***- Dobrze więc, skoro zostaliśmy sami to chciałbym się zwrócić do kilku z was o pobyt w Hogsmade. Zapytam najpierw czy są wśród was osoby, które same podejmą się tego czy mam wyznaczyć? – Dumbledore rozejrzał się po sali wypełnionej członkami Zakonu i zapadło niezręczne milczenie. Cóż, nie dziwne, że nikt nie chciał porzucać swoich domów, rodzin by być blisko Hogwartu w razie zagrożenia.- Albusie, jesteś pewny, że to konieczne? – Zapytała cicho McGonagall, a on zgromił ją wzrokiem. Ktoś kto stałby z boku nie miałby wątpliwości co do intencji Dumbledore'a, bo nawet Minerwa zadrżała pod tym spojrzeniem.- Dobrze, skoro nikt nie jest chętny – powiedział z lekkim uśmiechem – to chciałbym zobligować ciebie Tonks, oczywiście razem z Lupinem. – Małżeństwo pokiwało głowami, chociaż nie ukrywali niechęci do tego, jednak Dumbledore zignorował ich i przeszedł dalej. – Oczywiście Moody, bardziej przydasz się tutaj niż w Norze. – Szalonooki skinął i nie powiedział nic, ale jego oko śledziło każdy ruch dyrektora.- Ktoś jeszcze Albusie? – Pan Weasley wstał z miejsca, wpatrując się w siwobrodego z mieszanką uczuć na twarzy. – Wydaje mi się, że w Norze jest..- Arturze, dziękuję za twoją opinię, ale w Hogsmade znajdzie się dużo miejsca. Oczywiście Tobias – spojrzał na chłopaka, a ten wzruszył ramionami – a także Kingsley. To powinno wystarczyć. Rzecz jasna nie przerywajcie swoich dotychczasowych obowiązków. - Powinniśmy raz jeszcze przedyskutować pogrzeb Neville'a – rzuciła smutno McGonagall, wstając z krzesła i stanęła obok Dumbledore'a, który westchnął.- Minerwo wydaje mi się, że uczniom nic nie grozi.- Albusie – warknął Snape, o którego obecności wszyscy już dawno zapomnieli. – Przypominam ci, że będę musiał poinformować Czarnego Pana o planach. Wydaje mi się, ze to wykorzysta a..- Nie martw się Severusie, będziemy gotowi jeśli o to chodzi.- Czy ty przypadkiem czegoś nie kombinujesz, Dumbledore? – Zapytał Tobias, również podnosząc się z miejsca.Wszyscy obrócili głowy w jego stronę. Czasami zapominali, że jest starszy od nich wszystkich, a już zdecydowanie mądrzejszy. Pewnie miało to związek z tym, że niekoniecznie się tak zachowywał, no ale teoretycznie należał mu się szacunek.- Nic o czym musielibyście wiedzieć – odpowiedział dyrektor, uśmiechając się sztucznie. – To wszystko, zakończmy to spotkanie. Byłbym rad abyśmy zobaczyli się ponownie w sobotę na pogrzebie pana Longbottoma. Po tych słowach skłonił się przybyłym i.. zniknął.Wpatrywali się w puste miejsce, gdzie chwilę temu stał, a w końcu McGonagall potarła skronie i uśmiechnęła się krzywo.- To chyba na tyle. Wracajcie do siebie moi drodzy.Jak na komendę rzucili się do kominka, prócz osób które Dumbledore wyznaczył aby przeniosły się do Hogsmade.- Musimy się spakować Minewro. Poinformujemy cię kiedy przybędziemy.- Naturalnie. Podejrzewam, że Albus przygotował już dla was kwatery. Możliwe, że jego brat was ugości.- Jasne – Lupin uśmiechnął się i objął żonę, która wyglądała na nieco udobruchaną. – Co myślicie o tym pogrzebie? Mam pewne obawy..- Jak my wszyscy – mruknął Snape, krzywiąc się jak zwykle.- Nie martw się, zadbamy o Hermione – rzuciła wesoło Tonks, puszczając do niego oko. Ten obruszył się i skrzywił jeszcze bardziej.