33 ✔️

7.2K 444 107
                                    

LEONDRE

Obserwuję śpiącą Katherine i stwierdzam, że jeśli nie odwrócę wzroku, to faktycznie tego pożałuję.

Po wyjściu z galerii zaproponowałem, abyśmy poszli do mnie, na co dziewczyna jakimś cudem się zgodziła. Najpierw oglądaliśmy powtórkę jakiegoś teleturnieju, który uwielbia, a gdy wyszedłem z pokoju na dosłownie pięć minut, by zrobić nam herbatę, ona już spała.

Odgarniam pasmo włosów, które weszło jej na twarz i uśmiecham się do niej, szepcząc cos niezrozumiałego. Niestety przerywa mi sygnał przychodzącego połączenia, więc sięgam po swój telefon, który leży na stole.

     - Hej, Stephanie - witam się z dziewczyną.

     Na moment uderzają we mnie wyrzuty sumienia, jednak znikają tak szybko, jak tylko spoglądam na śpiącą Katherine.

- Coś się stało, że dzwonisz? - pytam, choć nie jestem zainteresowany rozmową z nią.

- Chciałam pogadać ze swoim chłopakiem. To nie jest zabronione.

Przewracam oczyma i w duchu cieszę się, że nie może tego zobaczyć. Najchętniej bym się rozłączył, ale nie pozwala mi na to obecna sytuacja.

- Oczywiście, że możesz, kochanie - przechodzę na łagodniejszy ton, ponieważ mimo wszystko nie chcę zrobić jej przykrości, a ona zadziwiająco łatwo się denerwuje.

- Dzwoniłam wcześniej, ale nie odebrałeś.

- Nie zdążyłem.

- Dzwoniłam trzy razy.

Wiem, że właśnie mnie przyłapała, lecz, zamiast się przyznać, postanawiam rozegrać to inaczej, bo za wszelką cenę nie może dowiedzieć się, gdzie tak naprawdę byłem.

- Pojechałem do Charliego. Nagrywaliśmy nowy cover.

- Będę mogła usłyszeć go przedpremierowo? - śmieje się cicho, a ja mimowolnie się uśmiecham.

- Tak, usłyszysz go jako pierwsza - obiecuję.

Stephanie zaczyna o czymś mi opowiadać, jednak wyłączam się ze słuchania i spoglądam ponownie na Katherine, która zdążyła przewrócić się na drugi bok. Czuję się jak oszust, jednocześnie na nią patrząc i rozmawiając z własną dziewczyną.

- Abby uważa, że powinnam z tobą zerwać dla własnego dobra - wyrywa mnie z zamyślenia. - Ale to suka. Nie wie co mówi.

- Zgadzam się - wymyślam byle jaką odpowiedź, licząc na to, że trafiłem dobrze.

- Z nią czy ze mną?

Marszczę brwi i zakrywam głośnik telefonu, kiedy Katherine zaczyna mruczeć coś pod nosem. Wstaję z łóżka i podchodzę pod parapet, na którym siadam.

- A co mówiłaś? - wyciągam papierosa z paczki i zaczynam obracać go w palcach. - Coś nam przerwało.

Lub ktoś, ale o tym przecież nie musi wiedzieć.

- Nie widzisz tych maślanych oczek tej całej Kathriny?

- Katherine.

- Wszystko jedno - stwierdza, a ja spoglądam na sufit i wkładam fajkę między zęby. Szukam wzrokiem zapalniczki, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć. W końcu poddaję się i wyrzucam papierosa za okno. I tak nie miałem ochoty zapalić. - Nie wydaje ci się to śmieszne?

- Śmieszne? - powtarzam po niej.

- Albo żałosne.

- Mam wrażenie, że mi nie ufasz.

- Trudno ci zaufać, kiedy zadajesz się z kimś takim, a mnie poświęcasz coraz mniej czasu.

- Byliśmy ostatnio w kinie.

- Nie, przełożyłeś to.

- Serio? - pytam, autentycznie zaskoczony, jednak po jakimś czasie przypominam sobie, że poszedłem wtedy do skateparku, gdzie znalazła mnie Katherine. - Och.

- Cokolwiek, Leo - wzdycha. - Po prostu zacznij poświęcać mi swój wolny czas. Albo przestań się z nią spotykać.

Spoglądam na leżącą na moim łóżku dziewczynę. Przysięgam, że w tym momencie czuję się, jakbym zdradzał naszą przyjaźń i przekreślał wszystko to, co wspólnie przeżyliśmy.

- Przemyślę to i odezwę się później - nie czekając na odpowiedź, rozłączam się.

KATHERINE

Gdy otwieram oczy, mogę stwierdzić, że na pewno nie jestem u siebie. Przeciągam się, przy okazji rozglądając po pokoju i zastanawiając, czy kiedyś już tu byłam.

Nie muszę czekać na odpowiedź, bo w zasięgu wzroku pojawia się Leondre. Odsuwam od siebie koc i siadam na materacu.

- Obudziłaś się - uśmiecha się w moją stronę, a ja mogę odetchnąć z ulgą, bo nie porwał mnie i nie sprzedał moich organów za granicę.

- Zaraz. Gapiłeś się na mnie, gdy spałam? - zadaję pytanie, które okazuje się być strzałem w dziesiątkę, bo chłopak spuszcza wzrok na podłogę.

Przez chwilę panuje między nami naprawdę niezręczna cisza, a ja nie wiem, co powinnam zrobić. Czuję nagłą potrzebę wyjścia stąd.

- Pójdę już - wkładam ręce do kieszeni spodni. - Dzięki za nocleg.

Nie czekając na to, aż cokolwiek powie, po prostu wychodzę z pokoju i idę do przedpokoju, gdzie zostawiłam buty. Wkładam je na nogi i gdy już mam je wiązać, blondyn się odzywa:

- Mogę Cię odprowadzić? - spogląda mi w oczy, przez co głupio mi odmówić. - Proszę.

- Jak chcesz - poprawiam sznurówki i wstaję z podłogi.

Do końca drogi do mojego domu nie odzywamy się do siebie, a atmosfera między nami jest ciężka. Z niewiadomych dla mnie powodów postanawiam to zmienić, jakby od tego zależało również moje samopoczucie przez resztę dnia.

- Możliwe, że już nie jestem zła.

- Możliwe?

- Nie wiem, a jestem? - droczę się z nim. Kątem oka widzę, że przygryza wargę i przyspiesza kroku. - Hej, zaczekaj!

W pewnym momencie się zatrzymuje, a ja wpadam na jego plecy. Odwraca się przodem do mnie i posyła mi szeroki uśmiech. Cofam się o krok, trochę tym przytłoczona. Gdy tylko to widzi, łapie mnie za dłoń i spogląda mi w oczy.

- Spokojnie.

- Jestem spokojna.

- Nic ci nie zrobię. Przysięgam.

- Wiem, ja tylko... - urywam, wiedząc, że to, co zamierzam powiedzieć, nie ma sensu.

Nie mogę cały czas żyć strachem, że za każdym razem, gdy jest zbyt blisko, to chce mnie uderzyć. Dlatego nie mówię już nic i przez resztę drogi milczymy.

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz