34 ✔️

6.8K 427 115
                                    

TW - zaburzenia odżywiania

     Siedzę w kuchni i uważnie obserwuję śniadanie, które przed chwilą postawiła mi przed nosem mama. Przełykam ślinę na widok płatków z mlekiem, jednak mimo bólu brzucha, szybko obliczam w głowie, ile kalorii może mnie to kosztować. Ostatecznie stwierdzam, że więcej, niż mogę sobie na to pozwolić.

     Wykorzystując chwilową nieuwagę mamy, wstaję od stołu i wylewam zawartość miski do zlewu, po czym wkładam ją do zmywarki. Ściska mi się żołądek na samą myśl, że znowu to robię i nawet nie mam nad tym kontroli. To się po prostu dzieje.

     - Możemy porozmawiać? - zatrzymuje mnie głos kobiety.

     - Spieszę się na lekcje - próbuję jakoś się wykręcić, ponieważ wiem, co za chwilę nastąpi. Przerabiałyśmy to setki razy. Nie muszę się nawet domyślać, jaki będzie tego efekt.

     - Siadaj, wypiszę ci usprawnienie - wskazuje na krzesło, a ja niechętnie wykonuję jej polecenie. Wolałabym być teraz gdziekolwiek, byle nie tutaj.

     Przenoszę wzrok na swoje palce i zaczynam im się przyglądać tylko po to, aby nie musieć patrzeć jej w oczy. Wiem, że znów ją zawiodłam. Nie musi mi o tym przypominać nawet spojrzeniem. Gdybym mogła, za wszelką cenę unikałabym takich sytuacji, ale poniekąd nie mam teraz wyboru. I nigdy nie miałam.

- Znowu mnie okłamałaś.

- Nie, mamo - staram ukryć swoje zdenerwowanie, choć mój głos mnie zdradza.

Nie potrafię w takich chwilach zachowywać spokoju, bo jeszcze nie jestem zepsuta do szpiku kości. Przede wszystkim mam świadomość, że niczego sobie nie ułatwiam. Jednak jakaś siła pcha mnie dalej w kłamstwa, które nigdy tak naprawdę się nie kończą. Przez to po raz kolejny ląduję uwięziona we własnej pułapce.

- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego znów mi to robisz? - pyta, wstrzymując łzy. Jednak w jej głosie wcale nie słychać, by była wściekła na mnie, tylko na siebie. - Nie możesz mi już nawet spojrzeć w oczy. Własnej matce.

Chciałabym powiedzieć wiele. Na końcu języka mam tysiąc zaprzeczeń, ale w końcu się poddaję i kręcę głową na znak, że nie wiem o czym do mnie mówi.

- Katherine.

Tym razem nie rozkłada ramion, abym mogła się do mnie przytulić. Podnoszę na nią wzrok, a ona stoi i wpatruje się w ścianę za mną, przygryzając wargę, jakby to miało powstrzymać ją od szlochu. Bezskutecznie.

- Chcę ci pomóc - mówi dalej. - Ale nie mogę. Nie wtedy, kiedy patrzysz mi w oczy i kłamiesz. Nie mogę tego znieść. Po prostu nie daję rady.

- Nigdy nie prosiłam cię o pomoc - przypominam, mimo że obie mamy tego świadomość. To ona zawsze wychodziła z inicjatywą. Ja mogłam tylko się przyglądać, bo nic nigdy nie było moją dobrowolną decyzją. Może właśnie dla tego nadal zataczam to koło.

- Każdy czasem potrzebuje pomocy.

- Co jeśli jej nie chcę? - dopóki nie wypowiadam tych słów, nie zdaję sobie sprawy z tego, że brzmię dokładnie jak on. Dałam mu wybór, zostawiając go wtedy w łazience, i tego pożałowałam. - Nigdy tego nie zrozumiesz. Nie byłaś na moim miejscu i nie-

     - Widziałam coś gorszego - przerywa mi. - Widziałam ciebie, swoje jedyne dziecko. Jeśli nie chcesz wyzdrowieć, umierasz.

     Przełykam ślinę, chcąc coś powiedzieć, lecz dociera do mnie, że nie mam już co.

- On mnie rozumie - wypalam nagle.

- On? - unosi brwi.

Domyślam się, co chce powiedzieć, jednak na moje szczęście się powstrzymuje. Zamiast tego jej wzrok zatrzymuje się na jakimś punkcie za oknem.

- Znasz go? - pyta, wskazując na kogoś palcem.

     - Kogo?

     - Tego chłopaka, który stoi przed naszym domem.

Bez słowa wybiegam na korytarz. Otwieram drzwi, za którymi mogę zobaczyć Devriesa. No tak, jeszcze jego tu brakowało.

- Co to było? - wypominam mu, chyba po raz setny, kiedy siedzimy już w moim pokoju.

Wcześniej uciął sobie swobodną pogawędkę z moją mamą, którą najwyraźniej owinął sobie wokół palca, bo zapomniała o naszej kłótni i wypytywała go o wszystkie szczegóły z mojego życia, tak, jak kiedyś Nicka. On tylko uśmiechał się zadziornie, odpowiadając półsłówkami i co chwilę na mnie spoglądał. Miałam wrażenie, że zapadnę się pod ziemię, dopóki nie udało mi się go zaciągnąć na górę.

- Nie wiem o czym mówisz - wzrusza ramionami i wraca do przeglądania czegoś na telefonie.

- Nie wiesz o czym mówię? - prycham i zabieram mu z ręki jego własność.

- Oddaj mi go.

- Najpierw normalnie ze mną porozmawiaj - nalegam, na co on wzdycha i w końcu kiwa głową. - Po co tu przyszedłeś?

- Tak bardzo chcesz wiedzieć? - dziwi się, ale ja nie mam żadnych wątpliwości. Narobił mi problemów, więc mam nadzieję, że ma chociaż dobrą wymówkę. - Nie miałem gdzie pójść, a we własnym domu nie mogłem wytrzymać.

- Dlaczego?

- Zerwałem z nią.

Przełykam ślinę, próbując jakoś przetrawić tę informację. Nie tego się spodziewałam.

- Przykro mi - mówię, choć wcale nie jest mi przykro.

- Nienawidziłaś jej - przypomina mi, jakby to miało cokolwiek zmienić. - Liczyłaś na to od momentu, kiedy ci ją przedstawiłem.

- Nie będziemy o tym teraz rozmawiać, Leo.

- Dobrze - odbiera mi swój telefon i wychodzi z pokoju, pomimo mojego protestu. Idę za nim.

Zbiegam po schodach na korytarz, kiedy chłopak kończy tłumaczyć coś mojej mamie i opuszcza dom.

- Nie zachowuj się jak dziecko! - krzyczę za nim, choć pewnie już tego nie słyszy.

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz