[2] 23

4.6K 393 46
                                    

*LEONDRE'S POV*

Czasem kurczowe trzymanie kogoś przy sobie boli nas bardziej, niż wtedy, kiedy odpuszczamy. Dzieje się tak dlatego, że każdemu z nas trudno jest pogodzić się ze stratą kogoś bliskiego. Obawiamy się tego, iż nie poradzimy sobie bez tej osoby i zejdziemy na samo dno.

Starając się nie zranić kogoś, uciekamy się do najróżniejszych sposobów, raniąc jeszcze mocniej. W moim przypadku było trochę inaczej - ja jej nie zraniłem, tylko zniszczyłem. Z każdym słowem oraz gestem, wbijałem jej nóż coraz głębiej. Wyjęcie go i założenie plasterka nic nie zmieni, będzie tylko gorzej. Dlaczego nie potrafiłem tego zrozumieć, gdy nie było za późno?

Kiedy myślę o tym, co się stało, nie mogę uwierzyć jakim tchórzem wtedy byłem. Bałem się powiedzieć prawdę i dodatkowo usprawiedliwiałem się argumentem "to dla jej dobra". W jaki sposób miało to pomóc? Wyjechanie na pół roku bez wyjaśnienia miało być dla jej dobra? Cóż, nie wydaje mi się.

Gdybym na początku przyznał się, że terapia z psychologiem na mnie nie działa, wszystko wyglądałoby inaczej. Problem w tym, iż się bałem. Cholernie bałem się przyznać do swojej największej słabości, czyli choroby. W rzeczywistości nigdy z niej nie wyszedłem, zawsze stała za mną, jak cień. Ze wszystkich sił starałem się żyć normalnie, tak bez niej. Jednak powoli staczałem się, nie dając rady. Każdy posiłek był dla mnie katorgą i nierówną walką z samym sobą. Kochałem jedzenie, bo dawało mi zapomnieć o problemach, których było coraz więcej. Jednocześnie tak bardzo mnie odrażało. Czułem się brudny i nie patrząc na konsekwencje, chciałem się oczyścić z tego, co wydawało mi się zbędne. Zrzucenie dodatkowych kilogramów było tylko przyjemnym dodatkiem, taką moją wisienką na torcie. Czułem, że wreszcie udaje mi się coś osiągnąć. Już nie byłem przegranym, chociaż do wygranej wciąż miałem daleko.

Myślę, że powodem mojej bulimii nie był wygląd. Przyczyna leżała gdzieś głębiej. Starannie ją zakopałem, żeby nikt nie mógł po nią sięgnąć. To była tylko i wyłącznie moja sprawa, a przynajmniej tak mi się zdawało. Wszystko się zmieniło, gdy moja choroba uderzyła w bliskie mi osoby. Bolało ich to, że się niszczę. Naprawdę nie chciałem widzieć ich smutku, ale nie umiałem przestać. Kiedy raz spróbujesz zwycięstwa, nie możesz tak po prostu przegrać. Dlatego coraz bardziej się napędzałem, równocześnie jeszcze dokładniej ukrywając to, co robię. Myślałem, że mimo wszystko, nadal mam kontrolę nad sobą i to dodawało mi motywacji.

W moim przekonaniu byłem już wystarczająco silny, więc teoretycznie mogłem odpuścić. Naprawdę bardzo chciałem to zrobić, szczególnie ze względu na Katherine, z którą też było źle. Chciałem jej pomóc. Jednak, aby to zrobić, musiałem być zdrowy, więc próbowałem się zatrzymać. Ku mojemu zdziwieniu, w tej grze nie było pauzy. Nie mogłem zwolnić i wyjść na prostą, chociaż się starałem.

Dlatego w czerwcu zeszłego roku, zamiast pójść ze mną na cotygodniową wizytę u psychologa, mama zaprowadziła mnie do psychiatry. Natomiast ten dał mi skierowanie do szpitala psychiatrycznego, gdzie miałem spędzić cztery kolejne miesiące swojego życia.

W tamtym momencie zawalił się cały mój świat. Sądziłem, że to tylko głupi żart albo sen, z którego się za chwilę obudzę. Przecież to niemożliwe. Niestety była to rzeczywistość, a ja musiałem się z nią pogodzić.

Hejka ;)

Powoli zbliżamy się do 90k! Jeśli dobijemy 100k do końca wakacji, spełni się moje marzenie!

Also, mam dla was niespodziankę, o której dowiecie się jutro 💜

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz