26 ✔️

7K 451 76
                                    

     Przed szkołą czeka już na mnie Charlie, oparty o maskę samochodu. Gdy mnie zauważa, uśmiecha się szeroko, a w jego policzkach tworzą się dołeczki.

     Chcę do niego podejść, ale zatrzymuje mnie głos Leondre. Czy on zawsze musi pojawiać się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie?

     - Zaczekaj, Katherine! - odwracam się, a on kładzie dłoń na moim ramieniu. Strącam ją szybkim ruchem.

     - Nie teraz, okej? - wskazuję na Lenehana, przysłuchującego się naszej rozmowie. - Mieliśmy gdzieś jechać.

     - Chciałem przeprosić.

     Nie komentuję tego, że wybrał sobie wprost idealny moment na wylewne przeprosiny.

     - Nie masz za co - wzruszam ramionami, głównie dlatego, że chcę się go pozbyć. Nie chcę kazać Charliemu czekać. - Każdy z nas ma własne życie i z niczego nie musimy się sobie tłumaczyć.

     - Niby tak, ale ostatnio w kawiarni... - urywa w połowie zdania i spuszcza wzrok na swoje buty. Zauważam, że trzyma mocno zaciśnięte pięści, więc na pewno jest to dla niego trudne.

     Najwyraźniej nie mam wyboru i nie uniknę tej rozmowy. Dlatego podnoszę jego brodę, aby na mnie spojrzał.

     - Jeśli chodzi o Ste-

     - Nie zawsze musi o nią chodzić, Katie.

     Przełykam ślinę, zaskoczona tym, że pierwszy raz zdrobnił moje imię. Do tej pory zwracał się do mnie po prostu „Katherine" i sądziłam, że tak już pozostanie. Mimo wszystko, dobrze jest usłyszeć to z jego ust.

     - Więc o co? Po prostu to powiedz i miejmy to z głowy.

     - Nie chcę mieć tego z głowy - denerwuje się. Spoglądam na Charliego, ale on nawet na nas nie patrzy, bo jest zajęty swoim telefonem. Wygląda na to, że postanowił dać nam trochę prywatności. - Nie chcę mieć- Nieważne.

     - Skoro tak...

     - Czy zerwałaś z Nickiem przeze mnie? - w końcu zbiera się na odwagę, by to powiedzieć.

     Patrzę mu w oczy i czuję, że jest za blisko. Te brązowe tęczówki wiercą we mnie dziurę, oczekując reakcji, a ja nawet nie potrafię się odezwać. Znam odpowiedź. Powtarzałam ją sobie tysiące razy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała jej faktycznie użyć. Czy chodziło o Leo? Zawsze o niego chodzi, więc to akurat nie podlega dyskusji. Mój świat obraca się tylko dzięki jego obecności. Bez niego nie ma mnie. Dlatego w każdej mojej decyzji jest cząstka niego i nie potrafię tego zatrzymać.

     - Nie wiem. Ja już nic nie wiem - wzdycham, zmęczona pulsowaniem przy swojej skroni. Czuję, że lada chwila wybuchnie mi głowa.

     Blondyn zapewne widzi, co się ze mną dzieje, bo jednym ruchem przyciąga mnie do siebie i zamyka w ciasnym uścisku. Wtulam się w niego i już wiem, że tego właśnie oboje potrzebowaliśmy.

     - To wszystko jest za bardzo skomplikowane - przyznaję w końcu. - Jesteś ty. A potem znowu cię nie ma.

     - Wiem. Wiem - szepcze w moje włosy. - Przepraszam.

     - Dlaczego wy musicie być tak cholernie słodcy? - podchodzi do nas Charlie i dołącza do grupowego uścisku.

     - Dusisz mnie! - piszczę po chwili, gdy zaczyna brakować mi powietrza.

Siedzimy w samochodzie Charliego od prawie dwudziestu minut i praktycznie chłopakowi nie zamyka się buzia. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, bo nawet cieszę się z tego powodu. Przynajmniej sama nie musze się odzywać, a aktualnie nie w ogóle nie mam na to nastroju.

Szczerze? Naprawdę żałuję, że Leondre z nami nie jedzie. Co prawda, Lenehan zaproponował mu, aby do nas dołączył, ale ten wykręcił się przez spotkanie ze Stephanie. Widziałam, że Charliemu nie podoba się taki obrót spraw, a ja wcale się mu nie dziwię. Jak dotąd byli najlepszymi przyjaciółmi, a Devries nigdy nie wykręcał się ze spotkań.

- O czym myślisz? - wyrywa mnie z zamyślenia.

- O niczym - śmieję się, ale po chwili dodaję - Nieważne, zapomnij.

- Okej, to było dziwne - przyznaje zgodnie z prawdą i uśmiecha się, mówiąc coś pod nosem.

- Co tam mruczysz?

- Że pasujecie do siebie - posyła mi całusa w powietrzu, co tylko potwierdza, że jest idiotą. Kto normalny odrywa rękę od kierownicy, prowadząc samochód? A no tak, Charlie Lenehan, który uważa się za świetnego kierowcę.

- Zaraz nas zabijesz! - krzyczę, a chłopak specjalnie mnie podpuszcza i podnosi obie ręce. Odwraca się w moją stronę i szeroko uśmiecha. - Nie, nie ta mina. To na mnie nie działa.

- Na każdego działa.

- Na starsze panie na sto procent - podśmiewuję się z niego, ale on nic sobie nie robi z moich docinków.

- Co mam na to poradzić? Tylko one zwracają na mnie uwagę.

- CHARLIE!

Tylko tyle udaje mi się krzyknąć, bo samochód skręca na przeciwny pas, wprost na nadjeżdżającą ciężarówkę.

okay | l.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz