[2] 5

5.4K 386 113
                                    

*KATHERINE'S POV*

Mimo tego, biorę do ręki kopertę i przez kilkanaście sekund obracam ją w palcach. W końcu decyduję się na otwarcie.

Nawet jeśli jest tam coś, czego nie chcę widzieć, to jednak wolę zaryzykować. Dlatego wyciągam kartkę i spoglądam na dość krótką treść.

Katherine!

Przede wszystkim, chciałbym życzyć Ci Wesołych Świąt i właściwie to tyle.

PS. Wiem, że o mnie nie zapomniałaś

Leo xx

Po przeczytaniu tego, mimowolnie uśmiecham się pod nosem, bo jemu znowu udało się mnie rozgryźć. Nawet w jednym zdaniu potrafi uchwycić to, co czuję od dłuższego czasu.

Chcę schować list do szuflady, ale zaglądam jeszcze do koperty i okazuje się, że coś jeszcze jest w środku.

Wyciągam z niej nasze wspólne zdjęcie. Zostało zrobione prawdopodobnie na początku września zeszłego roku, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jestem na nim z Leo, kiedy uśmiechnięci wpatrujemy się w obiektyw aparatu Charliego. Okoliczności jego powstania były zabawne, bo wtedy akurat oni uczyli mnie jeździć na deskorolce. Nie powiem, prawie się na tym zabiłam, a Devries dodatkowo się ze mnie śmiał. Dlatego dosłownie rzuciłam się na niego, oplatając nogi wokół jego bioder. Chłopak był zdezorientowany tą sytuacją, więc oczywiście wywalił się na asfalt. Natomiast niebieskooki dziwnym trafem miał przy sobie aparat i uchwycił tę chwilę na zdjęciu.

Wraz z tym wspomnieniem, czuję łzy w oczach, które staram się powstrzymać, szybko mrugając.

Naprawdę nie chcę przypominać sobie o tych miłych chwilach, spędzonych razem. Nie potrzebuję tego. Przecież on powinien być dla mnie jedynie przeszłością, nie mogę o nim myśleć.

Słyszę pukanie do drzwi, więc standardowo odpowiadam "proszę", a do pomieszczenia wchodzi moja mama.

- Hej - wita się ze mną i rozgląda się wokół, siadając na łóżku.

- Taa, hej... - po moim głosie, kobieta na pewno może stwierdzić, iż jest coś nie tak.  - Nie chcę Cię wyganiać, ale po co przyszłaś?

- Musimy pogadać, Katherine, bo widzę, że sama nie rozwiążesz tej sprawy.

Zastanawiam się, o co tym razem jej chodzi. Nie przypominam sobie, żebym ostatnio zrobiła coś złego. Policja też nie przyprowadzała mnie do domu.

- Okay, ale o czym? - zajmuję miejsce obok rodzicielki. - Jak dla mnie, to wszystko jest w porządku.

- Hmm, może trudno jest rozmawiać o takich sprawach z mamą, jednak chcę Ci pomóc, skarbie. Wiem, jak to jest mieć te siedemnaście lat...

Odwracam głowę i posyłam kobiecie pytające spojrzenie, ponieważ nadal nie wiem, o co jej chodzi. Przecież nie umiem czytać w myślach.

- Leondre Devries.

O, nie, nie, nie...

Nie dam się wrobić w rozmowę o nim.

- Robisz to specjalnie, tak? - krzyżuję ramiona na klatce piersiowej. - Wy wszyscy chcecie mnie nim dodatkowo dobić!

- Nie, to nie tak... - mama próbuje mnie jakoś uspokoić i kładzie dłoń na moim kolanie.

- A jak?! Czy tak trudno jest zrozumieć, że nie chcę o nim słyszeć? Nie możesz zwyczajnie zostawić tej sprawy, skoro nigdy nie interesowało Cię moje życie?

- Cierpisz przez niego.

- I właśnie o to mu chodziło! Osiągnął swój cel, więc należy odpuścić.

- Mylisz się, właśnie dlatego nie możesz odpuszczać, tylko musicie sobie to wyjaśnić! - na jej słowa, wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju.

Mogę usłyszeć, jak krzyczy, abym została, jednak to ignoruję.

Zbiegam po schodach, po drodze wpadając na Charliego, który, o cholera, jest bez koszulki... Przygryzam wargę i staram się go ominąć, ale ten uniemożliwia mi przejście.

- Katie, co się dzieje? - pyta, pochylając się nade mną.

Jego nagi tors jest idealnie na wysokości moich oczu, więc próbuję patrzeć w inną stronę. Nie chcę, aby coś o mnie pomyślał.

- Jest dobrze, spokojnie - wreszcie udaje mi się przejść.

Wygląda na to, że blondyn sobie odpuszcza, bo z powrotem wchodzi na schody.

Dlatego korzystam z okazji i zakładam buty oraz narzucam na siebie kurtkę. Potem po prostu wychodzę z domu.

Muszę to wszystko przemyśleć.

okay | l.d.Where stories live. Discover now