał się być już na wyciągnięcie ręki. Nagle zniknął a chłopak zaklął pod nosem i wyrównał lot. Usłyszał śmiech Krukonki jednak ona też nie zdołała złapać złotej kulki. Rozejrzał się wokół, ale deszcz skutecznie uniemożliwił dostrzeżenie czegokolwiek dalej niż dwa metry.
Hermiona wypatrywała z trudem przyjaciół, siedząc pod zadaszonymi trybunami. Też mi coś, mecz w taką pogodę. Jęknęła, gdy komentator ogłosił kolejny punkt dla Krukonow. Nie żeby należała do fanów quidditcha - przeciwnie - miotła i ona nie szły za sobą w parze. Wolałaby siedzieć teraz przed kominkiem i stosem wypracowań niż marznąć na dworze w połowie stycznia. No ale w końcu to Gryffindor grał - jej przyjaciele, których przyszła wspierać i kibicować.
- Cho siedzi Harry'emu na ogonie! - Nevile wyglądał na naprawdę oburzonego tym faktem, aż się roześmiała. - Spójrz Hermiono, przykleiła się do niego!
Usiadł zrezygnowany kiedy Harry kolejny raz nie złapał znicza. Dasz radę, pomyślała.
- Nevile przecież wygramy! To przecież Harry!
Chłopak jakby rozchmurzył się i wstał, ponownie wykrzykując doping dla Gryfonów.
Przyglądała się Ronowi, który z gracją odbijał kafle, nie pozwalając zdobyć więcej punktów Krukonom. Prezentował się naprawdę świetnie - nigdy nie pomyślałaby, że jak taki uzdolniony. Nie raz, nie dwa widziała go na miotle, ale jednak to były wygłupy i gry, a teraz rozgrywali prawdziwy mecz i był całkowicie skupiony.
Harry ponownie zanurkował w dół i wstrzymała powietrze widząc jak zbliża się do ziemi. Nevile również wydał z siebie okrzyk pełen zaskoczenia i rozluźnili się dopiero, gdy Harry tuż nad ziemią zrobił zwrot, a w jego dłoni złoty znicz powoli przestawał trzepotać skrzydełkami. Na trybunach rozległy się wiwaty i pomimo trwającej ulewy Gryfoni wylądowali na ziemi i gratulowali sobie wzajemnie.
- Brawo! Brawo Harry! Ron! Jesteście najlepsi! Gryffindor górą!
Hermiona przyglądała się rozbawiona Nevilowi, którego rozpierała duma i radość.

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Where stories live. Discover now