- Najpierw zadbaj o własny tyłek Nimfadoro – odgryzł się, ale ona pokazała mu jedynie język i pociągnięta przez męża, weszła do kominka.Severus ruszył w stronę drzwi, zostawiając McGonagall samą, gdy dopadł go jej głos:- Poinformuj mnie jeśli będziesz się wybierał na kolejne spotkanie!- Jakże mógłbym o tym zapomnieć.. – mruknął i otworzył drzwi.- I dajże się w końcu wyspać tej biednej Hermionie – dodała, chichocząc cicho, a on zgrzytając zębami trzasnął drzwiami i zbiegł po schodach.Dać się wyspać! Też mi coś. Tak jakby był winny temu, że ta przeklęta dziewucha siedzi po nocach z nosem w książkach! Mimowolnie uśmiechnął się, bo aż za bardzo przypominała mu pewnego Ślizgona, którym niegdyś był.Wpadł do swoich komnat i nawet nie zdziwił się widząc ją w fotelu. Podniosła wzrok znad podręcznika i spojrzała na niego, krzywiąc się.Co znowu zrobił?- Severus. – Zaczęła, a on westchnął ściągając swoją nietoperzastą szatę. Swoją drogą, durnowate określenie! – Możesz mi wyjaśnić co jest nie tak z moim esejem?Przez chwilę zastanawiał się o co jej chodzi. Esej. No tak, sprawdzał go przed spotkaniem.Uśmiechnął się wrednie, przechodząc do biurka.- Nie do końca rozumiem twoje pytanie.Jęknęła poirytowana i podeszła wściekle do niego. Och jak on uwielbiał ten rozjuszony, wściekły wzrok zadziornego kociaka..- Otóż – zaczęła, wskazując palcem na wielkie, czerwone Z w prawym rogu – nie rozumiem skąd Zadowalający znalazł się na moim wypracowaniu. Uważam, że zasłużyło na co najmniej Powyżej oczekiwań! – Założyła ręce na pierś, wpatrując się w niego wyczekująco.Severus musiał przygryźć policzki, żeby się nie roześmiać. Och jej czepialstwo było naprawdę ciekawym zjawiskiem. - Hermiono, chyba nie sądziłaś, ze mógłbym cię niesprawiedliwie ocenić?! – wyrzucił jej z prawdziwym oburzeniem, a ona przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę. – Uważasz, że jestem niesprawiedliwym nauczycielem? Uważasz, że powinienem faworyzować swoją kobietę? Ach, niedobrze. – Zacmokał, kręcąc głową z udawanym rozczarowaniem. Za to Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy i oparła się o biurko.- Powtórz to.- Co? Że jestem sprawiedliwy?- Nie. Powiedz raz jeszcze jak mnie nazwałeś. – Powtórzyła z szerokim uśmiechem, a on zmarszczył brwi.Ale o co jej chodziło? Ach.. Uśmiechnął się lekko, a dziewczyna wśliznęła się na jego kolana.- Moja kobieta? O to ci chodzi? – Pokiwała głową, zarzucając mu ramiona na szyję.Roześmiał się i odnalazł jej usta własnymi, czując jak uczucia do tej Gryfonki wypełniają go całego.I wtedy poczuł rwący ból w przedramieniu.- Kurwa! – zaklął, a ona odsunęła się jak oparzona i stanęła na nogi. Zerwał się z miejsca i obrzucając ją krótkim spojrzeniem, machnął różdżką i już po chwili stał ubrany w ciężkie szaty śmierciożercy.- Sev.. uważaj na siebie. Proszę. – Powiedziała cicho, a on skinął głową. Wciąż nie mógł przywyknąć do tego, że ktoś się o niego troszczył, że ktoś czekał gdy wracał ze spotkań...- Nie martw się – rzucił i ucałował ją w czoło. Tak bardo nie chciał jej zostawiać... Nie teraz, nie nigdy. Ale cóż, siła wyższa wzywała. – Nie czekaj na mnie. – Dodał i zniknął za drzwiami, ale aż za dobrze wiedział, że będzie tu, gdy wróci.

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Where stories live. Discover now