17 ✔️

7.4K 487 76
                                    

Przez następne dwa dni nie pojawiam się w szkole, aż w końcu nadchodzi weekend, który również zamierzam spędzić samotnie w pokoju, rozmyślając nad tym wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu. Jednak moje plany krzyżuje Jess, ponieważ jakimś cudem dowiaduje się o wszystkim i w sobotę wieczorem staje przed moim domem. Nie mam ochoty nigdzie iść, ale sądząc po jej spojrzeniu, już podjęła decyzję.

    Nawet nie jestem zaskoczona, kiedy zatrzymujemy się ponownie na Tudor Street - przy tym samym domu, w którym całkiem niedawno odbyła się impreza, z której musiałam odebrać Nicka. Na widok schodów, przy których rozmawiałam wtedy z Leo, znów tracę odwagę i marzę tylko o tym, aby zawrócić.

     - Nie ma mowy - sprzeciwia się dziewczyna, jakby czytając mi w myślach. Patrzę na nią zrezygnowana, ale niestety nie ulega pod moim spojrzeniem. - Pierwszy raz od dawna nie musisz się martwić żadnym chłopakiem. Jesteś wolna. Niezależna. Wiesz co to znaczy?

- Mogę robić to, co chcę, czyli wrócić do domu i do nikogo się nie odzywać?

- Nie. Nie. I jeszcze raz nie! - kręci głową, jakby nie mogła uwierzyć, że nie podzielam jej poglądów. - Jesteś wolna, ale siedzimy w tym razem. Nie pozwolę ci się zamartwiać i zapijać smutków. Jeśli pijesz, to ja piję z tobą. Musimy to oblać, Katherine!

     - Ledwo znam tego całego...

     - Dylana - podpowiada.

     - Właśnie - przyznaję jej rację. - Nawet nie jesteśmy zaproszone. Nie możemy tak po prostu tam wejść.

    Parska śmiechem, jakbym powiedziała najzabawniejszą rzecz, jaką dzisiaj usłyszała, a potem bierze mnie za rękę.

     - To urocze - ciągnie mnie w stronę drzwi, przez co prawie potykam się o własne nogi. - Może nie jest za późno i jeszcze zdążę cię zepsuć.

     Ostatecznie się poddaję i pozwalam jej poprowadzić. Gdy tylko udaje nam się wejść do środka, Jess od razu zaczyna witać się z ludźmi, których nawet nie znam z widzenia. Stoję obok niej, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić.

     - Może poczekam na zewnątrz - chcę powiedzieć, lecz nie zdążam, ponieważ ktoś łapie mnie za ramię.

     Odwracam się instynktownie, jednak niemal natychmiast tego żałuję. Rozglądam się w poszukiwaniu przyjaciółki, tylko po to, aby uratować się jakoś z niezręcznej sytuacji, ale zauważam, że wciąż z kimś rozmawia. Tak więc, zostaję skazana na Leondre. Po raz kolejny.

     - Katherine - mówi, lecz gdy widzi moją reakcję, szybko dodaje - Napijesz się czegoś?

     - Teraz już muszę.

     Nie wydaje się urażony moimi słowami. Wręcz przeciwnie - wygląda na to, że przypadkiem sprowokowałam go do rozmowy.

     - Skoro wymieniamy się uprzejmościami, to co u Nicka?

     - Co u Stephanie? - marszczę brwi, zaskoczona atakiem z jego strony. Nie spodziewałam się, że będziemy grać aż tak nieczysto.

- Jeszcze tego nie przegadaliśmy, ale chyba jesteśmy razem. Dalej nie mogę w to uwierzyć - odwraca głowę w bok i zauważam, że wskazuje na siedzącą na schodach Stephanie z plastikowym kubkiem w dłoni. - Nie zasługuję na nią.

- Mam przyznać ci rację? Tego właśnie ode mnie oczekujesz?

- Jesteś zazdrosna?

- Umieram z rozpaczy, że jakoś się pozbierałeś - staram się, by wyczuł ironię w moim głosie, ponieważ nie chciałabym, aby faktycznie wziął to na poważnie. Wtedy miałabym problem.

- Czyli jesteś.

     - Muszę się napić - stwierdzam i zostawiam go za sobą.

     Idę tam, gdzie z reguły jest najwięcej ludzi, czyli do kuchni. Po drodze rozglądam się za przyjaciółką, ale nie mogę nigdzie jej dojrzeć. Wzdycham, bo spodziewałam się, że właśnie tak to się skończy.

     Biorę jeden z plastikowych kubków i wyciągam rękę, aby sięgnąć po butelkę wina, którą ktoś nagle zabiera mi sprzed nosa. Podnoszę wzrok i wywracam oczyma, kiedy orientuję się, że to znowu Leondre.

     - Jeszcze ci się nie znudziło? - przechwytuję od niego butelkę i nalewam sobie alkoholu.

     - Nie wiem, co próbujesz mi wmówić - wzrusza ramionami, udając zaskoczonego. - Przyszedłem tylko się napić. Jak większość z nas.

     - Na każdej imprezie wybierasz sobie dziewczynę, za którą chodzisz?

     - Już mam jedną. Jest bardzo-

     - Nie chcę tego słuchać - przerywam mu, bo wiem do czego zmierza.

     - Strasznie cię to boli, co? - droczy się ze mną, jakby nie potrafił wyczuć, że to nieodpowiedni moment.

     - Powiem to po raz ostatni. Masz własne życie, a ja nie zamierzam się w nie wtrącać. Jeśli jesteś szczęśliwy, gratuluję. Ale skończ wreszcie z tymi dziecinnymi zaczepkami, bo moja cierpliwość kiedyś się skończy.

     Upijam łyk wina, obserwując reakcję chłopaka. Stoi z pustym kubkiem w dłoni i wygląda, jakbym rzeczywiście uraziła jego ego. Postanawiam się tym nie przejmować, tak, jak on nie przejmował się moimi uczuciami, kiedy co chwilę wchodził z brudnymi butami w mój związek, jakby miał do tego jakiekolwiek pieprzone prawo. A nie miał. Właśnie na tym polega cały problem.

     - A teraz pozwól, - wymijam go - że napiję się czegoś mocniejszego.

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz