55. Boże, ty się cały trzęsiesz, Harry

Start from the beginning
                                    

– Boskie – oznajmiłem po przełknięciu. – Troszeczkę za rzadki sos, jak na mój gust, ale oprócz tego super!

– Uh... okej, więc cieszę się. – Louis uśmiechnął się do mnie, również zabierając się za swoją porcję.

– Czyli była tu Lottie? – uniosłem brew.

– Mhm. Obgadaliśmy chyba całe miasto – pokręcił głową, nalewając mi soku, który stał na stole. – Nie wiedziałem, że brakuje mi takich wieczorów sam na sam z moją siostrą, dopóki to się nie stało.

– Już ja mogę się domyśleć, kto był głównym tematem waszych rozmów – przegryzłem dolną wargę. Louis parsknął śmiechem, opierając łokieć na stole i zakrył połowę twarzy dłonią. Chwilę nie ruszaliśmy się, wgapiając w siebie swoje błyskotliwe oczy.

W końcu go zagaiłem.

– Zdradź mi tę tajemnicę, Lou – oblizał swoje usta, nasłuchując – jak robisz to, że zanim wyszedłem z domu byłeś seksownym, greckiem bogiem seksu i te wszystkie inne rzeczy, a gdy wróciłem jesteś taki słodki, uroczy i delikatny?

Wzruszył ramionami. – Sam nie wiem – uśmiechnął się lekko.

– Znów to robisz! Jesteś uroczym, malutkim kotkiem, gdy jeszcze dwie godziny temu kazałeś mi być głośniej, gdy dochodziliśmy!

– Jestem po prostu... – urwał, liberując nad doborem słów – taki dość zamyślony.

– Więc o czym tak myślisz? – wytarłem opuszkiem kciuka sos, którym ubrudziłem moje usta. Nie odrywając od niego dociekliwego spojrzenia, sięgnąłem po szklankę z pomarańczowym napojem.

– O tobie, Raisin i o mnie oczywiście. Nawet o psie. O naszej przyszłości. 

– Przyszłości? – zmarszczyłem brwi, chowając swoją rękę pod stołem, gdy rękaw lekko ześlizgnął się ukazując kawałek folii.

– No tak – pokiwał głową. – Widzę siebie kiedyś z tobą i dziećmi i po prostu zastanawiałam się, jak to będzie wyglądać...

– Oh... czyli na takie myśli cię wzięło, kochanie – zachichotałem w serwetkę. – No więc, jak to będzie wyglądać? Będziemy w tym domu, chociaż nie... – zatrzymałem się, unosząc palec wskazujący do góry. – Jeśli chcemy więcej dzieci to ten jest chyba za mały. Będą małe rozbrykane dzieciaczki, nasz piesek i nasza dwójka.

– A jaki ślub ci się marzy? – spytał, a ja o mało nie zakrztusiłem się jedzeniem.

– Eh-m... skromny. Tylko najważniejsze osoby, nie chcę nic wielkiego.

– To dobrze, bo ja mam podobne wyobrażenie – bacznie przyglądałem się jego mimice, gdy na dłuższy czas zagryzał dolną wargę, patrząc się na moją lewą dłoń, zupełnie tak, jakby wyobrażał sobie na niej obrączkę.

– Ale za to pierścionek zaręczynowy to musi być coś! – wybałuszyłem oczy z ekscytacji... – To znaczy, nie chcę jakiegoś gigantycznego diamentu, nic z tych rzeczy, chodzi mi o to... jak dobrze wiesz noszę dużo pierścieni, ale ten jeden musi się wyróżniać. Bardzo podoba mi się białe złoto... Kocham męskie sygnety, grawerowane lub... z takimi wąskimi kamyczkami – westchnąłem z rozmarzeniem.

– Powinienem teraz wyjąć notatnik i zapisywać? – zrobił śmieszną minę, nachylając się nade mną.

– Masz jeszcze dużo czasu, Loubear. Z niczym się nie spieszymy, racja? Może oprócz tego, że mamy już dziecko – zaśmiałem się delikatnie.

– Już dawno przeskoczyliśmy pewien poziom – parsknął. – Zwłaszcza, że przecież seks dopiero po ślubie.

– Oh, no tak, oczywiście! Najlepiej to już w ogóle zatrzymać cnotę do ukończenia trzydziestki – powiedziałem sarkastycznie.

Raisin • Larry StylinsonWhere stories live. Discover now