37 ✔️

6.5K 425 32
                                    

     LEONDRE

     - Jednak potrafisz się uśmiechać - mówię, gdy wracamy po szkole do swoich domów.

     Staram się udawać, że wcale nie widzę, jak pali. To jeden z nawyków, które muszę w niej zaakceptować, chociaż niekoniecznie mi się podobają. Jednak, kiedy wypuszcza dym z ust, nie mogę się powstrzymać i zastanawiam się, czy Nick też się na nią tak patrzył, gdy paliła. Pewnie tak. Pewnie widział ją w każdej możliwej sytuacji i znał każdy zakamarek jej myśli.

     - Kto powiedział, że nie umiem?

     Długo zastanawiam się, jak zacząć, choć już od dawna mam w głowie pewien zarys. I mimo świadomości, że to, co zamierzam zrobić, jest w tej chwili najsłuszniejszą z opcji, mam pewne wątpliwości. Wiem, że nie powinienem stać z boku. Muszę zareagować, bo ona na moim miejscu zrobiłaby to samo. Ale z drugiej strony, jednym nieostrożnym ruchem mogę wszystko popsuć. Dlatego nawet sam się dziwię, kiedy ostatecznie decyduję się znowu odezwać.

    - Trudno się uśmiechać, kiedy ciągle się kłamie.

     Wiem, że nie chce słyszeć ode mnie tych słów, ale muszę to powiedzieć, zanim będzie za późno. Tak długo dbała o mnie, że zapomniała zadbać o siebie.

     - Niczego przed tobą nie ukrywam. Jesteś przewrażliwiony - wzrusza ramionami i przyspiesza kroku, nie czekając na mnie. Potwierdza to tylko słuszność tego, co powiedziałem.

     - Więc co z twoją mamą? Dlaczego ciągle się kłócicie? - łapie ją szybko za rękę, aby nie odeszła. Gdy chwytam ją za nadgarstek, papieros spada jej na ziemię, więc poluźniam uścisk. Nie chcę, żeby się mnie bała.

     Spoglądam jej w oczy i widzę w nich coś, czego zdecydowanie nie chciałem zobaczyć. Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, lecz mnie uprzedza.

     - Nie przeginaj.

     - Nigdy o tym nie wspominałaś.

     - Może nie ma o czym - uśmiecha się smutno i idzie dalej, odpychając mnie w stronę krawężnika. Coś w jej głosie każe mi nie odpuszczać, więc doganiam ją.

     - Nie dam ci spokoju, Parker.

     - Masz słabe wyczucie, Devries. Chyba nie wiesz, kiedy wypadałoby się zamknąć.

- Więc kiedy wypada się zamknąć?

- Właśnie teraz.

     Przez chwilę idziemy w ciszy, aż w końcu docieramy do skrzyżowania. Powinna iść w prawo, ale jakimś cudem zatrzymuje się i spogląda na mnie wyczekująco. Stoimy tak blisko siebie, że mogę wyczuć jej słodkie perfumy. Nieświadomie obniżam wzrok na jej usta, pomalowane czerwoną pomadką. Rozchyla je, jakby chciała wykonać jakiś ruch, a ja - widząc to - przełykam ślinę. Mógłbym położyć jedną dłoń na jej policzku, a drugą na karku. Mógłbym zrobić jeszcze jeden krok do przodu. Mógłbym ją nawet pocałować. Serce zaczyna mi bić mocniej, gdy przygryza wargę i ostatecznie się odsuwa. Kiwam głową na znak, że rozumiem. Wybrała rozsądniejszą opcję.

     - Gadałem dzisiaj z Charliem. Pytał o ciebie - zagaduję, nie potrafiąc znieść ciszy między nami. Dopiero później orientuję się, że to niezbyt wdzięczny temat, ale jest za późno, by się wycofać. - I chce się spotkać.

Oczywiście, że z nim nie rozmawiałem. Nie odzywa się do mnie, odkąd kazałem mu się zamknąć, kiedy spytał o prawdziwy powód zerwania ze Stephanie. Zrobiłem to dla jego dobra, bo jestem pewien, że nie chciałby usłyszeć odpowiedzi. Ma za miękkie serce.

- Wiem, jesteśmy umówieni na spotkanie.

- Jesteście umówieni - powtarzam, jakbym nie mógł przetworzyć tych słów. Dziewczyna przystaje na chwilę, zdaje się, że tylko po to, by spojrzeć na mnie z litością. Wywracam oczyma, bo wiem, że tylko mnie podpuszcza. - Nie, nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś.

- Zależy o czym pomyślałeś.

     - Nie obchodzi mnie z kim się spotykasz. Nie o tym chciałem pogadać.

     - Dziwnym trafem rozmowa z tobą zawsze sprowadza się do jednego. Jesteś chorobliwie zazdrosny, mimo że jeszcze niedawno sam zaproponowałeś mi przyjaźń.

     Mógłbym powiedzieć o niej dokładnie to samo, ale się powstrzymuję.

     - Idziemy? - pytam, chcąc zmienić temat.

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz