36. Jestem tu przy Tobie, już będzie dobrze

4.3K 258 18
                                    

– Rozumiem, długo się nad tym zastanawiałem – wyznałem obejmując chłopaka przez brzuch.

– A więc... – oczyścił gardło przygotowując się mentalnie na ciężką historię, zanim zaczął. – Jak już wiesz, mama rozstała się z ojcem, po tym, gdy ten nas opuścił i zaczęła wychowywać całą naszą piątkę na własną rękę.

– Tak, pamiętam – skinąłem głową.

– Kiedy miałem już siedemnaście lat i nasza sytuacja finansowa poniekąd się poprawiła, dzięki temu, że mogłem legalnie pracować w jakichś dorywczych pracach, mama znalazła troszkę więcej czasu na randki – przełknął ślinę. – Miała oczywiście do tego prawo i absolutnie nie przeszkadzał mi fakt, że chciała ułożyć sobie życie z kimś innym, ale... nie wybrała ona dobrze.

– N-nie? – mruknąłem. Bardzo nie chciałem, aby okazało się, że przez nowego faceta mamy Louisa, młodemu chłopakowi działa się krzywda. Przecież tyle przeżył przez swojego biologicznego ojca...

– Spokojnie, nie miał w zwyczaju bić mnie, czy też mamy – pokręcił głową. – Ale był bardzo, bardzo niemiły dla nas, ilekroć mama nie była tego świadkiem. Posyłał najmłodszym dziewczynkom okropne spojrzenia, przez które strasznie się go bały i uwielbiał mówić nam rzeczy w stylu "kiedy już się tutaj wprowadzę, wasza matka przestanie się już wami przejmować i będę dla niej najważniejszy". Rozumiesz, chciał mieć ją tylko dla siebie.

– Obrzydliwy... – szepnąłem, wtulając policzek w moje kochanie, które musiało znosić takich ludzi w swoim życiu. To okropne.

– Oczywiście nie zachowywałem się wobec niego grzecznie, co to to nie – pokręcił głową, śmiejąc się przy tym drwiąco. – Pozwalałem sobie bardzo często na różne uszczypliwości, czy pyskowanie mu, ale niestety mama była tak zaślepiona miłością do niego, że zamiast zainteresować się tym, czemu jej syn tak reaguje na tego faceta, wolała mnie wiecznie opierdalać i dawać szlabany.

Wyrwało mi się z pomiędzy warg jedynie ściszone mruknięcie. Było mi przykro, a jednocześnie poczułem złość do mamy Louisa, pomimo iż nigdy nie poznałem jej osobiście. Zacząłem nerwowo kreślić wzorki na klatce piersiowej mojego starszego chłopaka.

– W końcu nie mogłem tego dłużej wytrzymać i mając nadzieję, że przemówi jej to do rozsądku... uciekłem. Uciekłem do Zayna, którego rodzice są kurwa pieprzonymi aniołami i przez lata traktowali mnie niemal jak syna. W sumie nadal mnie tak traktują... – uśmiechnął się półgębkiem. – Pożegnałem się wtedy z dziewczynkami i pamiętam, że mówiłem im by były silne i... – zobaczyłem z przerażeniem, że w jego oczach zalśniły łzy. – Boże, żałuję tamtego dnia jak niczego innego, byłem taki samolubny i po prostu je tam zostawiłem.

Słyszałem, że był już prawie na granicy płaczu. Podniosłem się, by natychmiast złapać twarz Louisa i spojrzeć mu w wilgotne oczy.

– Lou, nie płacz, proszę – błagałem. – Nie płacz, Loubear – wycałowałem po kolei jego policzki, nos, czoło i na końcu usta. – Nie myślałeś o tym, by je odwiedzić? Lottie mi raz mówiła, że wszyscy za tobą tęsknią i cię kochają, również twoja mama.

– Skoro tak bardzo jej na mnie zależy, dlaczego nigdy nie postanowiła mnie znaleźć? – zapytał powstrzymując się ledwo od płaczu. – Były noce, kiedy zamiast spać, dosłownie błagałem Boga o to, by w końcu się mną zainteresowała, i wiesz co? – Zamrugał kilkukrotnie chcąc odgonić niechciane łzy. – Nigdy tego nie zrobiła.

– Skarbie – mruknąłem przytulając do swojej klatki piersiowej głowę szatyna całując jego czoło. – Nie mogę uwierzyć, że tyle nieszczęść stanęło na twojej drodze. Przecież jesteś tak wspaniałą osobą! To nie jest w ogóle sprawiedliwe!

Raisin • Larry StylinsonWhere stories live. Discover now