Umierająca wiosna

277 52 7
                                    

Od rozpoczęcia pracy minęły dwa tygodnie. Dwa wyczerpujące tygodnie. Wstawałam wcześnie, zaczynając niekiedy wykłady o ósmej. Wracałam koło czternastej, jednak moja praca się tu nie kończyła. Jako doktor, który chciał zostać na uczelni, musiałam zacząć pracować nad dorobkiem. Przy odgrzewanym ramenie pisałam kolejne artykuły i zgłoszenia na konferencje. Głos powoli wracał do normalności, szczególnie temu, że nie rozmawiałam z Tae, a pisaliśmy.

Nastał kolejny wyczekany weekend, kiedy miałam spotkać się z oppą. Zostawały nam nieszczęsne weekendy, na które czekałam z utęsknieniem.

Tae miał klucze do mieszkania, żebym nie musiała odrywać się od pracy. Siedziałam przed biurkiem zawalonym rękopisami i kronikami, z okularami na nosie i wyglądając jak chrypiące siedem nieszczęść. Wszędzie w mieszkaniu były porozklejane karteczki z datami i informacje o terminach zgłoszeń na konferencje.

Sobota rano wyglądała u mnie jak zawsze dzień wolny. Waliłam zapamiętale w klawiaturę, ze śpiącą z pyszczkiem na kolanach Bom. Usłyszałam szczęk kluczy i otwieranie drzwi.

- Cześć oppa! – powiedziałam uśmiechając się i machając. Mężczyzna podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek.

- Nabi... znowu pracujesz? – jęknął, widząc długie linijki tekstu po polsku.- Co mi obiecałaś?

- Że nie będę szaleć.- powiedziałam. Zanim dotarły do mnie moje własne słowa, minęło kilka sekund. Po tym czasie zapisałam wszystko i zamknęłam laptopa.

- Przepraszam oppa. Już się biorę w garść. Ale wyszłam już dzisiaj na zewnątrz! Z Bom!

- No, zuch dziewczynka! – roześmiał się, czochrając mi włosy jak małemu dziecku.

- Oppa!

- No co, przecież i tak jesteś nieuczesana....- chłopak najwyraźniej świetnie się bawił, próbując mnie wkurzyć. Skończyło się na bieganiu od ściany do ściany, aż przylgnęłam do pleców Tae ze śmiechem.

- Oj Nabi... Chociażbyś łaziła w tych dresach po wytwórni i tak Cię kocham.- Tae pocałował mnie w czoło, a ja się roześmiałam i wtuliłam w chłopaka. Czegoś mi jednak brakowało... A raczej kogoś. Tae zdawał się myśleć o tym samym.

- Kochanie... Z Bom wszystko okej? – zapytał, rozglądając się po pokoju. Spojrzałam na niego i powiodłam wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu suczki. Faktycznie. Bom nie biegała razem z nami mimo, że zawsze to robiła. Teraz wpatrywała się w jeden punkt leżąc na dywanie.

- Bom... Co ci?- mruknęłam, podchodząc do suczki. Pogłaskałam ją delikatnie, na co ona zaskomlała. Spojrzałam z niepokojem na ukochanego.

- No nic, tylko trzeba ją zawieść do weterynarza...- powiedział, wyciągając kluczyki.

Kiwnęłam głową i pobiegłam doprowadzić się do jako takiego porządku. Nie nakładałam nawet makijażu. Ot, przeczesałam włosy i zmieniłam ubranie.

Oppa chwycił na ręce suczkę, a ja zabrałam jej książeczkę i kocyk na którym spała.

Całą drogę siedziałam z tyłu, głaszcząc ją i mówiąc łagodnie, żeby się nie martwiła. Była dla mnie jak rodzina. Była członkiem naszej tworzącej się rodzinki, ulubienicą zespołu...

Po dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Teraz trzeba było poczekać. Usiadłam na posadce głaszcząc Bom, tak jak lubiła. Tae również nerwowo rozglądał się czekając na naszą kolej.

Wreszcie, po sporym oczekiwaniu, poproszono nas do gabinetu.

- A witam witam! Bom, prawda? Ale... szczepienie było niedawno, więc z czym państwo przychodzicie?

- Dzień dobry... Sama nie wiem panie doktorze... Rano czuła się świetne, na spacerze biegała i aportowała... Jak wróciliśmy, spała mi na kolanach i gdy tylko Tae zaczął biec, zawsze podążała za nim. A dzisiaj...? Nic! Zupełnie nic... Nawet nie podniosła pyska.- Powiedziałam szybko.

Lekarz wysłuchał tego z uwagą i zlecił zaraz kilka badań.

- Proszę przyjść za trzy, cztery godzinki. Zrobimy teraz kilka badań i dowiemy się co jej dolega.

- Ale...- chciałam już zaprotestować, jednak Tae mnie powstrzymał.

- Spokojnie, nie odjedziemy nigdzie, pójdziemy na spacer, dobrze? – zapytał łagodnie a ja kiwnęłam głową.

- Dziękuję i w takim razie czekam na telefon. – uśmiechnął się oppa, prowadząc mnie do wyjścia.

Ostatni raz dałam buziaka Bom i zniknęłam za drzwiami.

I tak rozpoczęliśmy długi spacer.

Rozmawialiśmy długo... Na różne tematy... jednak... Wciąż miałam w głowie Bom i jej cierpienie. Po dwóch godzinach wyjęczałam oppie, żeby puścił mnie wcześniej i po namowach, wróciliśmy do lecznicy.

W drodze do gabinetu spotkaliśmy lekarza Bom. Zaprosił nas do gabinetu, gdzie... leżała Bom z rurką w pyszczku.

- Panie doktorze... Co to jest?- zapytałam. Naprawdę w tej chwili miałam ochotę się rozpłakać.

Lekarz westchnął.

- Czy Bom ostatnio mało jadła? Albo dużo spała?- zapytał, a ja pokiwałam głowa.

- Bom ma problem z sercem. Wróciło schorzenie, sprzed kilku lat, to co udało nam się zaleczyć zanim Pani ją przygarnęła.

- I... co teraz? Da się to wyleczyć, prawda? – Tae również był przygnębiony.

- Wykonamy operację, jeśli Państwo się zgodzicie. Spróbujemy naprawić wadę, jednak... Jest pewne ryzyko. Bom może się nie obudzić. Jeśli jej nie zoperujemy... Szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Może dożyć starości, może jutro już nie żyć.

Zakryłam usta dłonią, a oppa natychmiast mnie objął. Podeszłam do wciąż śpiącej suczki i delikatnie pogłaskałam.

- Nabi? – Tae podszedł i zagadną mnie łagodnie.- To jaka jest Twoja decyzja?

________________________

Kolejny rozdział! <3


Studenty! Jak samopoczucie przed powrotem na Alma Mater? Ekscytacja czy może kill me please?

Trzymajcie się ciepło! <3 <3 <3

Skośnooka bajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz