- Zbieramy się ludzie, jedziemy tam natychmiast! Wszystko ustalimy na miejscu, jazda! - wydał polecenie i ruszył z powrotem do swojego gabinetu. W głowie układając już plan działania, które musiał im przekazać, by akcja powiodła się sukcesem. Bo to była prawdopodobnie jedyna szansa, by nareszcie odnaleźć księdza Mateusza i sprowadzić go do domu, do nich wszystkich.

~*~

W hali pośrodku lasu mężczyzna wiszący na łańcuchach, wrzeszczał w agonii, gdy rozżarzony nóż tną już i tak zdartą skórę, na jego plecach. Oprawca, który bawił się metalem, patrzył zadowolony, gdy świeża krew zaczęła sączyć się z nowych ran, a wrzaski swojej ofiary były dla niego wręcz jak muzyka. Drugi z porywaczy natomiast siedział z daleka od swojego kolegi i przykutego mężczyzny, starając się nie słuchać tych strasznych dźwięków.

Niebieskooki, opuścił ciężko swoją głowę, którą podczas krzyku miał podniesioną w stronę sufitu, w myślach błagając już jakąkolwiek siłę, by ta w końcu pozwoliła mu odejść. Nie mógł zliczyć już ile, był w tej zimnej hali, stracił rachubę już po 4 dniach nieustannych tortur. Wiedział, że prawdopodobnie to nie był koniec i boleśnie się o tym przekonał, gdy wiele małych kryształków soli spadło na świeże, jak i gojące się rany. Blondyn wygiął się w łuk na tyle, ile miał sił i słuchając psychopatycznego śmiechu swojego kata, który świetnie się bawiąc, wziął do ręki kabel, by po chwili z całej siły przycisnąć go do okaleczonego ciała, które zaczęło trząść się, gdy prąd przechodził przez jego ciało.

- Orzeł — powiedział siedzący mężczyzna, patrząc z bólem na ich ofiarę. Właśnie teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo sobie nagrabił, dzięki swojemu przyjacielowi. Patrząc na szczupłego mężczyznę, który w tej chwili zdzierał sobie gardło, wiedział, że to, co mu zrobili, nigdy nie zostanie im wybaczone — Weź, przestań już i daj mu spokój — przetarł swoją ręką oczy i powoli wstając, podszedł do kumpla, kładąc mu rękę na jego ramieniu.

- A niby dlaczego? - zapytał, odsuwając się od ofiary, nadal jednak trzymając w ręce swoje nowe narzędzie tortur. Gdy uścisk na jego ramieniu się wzmocnił, spojrzał na mężczyznę obok siebie, ze złością — O co ci chodzi? - zapytał wściekle, odrzucając rękę z jego ramienia.

- Może na jakiś czas daj mu odetchnąć Orle — zaproponował, odsuwając się kawałek, gdy jego kolega spojrzał na niego wściekle. Wiedział, że to było śmiałe posunięcie z jego strony, ale tylko tak mógł na chwilę dać blondynowi czas by na odpoczynek, zanim jego znajomy znowu zacznie swoją zabawę.

- A niby po co? Przecież nawet się nie rozkręciłem — powiedział z wyrzutem, kopiąc z całej siły w nogi, wiszącego więźnia. Brunet odwrócił na chwilę wzrok, po czym ponownie spojrzał na swojego rozmówcę.

- Musi chwilę odpocząć, nie chcesz, chyba żeby za chwilę kopnął w kalendarz — wiedział, że igrał z ogniem, ale to była jedyna szansa, by niebieskooki mógł nabrać sił, o ile jakieś jeszcze miał.

- Co ty kombinujesz co? - brązowooki podszedł niebezpieczne blisko swojego kolegi, przykładają kabel niedaleko jego krtani — Jeśli chcesz mnie wykiwać, to radzę, dla własnego dobra przestać, bo inaczej z tobą będę rozmawiał — zagroził i odrzucając kabel, przeszedł obok swojego kolegi, ignorując fakt, że ten wstrzymał oddech — Masz godzinę z nim. Idę na miasto, nara! - wykrzyknął i zniknął za drzwiami wielkiej hali.

- Jak ja mogłem być tak ślepy — brunet wypuścił wstrzymywane powietrze i zadając sobie pytanie, podszedł do blondyna delikatnie, podnosząc jego głowę. Czuł, jak ten wzdryga się na sam dotyk i boleśnie zdając sobie sprawę, że to wszystko przez nich — Mam wielką nadzieję, że mnie słyszysz, wiesz? Jestem takim idiotą, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak wielką głupotę zrobiłem i nawet jeśli zostaniesz uratowany, a ja pójdę do więzienia — przerwał przez samą myśl o tym wszystkim, po czym przełknął ślinę I spojrzał na blondyna, który swoim smutnym i bolesnym spojrzeniem patrzył wprost na niego. Potrząsnął głową, odganiając natrętne myśli i ponowił temat — Wiem, że nie mam co liczyć na wybaczenie, po tym, co Ci zrobiłem. Musiały minąć te dwa miesiące, bym się zorientował, co takiego narobiłem, ale nadal w głębi siebie mam tę małą iskierkę nadziei, że jednak wybaczysz mi kiedyś.

Niebieskooki chciał coś powiedzieć, naprawdę chciał, ale gardło, które zdzierał przy każdej torturze, boleśnie protestowało, gdy ten przynajmniej jęknął. Zaciskając swoje pięści, które nadal znajdowały się w kajdanach, ignorując rozchodzący się ból, spojrzał na młodego mężczyznę z determinacją. Widział w jego oczach, że ten żałuje swoich czynów i nawet jeśli miał przeżywać kolejne katusze, nie mógł być zły na chłopaka, gdy ten dostrzegł swój błąd.

~ Chcę... - zaciął się, zaciskając w bólu swoje oczy, gdy jego krtań przeszył bolesny impuls. Wolf, który stał przed swoją ofiarą, spojrzał na wiszącego mężczyznę ze zdziwieniem, nie spodziewając się żadnej odpowiedzi.

Młody mężczyzna, widząc, jak ten zaciska oczy, zorientował się, że jego gardło potrzebuje wody, więc odwracając się na pięcie, ruszył biegiem do swojej torby po butelkę wody. Wracając, odkręcił korek i stając na skrzyni, którą sobie podłożył, przyłożył butelkę do popękanych ust mężczyzny, przechylając ją lekko, by woda spłynęła do środka. Blondyn, czując chłodną czystą wodę, zaczął łapczywie pić, zapełniając pusty żołądek.

- Właśnie tak, proszę, pij, ile tylko chcesz, mam ich jeszcze kilka więc starczy dla ciebie — mówił uspokajająco, rozsmarowując jego gardło od zewnątrz, mając nadzieję, że to coś pomoże mężczyźnie — mamy jeszcze pół godziny, więc postaram się jakoś zawiadomić policję. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz — zapewniał, zabierając pustą butelkę i odrzucając ją gdzieś za siebie, wyjął swój telefon, po czym wpisał numer, zanim jednak zadzwonił, spojrzał szybko na mężczyznę — prześpij się trochę, nabierzesz chociaż trochę sił.

Blondyn, patrząc na oddalającego się bruneta, nie mógł przestać myśleć o tym, że ten chce mu pomóc, ryzykując nawet życiem, by tylko policja ich znalazła. W końcu jego kolega był wręcz niebezpieczny i niebieskooki wiedział, że gdy ten się dowie, kto wyjawił ich miejsce pobytu, będzie w stanie zabić chłopaka bez skrupułów. Starał się, jak tylko mógł nie zasypiać, ale jego powieki, które mu ciążyły opadły, wysyłając skatowanego mężczyznę w ramiona Morfeusza.

~*~

Wiem, że ten rozdział jest dłuższy, ale dzięki temu wiemy już kto postanowił pomóc naszemu kochanemu Mateuszowi.

Jestem okrutna robiąc mu coś takiego, no ale nie wyżyta jestem w tych kwestiach.

PS. Już w następnym rozdziale nasz blondynek w końcu zostanie uratowany. Cieszycie się?

Dobra spadam, Bayo!

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszWhere stories live. Discover now