- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by do niej nie doszło - powiedziałem z udawaną pewnością siebie, jednak przez wieki kłamania nikt nie byłby w stanie odgadnąć, że nie wierzę we własne słowa.

- W to nie wątpię, mój panie. Jednakże...

- Bez obaw możesz powiedzieć o wszystkich niepewnościach - zapewniłem łagodnie, gdy w  głosie mężczyzny ponownie wyczułem zawahanie. Ten przez chwilę milczał, w końcu ciężko wzdychając.

- No dobrze - mruknął starzec, poczynając wycieranie dłoni w chustę.- Z całym szacunkiem..

- Zanim zaczniesz, czy mogę już usiąść?- zapytałem, tym samym przerywając wypowiedź Genezjusza. Ten na moment spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, po chwili jednak reflektując się i przystając na moją propozycję. Powoli podniosłem się z szezlongu, nie przejmując się lekkim bólem i nieprzyjemnym uczuciem napinania i naciągania się poranionej skóry. Gdy w końcu usiadłem na przeciwko medyka, który chwilowo zajmował miejsce na stołku tuż obok, sięgnąłem po koszulę, dotychczas wiszącą na oparciu mebla.

- Kontynuuj proszę - powiedziałem, zapinając założone okrycie.

- Z całym szacunkiem, królu, ale czy to nie poczynania króla doprowadziły do widma wojny między naszymi krainami?- zapytał nie bez krępacji starzec. I w zasadzie nie dziwiłem się. Swoimi słowami otwarcie mnie krytykował. Jednak nie przeszkadzało mi to. Tym bardziej, że sam mu na to pozwoliłem.

- Co wiesz o zdarzeniach sprzed ostatnich kilku dni?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, grając w otwarte karty.

- Czytałem raporty i twoja zastępczyni wprowadziła mnie w temat, gdy przybyła, by wezwać mnie na interwencję - wyznał.

- Czytałeś raporty?- dopytywałem, zastanawiając się, skąd miałby do nich dostęp. Bo wątpiłem, by to Odyn doprowadził medyka Helheimu do takich informacji.

- Bez urazy, wasza wysokość, ale żyję na tym świecie nieco dłużej od ciebie. I choć dalej, w przeciwieństwie do ciebie, jestem tylko niewiele znaczącym medykiem, to zdążyłem poznać niejedną istotę. Wiele z nich jest mi winna przysługę. I jedną z nich udało mi się wykorzystać właśnie w tej sprawie - słowa Genezjusza nieco mnie zaskoczyły. Lud Krainy Cienia nie słynął z zamiłowania do podróż, dlatego nie sądziłem, by którykolwiek jej przedstawiciel trafił do Asgardu. Ale jak widać, nie doceniłem potencjału moich podwładnych.

- Rozumiem - zaśmiałem się lekko.- Wnioskuję, że jesteś obeznany w całej sytuacji. Więc co twoim zdaniem doprowadziło do wywołania wojny?

- Twój atak na Odyna, władcę Asgardu, panie.

- A wiesz, dlaczego zostałem zmuszony do zaatakowania go?

- Domyślam się, że próbował zrobić ci krzywdę.

- Nie mi, lecz mojej rodzinie - sprostowałem.- Musiałem okaleczyć Odyna, by ten przez rany został odsunięty od władzy na okrągłą dobę. To był jedyny sposób, by zyskać na czasie i umożliwić Narviemu i Hel powrót do domu.

- Jak widzę, nie wyszedłeś na tym najlepiej - mruknął starzec, w żaden inny sposób nie komentując przedstawionej mu wersji zdarzeń.

- Tym akurat nie przejmuję się.

- Wierzę. Jednak pozwolisz, panie, że przejdę do sedna swojej myśli - milczeniem zmotywowałem Genezjusza do dalszego mówienia.- Jeśli to twoje działania były powodem do wywołania wojny, to z doświadczenia wiem, że szanse na uciszenie przez ciebie sprawy są nikłe.

Między nami ponownie zapanowała cisza. Widziałem, że medyk czuł się wyjątkowo nieswojo w trakcie takiej rozmowy, bo zapewne nie przywykł do takich wyznań, przynajmniej nie przede mną, jednak w pełni rozumiałem jego obawy, gdyż sam miałem podobne. Może i byłem bogiem kłamstw, może i umiałem manipulować, jednak Odyn nie był słabym przeciwnikiem, jak i wiedziałem, że Rada -delikatnie mówiąc- nie przepada za mną, więc będę miał bardzo trudne zadanie. Jednak kto miałby uratować Helheim od wojny, jak nie ja?

Bóg w krainie cieni || ZakończoneKde žijí příběhy. Začni objevovat