Wróciła dopiero nad ranem. Nawet nie spojrzała na Malfoy'a, którzy obrzucił ją pytającym spojrzeniem. Opadła na własnym łóżku i skuliła się. Musieli ruszać. Była już dziewiąta, ale nie była w stanie. W kółko wracała myślami do nocy, którą spędziła z Severusem. Merlinie, potrzebowała go jak powietrza. I tylko utwierdziła się w przekonaniu, że nie jest w stanie o nim zapomnieć. I nigdy nie będzie.Kiedy przybyli do Nory, wszyscy czekali już tylko na nich co Moody wyraził dość obraźliwym komentarzem. Malfoy odwarknął mu coś, ale Hermiona nie słuchała, bo już dawno odpłynęła myślami daleko stąd.
Zabawnie było jechać mugolskim samochodem powiększonym do rozmiarów dużo większych niż ktokolwiek mógłby go o to posądzić – dokładnie jak na piątym roku, gdy wyruszali z Grimmuald Place.
- Hermiona, wszystko w porządku? – Ginny wpatrywała się w nią z niepokojem. Pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko.
- Tak. Po prostu dziwnie jest wracać do Hogwartu..
Westchnęła i przykleiła twarz do szyby. Przyjaciółka nie powiedziała nic więcej. Wiedziała, że na pewno to nie jest proste dla kogoś kto ostatnie miesiące spędził tak a nie inaczej. Nie wiedziała jednak co tak naprawdę zaprzątało głowę Hermiony.. A raczej kto.
Przeszli po kolei przez ścianę na peron 9 i ¾. Było już tłumnie, a uczniowie wlewali się do pociągu jak gdyby zdarzenia w ubiegłym roku nie miały miejsca. Ale kogo mogła winić? Nikt nie chciał myśleć o nieszczęściu, o rozpaczy, o strachu.. Mimo wszystko uczniów było zdecydowanie mniej. Zwłaszcza, gdy szli korytarzem w pociągu, a w przedziałach siedzieli pojedynczy uczniowie. Malfoy poszedł do osobnego wagonu, zostawiając ich samych. Weszli do jednego z wolnych przedziałów razem z Ginny, Harrym, Ronem, Luną i Nevillem.
- Niewiarygodne, że wracamy do szkoły no nie? – Zagadnął Ron, obejmując blondynkę ramieniem. Wszyscy spojrzeli na niego.
- A czego się spodziewałeś? Że Zakon będzie kazał ci zostać i robić co? Poza tym czego możesz nauczyć się w Hogwarcie na niewiele jesteś przydatny. – Teraz każdy wpatrywał się w Hermionę, ale ona wzruszyła ramionami i oparła głowę o szybę. No co? Taka była prawda. Zakon nie potrzebował ich tak bardzo, bo niewiele mogli zdziałać. W szkole byli chociaż dodatkową pomocą...

Musiała porozmawiać z Dumbledorem. Bardzo tego nie chciała, ale wciąż do głowy wracała jej ta przeklęta książka. Być może on będzie wiedział co tam było i ją uspokoi albo zdobędzie drugi egzemplarz? Przeczuwała głęboko, że to może być naprawdę dobry trop.
Droga mijała im w ciszy. Niewiele rozmawiali, bo każdy trapił się własnymi problemami. Zaczął padać deszcz. Uderzał w blaszany dach pociągu i zamazywał obraz.
Nagle pociąg zatrzymał się z takim impetem, że Ron, Luna i Neville polecieli na trójkę naprzeciwko. Światło zgasło i zrobiło się przeraźliwie ciemno.
- Ronald zabieraj się ze mnie! – Krzyknęła Ginny, odpychając brata.
- Na gacie Merlina, co się dzieje?! – Neville podniósł się z podłogi, a cała reszta poszła w jego ślady.
- Nie wiem, ale to nic dobrego.
- Harry ma racje. Wyciągnijcie różdżki. – Poleciła cicho Hermiona, przepychając się na przód.
- Nie wychodź! Zwariowałaś?
- Ron, tam są inni uczniowie. Trzeba im pomóc. Poza tym nadal jestem prefekt naczelną. – I z poczuciem obowiązku opuściła przedział.
Było cicho. Zdecydowanie za cicho.
Ruszyła powolnym krokiem przez korytarz, a na końcu jej różdżki rozbłysło światło. Reszta poszła w jej ślady.
- Myślicie, że to atak? – Szepnęła Ginny.
Hermiona zawahała się. Tak właśnie myślała, ale nie chciała powiedzieć tego głośno.
Zajrzeli do przedziału, który mijali. Kilkoro drugoklasistów zwijało się na siedzeniu w strachu. Hermiona przyłożyła palec do ust aby milczeli, a oni tylko skinęli głowami i miała wrażenie, że zwinęli się w ciasny supeł.
Za oknem śmignął im zielony promień. Podskoczyli jak na komendę i wszyscy przykleili nosy do szyby.
- Jasna dupa, to śmierciożercy!
Hermiona zagryzła wargę. Cholera, to niedobrze. Nawet bardzo.. W pociągu było kilku nauczycieli, ale nie za wielu. Do podróży przyłączył się Lupin, Tonks i Moody, ale wciąż.. Czarnych szat było więcej.
- Ginny, Harry – wy zostajecie. Reszta ze mną. – Podjęła decyzję szybciej niż ją przemyślała, ale nie było na to czasu.
- Ej..! Nie mów mi co ja mam..
Harry padł na ziemię spetryfikowany. Za ich plecami stanął Malfoy i wzruszył ramionami.
- Przecież by nie został.
- Ty bydlaku! – Ron rzucił się na niego, ale o dziwo to Ginny stanęła w obronie blondyna.
- Hermiona ma rację. Idźcie, ja go popilnuję.
Nie wyglądała na zadowoloną, ale Hermiona była w tym momencie dumna z przyjaciółki jak nigdy. Wiedziała, że wolałaby wyjść tam i pojedynkować się, ale wiedziała też, że Harry nie powinien tam być, bo pewnie o niego im chodziło.
- Dobra, ruszamy. – Podążyli za Hermioną i wypadli na zewnątrz, gdzie lał deszcz. Ciemne chmury przesłoniły niebo, a trawa pod ich stopami zapadała się. Ślizgali się na niej i na błocie, ale pobiegli w stronę czarnych szat, których było zdecydowanie więcej niż przeciwników po drugiej stronie.
Hermiona posłała zaklęcie w stronę jednego z nich, gdy od tyłu zachodził McGonagall. Ta obejrzała się i widziała falę strachu na jej twarzy, ale skinęła głową i rozpierzchli się w pobliżu nauczycieli.
Hermiona bała się, bo dawno nie stawała do walki. Nawet nie ćwiczyła.. Poza tym musieli pilnować, by nikt nie przedostał się do pociągu, ale widziała, że tym zajęła się już Luna i Cho, która dołączyła do nich pośpiesznie. Chociaż tyle mogli..
Krzyknęła z bólu i padła na kolana. Szybko zerwała się z ziemi i odbiła następne zaklęcie, które gnało w jej stronę. Krew ściekała jej po ramieniu, ale zignorowała rwący ból i zamachnęła się na przeciwnika. Uśmiechnęła się, gdy to on padł spetryfikowany bez ruchu.
Tylko, że miała wrażenie, że nie mają szans. Śmierciożerców było zbyt wielu i każdy z nich miał dwóch przeciwników, a to wcale nie było proste..
Rzucała powoli na oślep zaklęciami i modliła się żeby tylko nie trafiła w żadnego z sojuszników. Usłyszała śmiech Bellatriks i musiała zebrać w sobie resztki odwagi żeby nie uciec gdzie pieprz rośnie. Ta kobieta przyprawiała ją o taki ból głowy i była powodem jej koszmarów. Przełknęła ślinę i zacisnęła palce mocniej na różdżce. Deszcz nieustannie padał, utrudniając im walkę.
Szukała wzrokiem przyjaciół, ale to było trudne w tym całym zamieszaniu. Po niebie przetoczył się grzmot, a gdzieś niedaleko piorun trzasnął w ziemię. Podskoczyła, ale ruszyła w stronę grupki śmierciożerców, którzy otaczali jej przyjaciół.
Wtedy przed nią wyrosła Lestrange, zagradzając drogę. Odruchowo zrobiło krok do tyłu i z trudem utrzymywała różdżkę w drżącej dłoni.
- Znowu się ssspotykamy. – Syknęła, uśmiechając się w tak przeraźliwy sposób, że dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, gdy patrzyła w te przepełnione furią oczy.
Odbiła jej zaklęcie, ale wiedziała, że nie wygra tej walki. Była zbyt słaba, więc jedyne co mogła zrobić to odwrócić jej uwagę, a potem brać nogi za pas. W ostatniej sekundzie, ktoś za nią odbił zaklęcie, które o mały włos a by jej dosięgło. Obróciła się i zamarła na widok Neville'a, który wpatrywał się w Belle z nienawiścią jakiej wcześniej u niego nie widziała.
- Idź do reszty, ja tu zostanę.
- Neville.. – nie mogła go przecież tak zostawić! A Lestrange jakby czekała na jej decyzję, bo śmiała się psychopatycznie, ale nie atakowała. Chłopak wpatrywał się w nią twardym, stanowczym wzrokiem. Rozumiała, że pragnął zemsty, że to było coś osobistego.. Ale nie mogła przecież pozwolić mu zginąć..
- Oni potrzebują cię bardziej – powiedział spokojnie, jakby to nie był ten sam Neville, którego znali. Przyglądała mu się ułamek sekundy i w końcu skinęła głową. Miał rację. Sam podjął tą decyzję i nie mogła przecież zmusić go żeby odłożył swoją złość na bok..
Ruszyła w stronę przyjaciół i tylko usłyszała za sobą:
- Nie martw się, na ciebie też przyjdzie pora!
Puściła tę groźbę mimo uszu, chociaż wiedziała, że będą się jej śniły po nocach te słowa.
Nim dobiegła do Malfoy'a, Rona i Tonks, którzy uporczywie odbijali zaklęcia posyłane w ich stronę, odwróciła się i mało nie zemdlała, gdy zielony błysk przeszył ciemność. Wypuściła z przerażeniem powietrze z płuc, bo wiedziała, że ciemna sylwetka, która pada na ziemię należała do Neville'a. Zacisnęła zęby. Przecież wiedziała, że tak się stanie.. To była jej wina.. Zostawiła go tam, a powinna była zostać..
Hermiona zamknęła oczy, ale ścisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły się jej w skórę i ruszyła dalej. Później będzie sobie to wyrzucać. Teraz trzeba było chronić tych , którzy żyli.
Stanęła ramię w ramię z Ronem i zaczęła wyładowywać całą złość, nienawiść, które się w niej zebrały. A było tego naprawdę wiele... Nawet nie myślała o tym, że pod jedną z masek kryje się jeden z powodów jej cierpienia.
Usłyszała dźwięk aportacji. Nareszcie – pomyślała, ale nie rozejrzała się nawet. Członkowie Zakonu rozbiegli się wokół pociągu i atakowali teraz ze zdwojoną siłą. Hermiona poczuła przypływ nadziei i odetchnęła, gdy czarne postacie zaczęły się rozpływać.
Wiedząc, że przyjaciele sobie poradzą, puściła się biegiem w miejsce, gdzie porzuciła Neville'a.
Bellatriks zniknęła, ale pozostawiła po sobie taki ślad, że nie musiała niczego więcej robić by zaznaczyć swoją obecność..
Wpadła na śmierciożercę i opuściła różdżkę, gdy dostrzegła jego twarz. Nie miał maski jak inni, a nawet gdyby, to wszędzie poznałaby te oczy.
- Nie idź tam. – Powiedział tylko i rozpłynął się. Poczuła ból w miejscu, gdzie powinno być serce, a teraz pozostała tam tylko pusta dziura.. Spojrzała w stronę Neville'a i wiedziała, że to co zobaczy do końca życia będzie ją nawiedzało w koszmarach. I on też to wiedział, dlatego próbował ją zatrzymać.
Ale przecież nie mogła go tam zostawić..
Padła na kolana przy ciele chłopaka, a łzy popłynęły z jej oczu. Obronił ją. Uratował, bo nie miała szans z Lestrange. Oddał swoje życie za nią, przyjął śmiercionośne zaklęcie.. I chociaż wiedziała, że sam tego chciał, że pragnął zemsty.. czuła się odpowiedzialna za jego śmierć.
- Neville.. Och Neville, czemu mnie nie posłuchałeś.. – szlochała, gładząc włosy chłopaka, które były przemoczone od deszczu i sklejone błotem.
Chwilę potem była już otoczona ludźmi. Wciąż płakała, bo nie mogła sobie wybaczyć tego, że jeden z jej przyjaciół nie żyje, ale też dlatego, że stał się bohaterem. To ona mogła leżeć w tym miejscu, to ona mogła zginąć z ręki Bellatriks. A on.. Neville, który zawsze stał na uboczu, który ich nie oceniał – nie żył.
Dlaczego tyle cierpienia i bólu ich otaczało? Czemu tylko to dostawali od świata?
Usłyszała szloch McGonagall, która również kucnęła obok Neville'a.
- Kto..? – Zapytała drżącym głosem. Hermiona spojrzała na nią pustym wzrokiem.
- Bellatriks. – Ta tylko skinęła głową, ale furia zapłonęła w jej oczach.
- Wracajcie do pociągu. Musimy ruszać nim wrócą.
- A co z..
- Nie martw się, Zakon się nim zajmie. Przekażą jego babci..
Musiała zamknąć na chwilę oczy. Przypomniała sobie twarz starszej kobiety, która straciła już swoje dzieci, a teraz i wnuka. Zalała ja fala smutku, złości i goryczy. To było takie niesprawiedliwe!
Tak bardzo nie chciała go zostawiać, zasłużył przecież na coś lepszego, na coś więcej niż jego wspomnienie umorusanego błotem.. ale Moody zaczął ponaglać wszystkich więc wdrapała się niechętnie po schodkach do pociągu i już wiedziała, że ten rok będzie gorszy niż wszystkie inne.
W przedziale Harry siedział już o własnych siłach i gdy weszli, rzucił się z pięściami na Malfoya.
- Ty fredko! Ty przebiegły oszuście! Kłamco!
- Harry uspokój się. – Ginny pociągnęła go za rękaw, ale Draco zdawał się nie przejmować obelgami. Usiadł na miejscu Neville'a.
Hermiona patrzyła chwilę na niego, ale co miała powiedzieć? Że zajęte? Już nie. Cho też wpakowała się do przedziału z nimi i wcale jej to nie dziwiło. Nikt nie chciał być sam. Brudni, przemoczeni, zmęczeni.. Tak właśnie zaczynali swój nowy rok.
- Gdzie jest Neville..? – Zapytała w końcu Ginny ze strachem, gdy pociąg ruszył.
Hermiona poruszyła się niespokojnie i odwróciła twarz do szyby. Nikt jej nie odpowiedział, więc usiadła, a raczej opadła na swoje miejsce. Nie potrzebowała słów, bo każdy miał wypisany smutek i złość na twarzy.
Całą drogę analizowała co byłoby gdyby została z nim wtedy.. Ale w końcu doszła do tego, że pewnie oboje leżeliby w tym błocie bez oznak życia, bez nadziei.. A to była wojna i ofiary były nieuniknione. W środku rozdzierał ją smutek, bo to wciąż był przyjaciel.. Odebrali im kolejną cząstkę siebie. Dlaczego to oni płacili ciągle cenę i to tak wysoką? Jedyne o czym marzyła to znaleźć się teraz w ciepłych ramionach Severusa.. Ale wiedziała, że tak się nie stanie. Odrzucił ją, a ona nie miała siły walczyć ani czekać na niego dłużej.

Tam gdzie miłość się zaczyna, wszystko inne się kończy...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant