13 ✔️

9K 508 81
                                    

TW - rozdział zawiera scenę przedstawiającą napad bulimiczny

     Po powrocie do domu kieruję się od razu do kuchni. Otwieram lodówkę, z której wyciągam kilka przypadkowych produktów. Kiedy zamykam drzwi, orientuję się, że tuż obok stoi moja mama ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Wzdycha, widząc ilość rzeczy, jaką wybrałam.

     - Zamierzasz to wszystko zjeść? - marszczy brwi, kiedy siadam z jedzeniem do stołu.

     - Jestem głodna, więc jem - wzruszam ramionami i otwieram jogurt truskawkowy. Myślę tylko o tym, jak mocno ściśnięty jest mój żołądek. - Sama powiedziałaś, że nie powinnam się ograniczać.

     - Nie ja, tylko lekarz - zwraca mi uwagę. Obserwuję, jak podchodzi do stołu, zabiera litrowe pudełko lodów i wkłada je z powrotem do zamrażarki. - Nick uwa-

     - Mam go gdzieś - przerywam jej. - To hipokryta. Najpierw każe mi jeść, a gdy w końcu to robię, od razu zmienia zdanie i sprawia, że mam ochotę zwymiotować wszystko co zjadłam. Niech się, kurwa, zdecyduje.

     - Nie podnoś na mnie głosu!

     - Nie podnoszę, mamo - odpowiadam, sama zdziwiona własnym spokojem. - Po prostu nie wierzę, że słuchasz się Nicka w tej sprawie. Nie obchodzi go moje zdrowie. Chce tylko upewnić się, że poprzesz jego stronę w każdej naszej kłótni. Ale ty zrobiłabyś to i tak, nawet gdyby był agresywny i mnie bił.

- Jesteście razem naprawdę długo. Na pewno nie może być między wami aż tak źle.

     Mam ochotę powiedzieć jej, że zerwanie z nim jest tylko kwestią czasu, ale hamuję się, ponieważ mam uzasadnione obawy, że mu o tym opowie.


Nie mogę się powstrzymać, więc zaczynam jeść więcej, korzystając z okazji, że mama poszła do siebie na górę. W końcu orientuję się, że wepchnęłam sobie do ust już całe pudełko lodów, które ponownie wyciągnęłam z zamrażarki. Trochę mnie mdli, ale czuję się jak w transie i po prostu nie mogę przestać. Nie mam pod kontrolą nawet własnych nóg, bo mimowolnie wstaję od stołu i podchodzę do szafek kuchennych. Wyciągam tabliczkę czekolady, jednak na jej widok robi mi się niedobrze i zaciskam powieki. Jeszcze przed przeprowadzką czekolada była najczęstszą rzeczą, którą zjadałam w czasie napadów głodu. Dlatego teraz kojarzy mi się tylko z czymś zakazanym - z tą częścią mnie, która siedzi zakopana gdzieś w środku i której najbardziej się obawiam.

Przenoszę się na kanapę w salonie. Tam kończę czekoladę i sięgam po butelkę coli, choć doskonale wiem, że mój żołądek nie wytrzyma takiej ilości jedzenia. Zależy mi, by jak najmniej inwazyjnie wywołać wymioty, więc decyduję się właśnie na gazowany napój. Gdy kończę pić, biegnę do łazienki. Pochylam się nad toaletą i wkładam trzy palce do gardła. Udaje się niemal natychmiast. Pozbywam się wszystkiego, co przed chwilą zjadłam, a następnie spuszczam wodę. Szybko myję ręce i zęby. Spieszę się, ponieważ nie chcę, aby nakryła mnie mama, która jest teraz w pomieszczeniu obok. Jednak (na moje nieszczęście) i tak to robi. Przypadkiem wchodzi do łazienki akurat wtedy, kiedy wycieram sobie dłonie ręcznikiem.

- Wszystko dobrze? - uśmiecham się do niej sztucznie, doskonale wiedząc, że zostałam przyłapana.

- Odpuść sobie - podchodzi do umywalki. Stajemy twarzą w twarz. - Słyszałam.

- To był błąd, ale już się nie powtórzy.

     Wolę nazwać słabość błędem, ponieważ błąd przynajmniej da się jakoś usprawiedliwić. A nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to wszystko - od początku do końca - jest moją winą.

- Jak mam ci znowu ufać? Szczególnie po tym wszystkim, przez co przechodziłyśmy przez ostatnie lata, Katherine. Nie mogę. Po prostu nie mogę.

Nie mam serca spojrzeć jej w oczy. Dlatego spuszczam wzrok na podłogę, mając nadzieję, że ta chwila zaraz minie. Zaciskam powieki, usiłując zatrzymać łzy.

     Ląduję wraz z mamą w poczekalni, czekając na swoją kolej. Sam fakt, że jestem zmuszona zmienić psychiatrę, sprawia, że denerwuję się jeszcze bardziej. Mam ochotę wyjść na zewnątrz i zapalić, ale w tym momencie jest to niemożliwe, więc zamiast tego wyłamuję sobie palce, starając się uspokoić.

     - Jeśli nie będzie ci pasowała, znajdziemy kogoś innego - mama kładzie dłoń na moim kolanie. Dopiero wtedy orientuję się, że także trzęsą mi się nogi.

     Nie zdążam odpowiedzieć, bo otwierają się drzwi do gabinetu. Wychodzi z niego chłopak, który niemal od razu posyła mi nienawistne spojrzenie. Marszczę brwi i przenoszę wzrok trochę niżej - na jego podwinięte rękawy i świeże blizny na rękach, które najwyraźniej chce zaprezentować wszystkim w poczekalni. Szybko odwracam spojrzenie, ponieważ mam wrażenie, że gapiąc się, naruszam cząstkę jego prywatności.

     - Na pewno poradzisz sobie sama? - upewnia się mama.

     - A mogę się jeszcze wycofać? - wymuszam uśmiech i wchodzę do pomieszczenia.

     Zamykam za sobą drzwi, uprzednio witając się z kobietą, która posyła mi przyjazne spojrzenie. Gdy tylko siadam na wskazanym przez nią miejscu, od razu rzuca mi się w oczy obraz zawieszony na ścianie naprzeciwko. Przedstawia półnagiego mężczyznę z puszką coli zero w dłoni.

     - Podobno młodzież się przy tym uspokaja - wyjaśnia, zauważając moją reakcję. - Wygląda trochę jak młody Matt LeBlanc.

     - Z której strony?

     Samatha Floyd, jak głosi plakietka przypięta do jej koszuli, spogląda na mnie, gdy tylko kończy porządkować dokumenty.

     - Jak się mam do ciebie zwracać? Katie? Kath? Kat?

     - Wystarczy Katherine - poprawiam się na siedzeniu.

     - Dobrze - poprawia okulary. - Opowiedz mi o sobie, Katherine.

     - Jeżeli można, wolałabym od razu przejść do rzeczy. Chociaż nie wiem, czy usłyszę od pani cokolwiek nowego.

    - Uważasz, że nie zasługujesz na pomoc, bo twój problem jest, wybacz mi to stwierdzenie, „mniej ważny"? - robi cudzysłów w powietrzu.

     - Nie.

     - Z tego, co wyczytałam z twojej dokumentacji, przeszłaś przez bulimię i cierpisz na stany lękowe.

     - Stany lękowe już minęły - uściślam. - Zaburzenia odżywiania też mam za sobą. Terapia pomogła.

     - Nie sądzisz, że to dość daleki osąd? To wszystko minęło czy na chwilę ustało?

     Po sposobie, jakim na mnie patrzy, wnioskuję, że oczekuje, że chociaż kiwnę głową. Jednak nie jestem w stanie przyznać jej racji.

     - W porządku. Zostawmy to - zgadza się. - Może opowiesz mi, kogo poznałaś po przeprowadzce?

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz