30. Nawet nie próbuj mi się tu rozpłakać, bo to na mnie nie zadziała.

6.6K 291 506
                                    

- Kochanie, a pójdziemy później do McDonald's? - spytałem Louisa tonem małego chłopca, kiedy zaparkowaliśmy przed Ikeą, gdzie wybraliśmy się na zakupy po meble dla rodzynki.

- Wszystko, czego pragniesz - powiedział chłopak, odpinając swój pas i zbliżając się do mnie, by cmoknąć moje usta w przyjemnym pocałunku, który (tylko trochę) przedłużyłem. Po wyjściu z samochodu obciagnąłem nieznacznie swoją bluzę, aby jak najbardziej zakryć swój zaokrąglony brzuszek. Nawet jeśli przy najbliższych ani trochę się już go nie wstydziłem, nie chciałem narazić się na krzywe spojrzenia od obcych ludzi.

Louis od razu po zatrzaśnięciu drzwi na kluczyk podszedł do mnie, by złapać moją dłoń w tę swoją. Widziałem, że uśmiech, który mi wysłał był lekko pocieszający, więc musiał widzieć na mojej twarzy zakłopotanie.

- Po prostu nie zwracaj uwagi na innych, a oni nie będą zwracać dzięki temu na ciebie - poradził mi tuż przed tym, gdy weszliśmy do zatłoczonego, jak zresztą zazwyczaj to bywa w Ikei, sklepu.

- Loulou? Jak chcemy coś kupić skoro nie znamy płci? - spytałem cicho kierując się nadział dziecięcy.

- Przecież łóżeczko, kołyska, czy przewijak nie muszą konkretnie wskazywać na płeć dziecka - wzruszył ramionami absolutnie nie starając się mówić cicho, jakby chciał aby wszyscy mogli usłyszeć, iż wkrótce będzie ojcem. - Kolory nie muszą niczego definiować.

- To... - wskazałem na kołyskę i podszedłem do niej - podoba mi się - powiedziałem, dotykając drewna. Chłopak obejrzał uroczy mebel ze wszystkich stron, na koniec zerkając na jego cenę.

- Najpierw przejdźmy się po całym dziale, żebyśmy nie wybierali zbyt pochopnie.

Pokiwałem głową, zgadzając się z chłopakiem. Wchodząc w głąb rzeczy dla dzidziusiów coraz więcej mi się podobało. Z tyłu głowy miałem jednak myśl, że nie możemy wydać zbyt dużo pieniędzy. Musieliśmy oszczędzić jak najwięcej. Tak wyglądały przykre realia.

- Ooo, jakie to słodkie... - zagruchał Tomlinson, dotykając przelotnie kojca z poprzyczepianymi do siatki biedronkami, motylami oraz żukami.

Pisnąłem, uśmiechając się na widok ślicznych mebelków. W dodatku Louis tak pięknie wyglądał stojąc przy tych rzeczach.

Nagle zostawił kojec i podszedł do wielkiej góry pluszakow, z której coś zabrał. - Orientuj się! - zawołał, rzucając mi z szerokim uśmiechem zabawkę, którą oczywiście złapałem. Po zauważeniu, że jest to pluszowa tarantula odruchowo wypuściłem zabawkę z rąk, posyłając chłopakowi groźne spojrzenie.

- Dupek - powiedziałem niemo, nie chcąc używać brzydkich słów w miejscu publicznym. Chwyciłem zabawkę, odkładając ją na miejsce. Tymczasem w oczy rzucił mi się śliczny, biały miś. - Boże, kup mi! - wziąłem pluszaka do ręki.

- Ale wiesz, że to zabawki dla dzieci, a nie dla takich starych koni jak ty?

- Kup rodzynce! - poprawiłem się, oglądając misia z wszystkich stron. - Będę z nim spał, kiedy ciebie nie ma, a później oddam go jej - dodałem, przytulając pluszaka.

- Tu jest pełno ładniejszych misiów - odparł z rozczulonym uśmiechem chłopak. - Dlaczego akurat ten?

- Ponieważ podoba mi się, jest duuży... mięciutki i ma w sobie coś wyjątkowego. Chcę go mieć - powiedziałem, kurczowo trzymając pluszaka. - Jeśli myślisz, że go odłożę to się mylisz, więc kurwa kup mi tego misia - fuknąłem cicho.

Louis słysząc to, na końcu wybuchł śmiechem, który prędko stłumił w rękawie swojej bluzy. - Nie klnij, tutaj są dzieci wszędzie - dokuczał mi. - Ale w porządku, weź sobie tego misia.

Raisin • Larry StylinsonWhere stories live. Discover now