[2] 18

5.1K 379 109
                                    

*KATHERINE'S POV*

Następnego dnia budzę się z silnym bólem głowy, który nie chce minąć. Siadam na łóżku, bo jak na razie nie mam siły, aby z niego wstać.

Pocieram palcami skroń, mając nadzieję, że za chwilę poczuję się lepiej. Dopiero teraz wczorajsze wydarzenia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. Nawet nie martwi mnie tak bardzo rozmowa z Leondre zaraz po wyjściu z pizzeri. Coś innego zajmuje moje myśli.

Słyszę pukanie do drzwi, a kilka sekund po tym, do pokoju wchodzi Charlie, trzymając kubek w dłoni.

- Dzień dobry - uśmiecha się szeroko, na co nie pozostaję obojętna i też robię to samo. - Wyspałaś się? - podaje mi gorący napój.

- Nie za bardzo - wzdycham i odkładam naczynie na szafkę nocną.

Podnoszę się z materaca, następnie podchodząc do szafy. Kiedy wybieram z niej ubrania, cały czas czuję na sobie wzrok blondyna, więc odwracam się do niego. Ten udaje, że nie wie, o co mi chodzi, a ja marszczę brwi.

- Mógłbyś przestać się na mnie gapić? - podpieram rękę na biodrze. - Moje spodenki są krótkie, ale bez przesady!

- Masz zły humor - zauważa. - To po wczoraj?

- Nie wiem, Ellie nie daje mi spokoju...

Znowu odwracam się do szafy, z której wyciągam zestaw na dziś. Koszulka, jeansy, bluza - wszystko czarne.

- Chodzi o to, że nazwała Cię szmatą? - dopytuje Lenehan.

- Zapomniałam już o tym - śmieję się cicho. - Okay, idę się ubrać - informuję i kieruję się w stronę łazienki.

- Pospiesz się, to Cię podwiozę do szkoły!

Zamykam się w pomieszczeniu i spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Przyglądam się niebieskim tęczówkom.

Ella ma zielone oczy...

Nagle dociera do mnie, że faktycznie już wcześniej ją widziałam, jeszcze zanim Leo wyjechał.

Jak mogłam na to nie wpaść? Przecież to oczywiste.

- Charlie! - odkluczam drzwi i wybiegam z łazienki.

W pokoju nie znajduję chłopaka, więc zbiegam po schodach na dół. Jest na korytarzu i zakłada buty.

- Gdzie idziesz? - dziwię się.

- Muszę odśnieżyć podjazd i samochód, jeśli chcemy gdziekolwiek wyjechać.

- A co powiesz na wycieczkę do Cardiff? - przytulam się do chłopaka. Jestem o wiele niższa, dlatego muszę podnieść głowę do góry, żeby spojrzeć w jego oczy.

- Twoja mama mnie chyba zabije, przecież masz lekcje!

- To akurat jest ważniejsze, serio - próbuję go jakoś przekonać. - Zawsze mogę pojechać sama, ale...

- Nie puszczę Cię tam samej podmiejskim autobusem, bez przesady - odpuszcza.

Wspinam się na palce, aby dosięgnąć jego policzka, który całuję.

- Jesteś kochany, wiesz?

- Mogę chociaż wiedzieć, po co tam jedziemy?

- Wyjaśnię Ci po drodze, a najpierw pójdę się ogarnąć.

***

Odrzucam kolejne połączenie od Devriesa i chowam telefon do torebki. Przenoszę wzrok na widoki za oknem. Całe białe od śniegu pola są naprawdę piękne.

- Musimy zatrzymać się na stacji, bo zapomniałem zatankować do pełna przed wyjazdem - przerywa ciszę Charlie.

Odrywam się od szyby i patrzę na chłopaka. To może zabrzmieć dziwnie, ale lubię go oglądać. Sprawia wrażenie, jakby każdy jego ruch miał w sobie trochę pasji. Nie wiem, jak to opisać. Po prostu on cały jest jedną wielką sztuką, na którą można patrzeć godzinami. Jednocześnie nie jest arogancki, tylko skromny, czuły i spokojny. Kiedyś na pewno taki nie był, odkąd jesteśmy razem zmienił się zdecydowanie na lepsze.

Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu, co oznacza, że Leondre nadal próbuje się do mnie dodzwonić. Wpatruję się na wyświetlacz i zastanawiam się, czy tym razem odebrać. W końcu naciskam na zieloną słuchawkę.

- Tobie chyba nigdy się nie znudzi - stwierdzam.

- Chciałem dowiedzieć się, gdzie jesteś - tłumaczy ze śmiechem.

- Gdzieś na drodze - uśmiecham się pod nosem. Zerkam na Charliego, który wydaje się być lekko podirytowany.

- A dokładniej?

- W samochodzie.

- Czyli specjalnie zostawiłaś mnie na pożarcie facetki od matmy - mówi całkiem poważnie, na co parskam śmiechem. - Bawi Cię cudze nieszczęście?

- Twoje tak, skarbie - gryzę się w język, gdy orientuję się, że użyłam tego słowa przy swoim chłopaku.

Obserwuję reakcję blondyna, ale ten wygląda tak, jakby niczego nie słyszał.

- Słuchaj, mam sprawę - mówię po chwili.

- Dla Ciebie wszystko, Kath.

Nie podniecaj się tak.

- Podaj adres swojej cioci z Cardiff.

- Czyli jedziemy tam ze względu na Leondre? - wtrąca się Lenehan.

Sądząc po jego głosie, jest nieźle wkurzony. Nie dziwię się mu, ponieważ faktycznie zapomniałam o tym wspomnieć.

- Tak, wyjaśnię Ci później - próbuję jakoś załagodzić sytuację.

- Wcześniej mówiłaś to samo.

Zakrywam dłonią słuchawkę i zwracam się do chłopaka:

- Ugh, tu chodzi o Twojego przyjaciela, Charles.

- Tak, ale są pewne granice, które Ty przekraczasz. Powinnaś wiedzieć, jaka jest różnica między przyjacielem a kimś więcej! - podnosi głos.

Nienawidzę, gdy ktoś na mnie krzyczy.

- Ja tylko chcę wiedzieć, gdzie można znaleźć jego ciocię, okay? - wyjaśniam prawie szeptem.

- Cokolwiek, Katherine.

Od dzisiaj rozdziały prawdopodobnie nie będą pojawiać się codziennie, bo przestaję się wyrabiać z pisaniem ich

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz